Mira w Wielkanoc poznała Judytę, nową dziewczynę syna. – Podoba mi się – szepnęła do ucha Grzegorzowi. – Mnie też – usłyszała od niego w odpowiedzi.
Potem była rewizyta. Judyta i Grzegorz zaprosili Mirę do siebie. Grzegorz mało się odzywał, za to Judyta, krzątając się w kuchni, opowiadała o swojej pracy w muzeum.
– Konserwacja obrazów to fascynująca praca – wyraziła swoje uznanie Mira.
– Też tak sądzę – dorzucił Grzegorz.
Kilka dni później o losy związku Judyty i syna Mira zapytała mnie.
– Bardzo bym chciała, żeby Grześ wreszcie założył rodzinę – powiedziała.
– Jak każda matka dorosłego dziecka – zauważyłam.
– Tyle że Grześ nie miał dotąd szczęścia do kobiet. Pamięta pani jego związek z Tamarą. Jak go zostawiła, to wpadł w taką depresję! Na szczęście to przeszłość…
– Kiedy kończy się przeszłość? – zapytałam samą siebie. Ale Mira to usłyszała, więc musiałam ją jakoś uspokoić.
– Wygląda na to, że obojgu, Judycie i Grzegorzowi, zależy na trwałym związku…
– Gdyby mieli dziecko… – wtrąciła.
– Zostanie pani babcią. To będzie dziewczynka.
Wyszła ode mnie zachwycona. Podczas następnej wizyty Mira potwierdziła, że młodzi starają się o dziecko. Pod koniec roku do Polski wróciła Tamara i skontaktowała się z Grzegorzem. Miał jej pomóc znaleźć mieszkanie. Nie mógł czy nie chciał jej odmówić? Przez miesiąc nawet żadnego telefonu. I nagle Tamara zjawia się z wiadomością, że… jest z nim w ciąży. „Pamiętasz, jak oglądaliśmy ten dom za miastem…”. Co miał nie pamiętać. Wieczorem wrócił do domu. Judyta zapowiadała jakąś fantastyczną niespodziankę. Ubiegł ją.
reklama
– Tamara oczekuje mojego dziecka – powiedział od razu.
– I musisz być przy niej? – zapytała z jakimś dziwnym spokojem.
– Chcę – odpowiedział bardziej stanowczo, niż zamierzał.
W ciągu kilku dni się wyprowadził. Judyta musiała zatroszczyć się o siebie. Obliczyła swoje zasoby (zaoszczędziła trochę gotówki, pracując za granicą) i wkrótce wylądowała po drugiej stronie rzeki, w tej gorszej dzielnicy. Tu mogła kupić małe mieszkanie. Na początku trochę się bała miejscowych, ale niesłusznie. Szybko okazało się, że ci „zmęczeni życiem” mężczyźni, stojący w bramach i siedzący na ławkach przed domami, potrafią pomagać i być wdzięczni. A ich matki, żony i kochanki – dzielić się doświadczeniami. Zwłaszcza z taką młodą, samotną kobietą jak ona, w coraz bardziej widocznej ciąży…
Mira długo nie mogła przeboleć końca związku Judyty i Grzegorza. Nie lubiła Tamary, nie wierzyła w jej cudowną przemianę. Tylko to oczekiwane dziecko powstrzymywało ją przed zrobieniem czegokolwiek. Miała też pretensję do mnie.
– No, ale chociaż jest dziecko – dodawała. Mira nie mogła zwłaszcza wybaczyć sobie, że nie spotkała się z Judytą, że nie powiedziała, jak bardzo jej przykro. Ale po pierwsze zakazał jej tego syn, a po drugie pomyślała, że Judycie wcale nie będzie od tego jej żalu łatwiej…
Gdy Tamarze i Grzegorzowi urodził się syn Julek, wcześniak, choć… wcale nie taki mały, Mira oszalała ze szczęścia. Ale mnie nie odpuściła: – Jeśli pamiętam, miała być wnuczka – przypomniała na kolejnym spotkaniu.
Judyta wypatrzyła w pobliżu swojej kamienicy zabity deskami lokal z wejściem od ulicy. Koleżanka namówiła ją na otwarcie w nim second handu. Gdy już załatwiała potrzebne pozwolenia, zapukała do niej staruszka z pierwszego piętra.
– Taki sklep się pani nie uda – stwierdziła. – Ostatni właściciel, pan Rabski, jeszcze sprzed wojny, powiedział mi, że „w tym miejscu albo będzie to, co było, albo nic”.
– A co było? – zapytała Judyta.
– Zakład fotograficzny, rzecz jasna – usłyszała. – Po wojnie nowi zrobili tu cukiernię, potem mydlarnię, fryzjera, warzywniak, wszystko po kolei zbankrutowało.
No i Judyta, mimo że nie wierzyła w klątwę Rabskiego, uznała, że zakład foto to świetny pomysł. Zdjęcia robiła od dawna, mogła także odświeżać stare fotografie. Wzięła więc kredyt na profesjonalny sprzęt i ruszyła tuż przed swoim rozwiązaniem. Od staruszki z pierwszego piętra dostała pudło z fotografiami z tego przedwojennego zakładu. Ułożyła je na wystawie. W środku dwa duże zdjęcia ślubne: młodej i niemłodej już pary. – Źle leżą – skrytykowała staruszka. – Trzeba przestawić. Albo same to zrobią.
Nie zrozumiała, o co chodzi z tym samoprzestawianiem fotografii. Nie miała jednak czasu dociekać, bo musiała jechać do szpitala. W nocy urodziła Celinkę. Po roku nieudanego małżeństwa Tamara oświadczyła Grzegorzowi, że Julek nie jest ani jego synem, ani wcześniakiem! Przeprosiła za to, że go oszukała, ale biologiczny ojciec nie chciał się z nią ożenić, a rodzina nie życzyła sobie bękarta. Jej słowa potwierdziły testy. Grzegorz, nie czekając na wyniki, wyjechał za granicę i zapowiedział, że już nigdy nie wróci.
Najbardziej przeżyła to wszystko Mira. Myślałam, że przyjdzie do mnie z pełnym wyrzutów pytaniem, gdzie jest jej zapowiedziana w kartach wnuczka, ale nie przyszła. Niecałe cztery lata później sama sobie na to pytanie odpowiedziała. Tamtego wiosennego dnia spotkała w Ogrodzie Botanicznym Judytę z dziewczynką o imieniu Celina, która wyglądała jak… mały Grześ! I z otwartą buzią słuchała opowieści o roślinach, które zakwitły w kwietniu.
Anna Złotowska
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.