Strona 1 z 3
Karatedo to sztuka walki, która uratowała niejedno życie... Bez walki.
Pierwsze skojarzenie jest oczywiste – sztuka walki powinna ocalić w bójce. I na pewno znajdzie się kilka osób, którym techniki karatedo pomogły wyjść cało z ulicznej opresji. Ale niektórym treningi pomogły, gdy dopadła ich ciężka choroba. – Mnie uratowały życie – mówi Shihan Jerzy Drozdowski, szef warszawskiego dojo – i to jest nie tylko moja opinia, ale również lekarzy.
Dla innych, jak dla uczestniczki treningów, Oliwii, stały się formą psychoterapii. Trafiła tu przez swego znajomego. – Wiedział, jak mnie podejść. Mówił o wspaniałej atmosferze, o świetnych ludziach – śmieje się Oliwia. Nie warto jednak czekać na jakieś przełomowe wydarzenie w życiu, by skorzystać z dobroczynnego zajęć.
– Ćwiczenie wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne – dobry trening podnosi poziom energii, doładowuje akumulatory, pozwala się wyciszyć i uspokoić emocje – mówi Marta. Inna uczestniczka, Lucyna, twierdzi, że odkąd ćwiczy, łatwiej wybacza sobie swoje błędy. – Gdy jest naprawdę ciężko, to idę na trening. A po nim problemy albo są mniejsze, albo ich już nie ma. Karatedo to niesamowita przygoda, która pozwala uwierzyć w siebie i rozwijać swoje możliwości – zapewnia z entuzjazmem.
reklama
Początki podróży Moja przygoda z Karatedo zaczęła się z 10 lat temu. Wokół wszyscy znajomi ćwiczyli jakieś sztuki walki – judo, aikido. Nie chciałam być gorsza. Przypadkiem dowiedziałam się o karatedo na SGH. Była chyba połowa listopada, gdy dotarłam na trening. Wielka sala, tłum ludzi. I nagle ostry krzyk, jakaś niezrozumiała komenda. Ceremonia – chwila medytacji, sekwencja ukłonów. Nieliczni „umundurowani” w białe stroje, często przyozdobione różnokolorowymi pasami, liczyli po japońsku. Cała reszta w dresach lub spodenkach gimnastycznych – po polsku.
Nie będę twierdzić, że od razu pokochałam karatedo. Przez pierwsze kilka miesięcy chrzaniłam równo wszystko, więc powtarzałam uporczywie najprostsze nawet układy ciosów, kopnięć i bloków w domu, by jednak prawa ręka znalazła się tam, gdzie być powinna i nie zamieniła w chwili nieuwagi z lewą nogą. Dlaczego przetrwałam jednak ten trudny początek? Dla osobowości prowadzącego, jego zaraźliwego uśmiechu. Zawsze miał dobre słowo dla każdego i zauważał postępy, a nie tylko całe stado błędów. Ani się obejrzałam,jak Karatedo Doshinkan stało się moją drogą, moim życiem.
Droga Serca Doshinkan to po japońsku Droga Serca. W wielu nazwach stylów i szkół walki pojawia się sylaba „do”, oznaczająca drogę, czyli sposób życia. Co zmienia dodanie tego „do” do nazwy karate? Shihan tłumaczy, że karatedo wywodzi się od karate ortodoksyjnego, z Okinawy. Różnica między nim a karate sportowym wynika z podejścia ćwiczących. – W karatedo wychodzi się od pracy nad sobą, swoimi możliwościami. Natomiast w karate nastawia się głównie na samoobronę. Tam trening związany jest ze współzawodnictwem, odbywają się zawody – mówi Shihan.
Technika wewnętrznego spokoju Tak więc w Doshinkanie poprzez doskonalenie technik pracuje się nad sobą. Poprawia się refleks, koordynację, wyostrza uwagę. Ale najbardziej zaskoczyło mnie to, że... stałam się bardziej spokojna, nabrałam pewności siebie. Nie wynika to z poczucia fizycznej siły czy przewagi. Bo jakie znaczenie ma umiejętność walki przy zdawaniu egzaminów czy wygłaszaniu prezentacji?
dla zalogowanych użytkowników serwisu.