Na pozór nie było nic dziwnego w tym, że przyszły razem – Marta i Ola. Często przychodzą do mnie przyjaciółki, siostry, matki i córki. Ale jak się okazało, te kobiety przywiódł – podjęty przez każdą z osobna – tajemny plan:
Ola pomyślała, że moja wróżba pomoże Marcie, a Marta postanowiła zrobić to dla Oli. Przy czym jedna przed drugą się do tego planu nie przyznawały.
Marta od jakiegoś czasu opowiadała Oli o nowym mężczyźnie: że czuły, że seksowny, że inteligentny – po prostu idealny.
– Wcześniej twój były mąż był idealny – przygadała jej Ola.
– Był, ale zrezygnował – stwierdziła Marta.
– Dlaczego ukrywasz tego nowego?
– Bo romans musi być tajemniczy – wyrecytowała.
Ola jednak podejrzewała, że nie ma żadnego „nowego” o wdzięcznym, acz niedzisiejszym imieniu Witek – z kręconymi jasnymi włosami, brązowymi oczami, mocnym jak na blondyna ciemnym zarostem na twarzy i namiętnymi ustami.
Znały się ze studiów, a po latach osobnych życiowych losów, w czasie których obie wyszły za mąż – Ola za Mariusza, Marta za Adama – spotkały się w tej samej redakcji. Małżeństwo Marty wkrótce się rozpadło. Ola ciągle była wzorową żoną i matką. Oficjalnie. – Wszystko w porządku? – coraz częściej pytała Olę Marta. – Wyglądasz, jakbyś nie przespała nocy. To przez Mariusza?
– Nie, Kubuś się rozchorował – tłumaczyła się Ola.
reklama
Pierwsza weszła Ola.
– Jestem tu z powodu koleżanki – powiedziała, ściszając głos. – Ja nie mam potrzeby patrzenia w karty. Martwię się o Martę.
– Dlaczego? – zapytałam.
– Bardzo przeżyła odejście męża. W dodatku Adam tak się zmienił dla tej kobiety – stał się domatorem, gotuje, sprząta, bawi cudze dziecko, chociaż własnych dzieci z Martą mieć nie chciał.
– Ludzie się zmieniają – powiedziałam i podałam jej karty do przełożenia. Cofnęła rękę. Rozłożyłam więc bez przekładania.
– Pani nie zrozumiała – zdenerwowała się. – Chcę, żeby pani powróżyła Marcie. Ja sobie tu posiedzę, udając, że stawia mi pani karty. Bo nie powiedziałam jeszcze najważniejszego: Marta od jakiegoś czasu udaje, że w jej życiu pojawił się nowy mężczyzna. Jakiś blondyn. To chyba przejaw rozpaczy czy desperacji. Bo przecież ona woli brunetów…
– Jak to jest być szczęśliwą? – zapytałam podstępnie po chwili.
– Nie wiem – odpowiedziała odruchowo. I już było za późno, żeby się z tego wycofać.
– I nie jestem gotowa, by chcieć być szczęśliwą… – dodałam za nią.
– Za jaką cenę? Przecież mam rodzinę – obruszyła się. – Zgoda, Mariusz czasem źle mnie traktuje, poniża. Zwłaszcza gdy wypije. Ale przecież Kubuś potrzebuje ojca. Miałabym zostać sama jak Marta i wymyślać sobie kochanków!?
– A jeśli ona nie wymyśliła tego mężczyzny? – zaskoczyłam ją.
– On naprawdę istnieje? – zapytała zbita z tropu.
– Każdy ma swoją tajemnicę. Pani też – przypomniałam.
– Boję się wróżb – przyznała nagle, patrząc na rozłożone karty. – Pamięta pani historię króla Edypa; gdyby wyrocznia delficka nie przepowiedziała mu, że zabije ojca i ożeni się z matką, nie musiałby przed wróżbą uciekać i w końcu jej ulec, przegrywając z losem.
– Sądzi pani, że jeśli wróżba nie zostanie wypowiedziana, to jakby problemu nie było?
– Może to naiwne, ale tak.
Pożegnałam Olę, mając nadzieję, że tak jak wróżb nie unika badań lekarskich, przekonana, że jeśli ich nie zrobi, to będzie oznaczało, że nie jest chora. Zauważyłam przy tym, że zanim wyszła z pokoju, przybrała tę swoją spokojno-radosną minę, z jaką do mnie weszła.
Przyszła kolej na Martę. Ona też miała tajemną misję.
– Przyszłam do pani z powodu Oli – oświadczyła na wstępie. – Domyślam się, że od dłuższego czasu bardzo źle się dzieje w jej małżeństwie. Ona nie chce się do tego przyznać. Pomyślałam, że może karty przekonają ją, że powinna, że warto dać sobie szansę…
– Tak jak zrobiła to pani? – wtrąciłam.
– Udało mi się pozbierać dzięki nowemu mężczyźnie.
– Pani koleżanka nie wierzy w jego istnienie.
– Musiałam go ukryć – przyznała – bo Błażej to przyjaciel mojego byłego męża. Ola i Mariusz dobrze go znają. Spotykamy się wszyscy u wspólnych znajomych… Dlatego zamiast ciemnych włosów Błażeja wymyśliłam jasne loki Witka, zamiast niebieskich oczu – brązowe, a usta ściągnęłam z Brada Pitta…
– Ola wkrótce przestanie się oszukiwać i podejmie decyzję – wróciłam do obaw Marty o koleżankę. – Jest silniejsza, niż sama myśli. A co do pani… – spojrzałam w karty.
– Ja wiem – przerwała mi – że mój nowy związek nie przetrwa. Ale na razie jest dobrze. Jemu i mnie. A potem, kto wie, co ześle los…
– A jeśli to będzie blondyn o brązowych oczach?
– Zawsze wolałam brunetów – powiedziała z uśmiechem.
Minęło sporo miesięcy, zanim Ola doprowadziła do tego, że to jej mąż Mariusz, a nie ona, jak to zwykle bywa z ofiarami rodzinnej przemocy, musiał wynieść się z domu. Marta zaś w tajemnicy spotykała się z Błażejem do czasu, gdy pojawił się mężczyzna „zesłany przez los”. Któregoś dnia przyszedł do redakcji z artykułem… Miał jasne, kręcone włosy, brązowe oczy i usta Brada Pitta. Tylko imię nie zgadzało się z tym wymyślonym.
Anna Złotowska
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.