Na walentynki mąż zafundował mi parę dni w spa. Cóż, mężczyźni bywają okrutni.
Wiadomo przecież, że występuje tam wyraźne zachwianie równowagi zatrudnienia, jeśli chodzi o płeć. Wśród personelu nie uświadczysz żadnego porządnego mężczyzny. Za to roi się od atrakcyjnych, smukłych, dobrze zrobionych młodych kobiet, które z uśmiechem każą ci się rozebrać do naga. Twierdzą, że to niezbędne, by osiągnąć najkorzystniejsze rezultaty różnych cudownych zabiegów, które ze starego, przywiędniętego kartofla, jakim – jesteś pewna – wydaje im się twoje ciało, zrobią warzywo dobrze nawilżone, uklepane i bardziej strawne.
Z wielu drobnych zniewag, jakie musisz w życiu znosić, jedną z najbardziej poniżających jest zdejmowanie majtek i biustonosza przed młodszą o pokolenie laską, która uprzejmym acz lekceważącym spojrzeniem rejestruje osobliwości twojego ciała, przekonana oczywiście, że jej podobne kalectwo W ŻYCIU nie dotknie. Czynisz rozpaczliwe wysiłki, by zachować niewzruszoną twarz, kiedy mierzy ci grubość „tkanki tłuszczowej” na brzuchu i informuje, co należy wypłukać, wypocić lub zetrzeć wraz z warstwami naskórka, który nie jest zbyt mocno do ciebie przytwierdzony, byś mogła znów wyglądać jak człowiek.
Siedzę więc zakutana we frotowy szlafrok. Ćwiczę wciąganie brzucha, by zamaskować skutki niepohamowanego apetytu i przedłużających się ataków lenistwa… I pocieszam się, wyobrażając sobie, jak w podobnych okolicznościach zachowałaby się jakaś znana kobieta last minute. Zwłaszcza taka, która ogłasza, że dzięki cudownym ziółkom XX właśnie schudła 20 kilo, albo przysięga, że się nie szprycowała kwasem i botoksem, tylko co rano wdychała pranę z nieba w znanej klinice YY i to ona uczyniła ją znów piękną i młodą.
reklama
Prasa wierzy we wszystko, starzejące się kobiety też. Ale nie kosmetyczka. Ta jednym fachowym spojrzeniem dotrze do sedna sprawy. A gdy popatrzy na mnie, od razu będzie wiedziała, że mam szansę być piękna jedynie… wewnętrznie. Tak – jezdem, jaka jezdem. Nie ma co zazdrościć gwiazdom poprzerabianych ciał.
Niedawno, by poprawić sobie humor, pobiegłam na poświąteczną wyprzedaż. Przez dwie godziny wydzielałam na przemian serotoninę (gdy coś na mnie pasowało) i adrenalinę (gdy zerkałam na cenę). Ale w końcu udało mi się – jak zwykle – kupić parę ciuszków w paski. Ruszyłam więc do kasy, przed którą kłębił się tłum z łupami. Grzecznie przytupywałam w swoim miejscu, gdy nagle usłyszałam TEN głos.
Przede mną w kolejce stała GWIAZDA z mężem. We własnej okrągłej osobie, choć szczegóły jej rewelacyjnej niedawnej diety opisywały wszystkie gazety. W srebrnym wdzianku, czarnych legginsach, w nabitych ćwiekami kozaczkach. Rozejrzałam się dookoła, czy aby wszyscy są świadomi faktu, o jak wielki świat się ocierają.
Byli. Ci stojący najbliżej udawali, że gwiazdy nie dostrzegają i przyglądali się jej dyskretnie, zawieszając wzrok w przestrzeni lub omiatali mimochodem dal obok niej. Ci, którzy stali dalej, traktowali gwiazdę jak okaz w ogrodzie zoologicznym, nie spuszczając z niej oka i komentując dość głośno jej wygląd. Uchem łowiłam różne obserwacje od „wygląda zupełnie inaczej niż w telewizji…”, „zdecydowanie powinna się szarpnąć na operację plastyczną…”, aż po „naprawdę żal mi jej męża…”.
Kasjerka – młodziutka panienka – obsługiwała gwiazdę jak w ekstazie, dorzuciła prezent od firmy i wyraziła ogromną radość. Po zapłaceniu rachunku gwiazda zagarnęła torby i – wraz z mężem – ruszyła do wyjścia, powłócząc straszliwie nogami… „Widocznie za dużo skakali na ostatnim balu”, zmartwiło się jakieś babsko za mną.
Przed oczami miałam wywiady gwiazdy dla pisemek, które co miesiąc przeglądam u fryzjera… Na zdjęciach wyglądała olśniewająco i niewiele przypominała tę z kolejki przede mną. Ja, gdyby kiedyś spłonęły wszystkie moje fotografie sprzed lat, nigdy bym nie mogła udowodnić, że też byłam niezła. Oczywiście marzę czasem, by wyglądać nie tak jak dziś, a tak jak kiedyś… Ale najbardziej marzę, by nikt mi nieustannie nie wmawiał, że powinnam wyglądać tak jak kiedyś. Choć gdy się naprawdę zestarzeję, wolałabym nie wyglądać tak jak gwiazda w naturze, a tak jak w fotoszopie w tych kolorowych pismach. Poza tym pieprzyć tych, którzy każą mi wyglądać lepiej. Jezdem, jaka jezdem…
Teresa Jaskierny
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.