Strona 1 z 3
Szokowała świat mody przez pół wieku. Anna Piaggi, redaktorka włoskiego magazynu „Vogue”, miała pomysły bardziej oryginalne niż najwięksi kreatorzy mody.
Na przyjęciu ślubnym projektantki mody i córki sławnego malarza Palomy Picasso oraz dramatopisarza Rafaela Lopeza-Cambila przyćmiła nawet pannę młodą. Anna Piaggi, już wtedy słynąca z oryginalnych strojów, pojawiła się w pokaźnym kapeluszu z samych piór. W pewnym momencie zapaliły się one od świec w kryształowych kandelabrach i misterna konstrukcja momentalnie zamieniła się w pochodnię. Tę i wiele innych anegdot z życia legendarnej redaktorki włoskiego magazynu „Vogue” wspominali przyjaciele Anny Piaggi, kiedy zmarła 7 sierpnia 2012 roku w wieku 81 lat.
Klatka dla ptaków zamiast torebki
– Odeszła jedna z ostatnich ikon mody i urody – tymi słowami zareagowała na wieść o śmierci Anny Piaggi amerykańska modelka i aktorka burleskowa Dita von Teese. Piaggi była najbarwniejszą postacią w świecie pełnym oryginałów i indywidualności. Nigdy nie ubierała się, aby wyglądać modnie, sexy czy elegancko.
Swoje kreacje tworzyła dla własnej przyjemności. Żeby mieć wielkie wejście, żeby to o niej wszyscy mówili, żeby przyćmić nawet najpiękniejsze kobiety (sama nie była ładna, choć wolała mówić, że nie jest fotogeniczna). – A także po to, by dostarczyć rozrywki innym – twierdził najsłynniejszy szewc świata, Manolo Blahnik, który znał Piaggi od 1979 roku i uważał ją za jedną z trzech największych dam mody (obok pracującej dla Metropolitan Museum of Art Diany Vreeland oraz modelki i dyrektor kreatywnej amerykańskiego „Vogue’a”, Grace Coddington).
reklama
Nawet po osiemdziesiątce zaskakiwała odważnym makijażem i niezwykłymi kreacjami. A malowała się mniej więcej tak: usta Kupidyna pokryte grubą warstwą rubinowej szminki, na policzkach okrągłe kolory wymalowane intensywnym różem, mocne cienie na powiekach. Jej znakiem rozpoznawczym było opadające na policzek niebieskie pasmo włosów, stylizowane na staroświeckie fale. Do tego strój równie ekstrawagancki jak makijaż. Dziwaczne kapelusze, mieniące się kolorami cyrkowe wzory, biżuteria jak u sroki, strusie pióra, pompony oraz uwielbiane przez nią małe laski i lornetki. A zamiast torebki… klatka dla ptaków.
Chodzące dzieło sztukiByła nieustannie bohaterką plotkarskich portali. Pisano tam o niej jak o dziwaczce, traktowano trochę jak karykaturę mody. Ale jej gust, pomysły oraz nieszablonowy twórczy styl podziwiali wielcy kreatorzy. I to było dla niej najważniejsze. W oczach tych, którzy wyznaczali trendy mody, była chodzącym dziełem sztuki. Nie lubiła tego określenia, choć to ono najlepiej ją opisywało. Każdy jej strój był niepowtarzalny, a jej specjalnością było łączenie rzeczy vintage z najnowocześniejszymi fasonami i dodatkami.
Zgromadziła olbrzymią kolekcję ubrań. W 2006 roku niektóre z nich prezentowano w bardzo szacownym londyńskim Victoria & Albert Museum na wystawie „Piaggi Fashionology”. Goście mogli wtedy obejrzeć prawie 3 tysiące sukienek, 265 par butów, 932 kapelusze i 31 boa z piór. Stroje największych projektantów mody (m.in. Chanel, Balenciagi, Fendi, Galliano, Poireta), a także ubrania historyczne pochodzące nawet sprzed 200 lat.
Swoich sukni, żakietów, dodatków nie traktowała jednak jak eksponatów muzealnych. Mówiła, że jej ubrania – mimo że powinny zostać kiedyś uznane za „część dziedzictwa narodowego Włoch” – są tylko „frivolities” (błahostkami). Każdego ranka z tej ogromnej kolekcji ubrań i dodatków z różnych trendów i epok wybierała kilka i wkładała na siebie, tworząc oryginalny zestaw. Tylko na pozór ten wybór mógł wydawać się przypadkowy. Tak jednak nie było, co zauważał każdy, kto choćby pobieżnie znał historię mody.
Kufry na weekend, wagon na tydzieńPani Piaggi konsekwentnie trzymała się jednej zasady – nigdy nie pokazywała się publicznie dwa razy w tym samym stroju (nigdy nie wychodziła też ze swojej sypialni bez makijażu). Nawet kiedy wyjeżdżała jedynie na weekend, brała ze sobą kilka kufrów. A gdy szykowała się na paryskie Haute Couture czy London Fashion Week – jak żartował jej mąż – wynajmowała cały wagon. Nic dziwnego, że gazety, które relacjonowały pokazy mody, poświęcały czasami więcej miejsca ubraniom Piaggi niż kreacjom, które na wybiegach prezentowały modelki.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.