Sposób na przeznaczenie

Na Gwiazdkę Michał dostał aparat fotograficzny. Drogi, bo profesjonalny. Ale już wcześniej robił zdjęcia. To były tzw. widoki różne.

To było wyjątkowe zdjęcie, bo przedstawiało ją...– Brakuje na nich ludzi – powiedziała mu kiedyś matka. Ludzi Michał nie fotografował. Nie miał śmiałości stanąć oko w oko i pstryk. Ale w końcu się odważył: nowym, tym drogim, aparatem zrobił zdjęcie garbatemu mężczyźnie z wielkim złotym sygnetem na palcu. Tyle że z tyłu… To był jego pierwszy „odwrócony”. Drugim był chudy facet z włosami ostrzyżonymi na jeża i kolczykiem w uchu. W ciągu roku Michał miał już całą kolekcję. Nikomu jej nie pokazywał. Czasem przeglądał fotografie „odwróconych” i dla zabawy wymyślał im życiorysy, a przynajmniej zawody: garbusa zrobił jubilerem, a faceta ze śmiesznym jeżem na głowie – poważnym urzędnikiem.

Numerem 21 oznaczył fotografię dziewczyny otulonej peleryną w zielono-czarną kratę. Szła ulicą z torbą pełną zakupów, a z nieba padał gęsty śnieg. To było wyjątkowe zdjęcie, bo w wymyślonej historii tej kobiety Michał znalazł miejsce dla siebie. W roli jej narzeczonego…
– Co to za dziewczyna? – zapytała matka. Zdjęcie nr 21 znalazła w książce, którą syn zostawił w jej pokoju.
– Nie wiem – odpowiedział.

Kilka miesięcy później matka Michała trafiła do mnie. Ale nie z powodu syna fotografa. Po prostu poznała mężczyznę. I chciała wiedzieć, czy nie okaże się dupkiem, jak jej były mąż. Miałam dla niej dobrą wróżbę na jego temat. Ucieszyła się. Wtedy wspomniała o Michale, że trochę odludek, a szkoda, bo taki mądry i dobry.

reklama

– Jest dziewczyna, o której pani syn myśli – zaskoczyłam ją.
– To jej zrobił zdjęcie – domyśliła się. – Ale nie widać twarzy…
– Będą ze sobą szczęśliwi – powiedziałam.

O drugiego syna nie zapytała. Pewnie dlatego, że uważała Olka za życiowego farciarza. On nigdy nie był sam. Dziewczyny przychodziły, odchodziły. Aż ostatnio została jedna, Anka. Drobna brunetka o bardzo zielonych oczach. Michał chyba po raz pierwszy w życiu zazdrościł bratu. Nie mógł pojąć, co taka śliczna, wrażliwa osoba w nim widzi. Nie mógł zwłaszcza znieść widoku zapłakanej Anki, wybiegającej z pokoju brata. Ani słuchać ich kłótni. A jeszcze bardziej… godzenia się. Któregoś dnia, gdy Anka czekała przed domem na Olka, Michał zrobił jej zdjęcie. Stanął przed nią… i pstryknął. Uśmiechnęła się. Była jeszcze piękniejsza niż zwykle. Michał wywołał zdjęcie i umieścił je w koszulce razem z fotografią dziewczyny w pelerynie. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale jakoś pasowały do siebie… Wymyślona narzeczona i Anka.

– Musisz z tym skończyć, Michale – powiedziała matka, która w końcu domyśliła się jego uczuć. – Anka jest dziewczyną twojego brata.
– On jej nie kocha… – próbował się wytłumaczyć.
– Byłam u wróżki – przerwała mu. – Powiedziała, że będziesz szczęśliwy z dziewczyną, którą poznałeś wcześniej. Zrobiłeś jej zdjęcie. Pamiętasz, padał wtedy śnieg…
– Nie znam tej dziewczyny! – był zły na matkę, że wtrąca się w jego życie.– To tylko fotografia!

W ciągu następnych miesięcy Anka zerwała z Olkiem i zniknęła. Matka przyjęła oświadczyny Jerzego, o którym karty mówiły same dobre rzeczy. A Michał wziął kredyt i kupił mieszkanie niedaleko naleśnikarni, gdzie sprzedawano różne pierogi, i koło zegarmistrza, u którego każdy zegar pokazywał inną godzinę. Któregoś dnia Michał zajrzał do pobliskiego jubilera. I omal się nie roześmiał, widząc za ladą garbatego mężczyznę z wielkim sygnetem – swojego pierwszego „odwróconego”!

Po chwili rozbawienia trochę się jednak zmartwił. Bo jeśli – pomyślał – także inne przypisane do zdjęć historie w jakiś niezrozumiały sposób miałyby się zmieniać w rzeczywistość, to dziewczyna w pelerynie będzie jego narzeczoną… nie Anka.

Na dobre zmartwił się, gdy na ślubie matki i Jerzego zobaczył urzędnika stanu cywilnego. Był nim mężczyzna ostrzyżony na jeża z kolczykiem w uchu! Michałowi przychodziły do głowy różne pomysły cofnięcia skutków siły własnej wyobraźni.
Najpierw chciał zniszczyć zdjęcia „odwróconych”. Ale doszedł do wniosku, że to może być nieskuteczne. Potem wziął od matki mój numer telefonu – zamierzał się dowiedzieć, czy jakimś zaklęciem można wszystko odkręcić. W końcu – jako że był realistą – postanowił zignorować moją wróżbę i odszukać Ankę. To był jego sposób na przeznaczenie.

Odnalazł ją bez trudu. Uśmiechnęła się na jego widok, tak jak wtedy, gdy zrobił jej zdjęcie. A potem poszli na długi spacer. Kilka dni później zadzwoniła, żeby zapytać, jak spędza święta.
– Sam – powiedział.
– To tak jak ja – przyznała się.
– Wigilia we dwoje? – zaproponował.
I zjawiła się u niego w ten wyjątkowy wieczór! Otworzył drzwi. Najpierw zobaczył oprószoną śniegiem zielono-czarną kratę. A potem Ankę z torbą pełną świątecznych specjałów!
– Wróżka wyczytała z kart, że będziemy szczęśliwi – powiedział dużo za wcześnie. A po kolacji z karpiem i kutią Anki oraz z jego pierogami (z naleśnikarni) opowiedział jej historię o wymyślonej narzeczonej.


Anna Złotowska 
fot. shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 12/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl