Sen o jasnej gwieździe przynosi szczęście, o słabo świecącej – biedę, o spadającej – powodzenie. Ale nasi przodkowie potrafili wyczytać na niebie więcej niż zapowiedź przyszłych losów.
Podczas jednego z amerykańskich przyjęć do stojącego jak zwykle na uboczu Alberta Einsteina podeszła gospodyni. Anegdota głosi, że wskazując na jasny punkt na niebie, powiedziała: – To Wenus. Poznaję ją, bo zawsze lśni jak piękna kobieta. Geniusz spojrzał na nią i odrzekł: – Muszę panią rozczarować, ale planeta, którą pani pokazuje, to Jowisz. Na co dama wypaliła: – Ależ z pana, profesorze, niezwykły człowiek! Z takiej odległości potrafi pan rozpoznać płeć planety...
Nasi przodkowie, zadzierając głowy, wyobrażali sobie, że niebo jest siedzibą bogów i istot nadludzkich. Ludy tureckie, na przykład, wierzyły, że gwiazdy są świetlikami w niebiańskim namiocie. W starożytnym Egipcie nazywano je zaś „wioślarzami okrętu boga słońca Ra”, a na półkuli północnej szczególne znaczenie przypisywano Gwieździe Polarnej.
W ciągu nocy nie zmienia ona położenia na niebie. Mongołowie twierdzili więc, że znajduje się dokładnie naprzeciw otworu dymnego w jurcie. A odkrywcy i konkwistadorzy z jej pomocą wyznaczali kurs. Plemiona syberyjskie widziały w niej gwóźdź podtrzymujący nieboskłon, a Słowianie – zwieńczenie Filaru (osi) Świata. W mitologii indyjskiej Gwiazda Polarna wisiała nad stojącą pośrodku świata świętą górą Meru.
Wyznawcy islamu z kolei twierdzili, że znajduje się ona dokładnie nad centrum muzułmańskiego świata, czyli świątynią Kaaba w Mekce i wmurowanym w jej ścianę kamieniem Hadżar. Według muzułmańskiej legendy Bóg zesłał go w darze pierwszemu człowiekowi, Adamowi. Pierwotnie był biały, ale sczerniał pod wpływem grzechów, które zdejmuje z pielgrzymów. Naukowcy skłaniają się raczej ku wersji, że Hadżar jest meteorytem, a czerń – konsekwencją jego gwiezdnego pochodzenia. Do większości ludzi jednak czucie i wiara silniej mówi niż mędrca szkiełko i oko. I tak Ugandyjczycy do dziś uważają, że meteoryt, który spadł 20 lat temu na tamtejsze miasto Mgale, był podarowanym przez boga lekarstwem na AIDS.
W arabskim folklorze kamienie z nieba zrzucały anioły, które w ten sposób przepędzały sprzed bram Raju powietrzne dżinny. Majowie i Aztekowie z kolei widzieli w spadających gwiazdach boskich posłańców, którzy spełniali życzenia ludzi. W Sparcie meteor zapowiadał abdykację króla, a w Rzymie – narodziny potomka.
Spadające gwiazdy odciskały się też piętnem w historii i tak w Egipcie w 903 roku w związku z pojawieniem się deszczu meteorytów ogłoszono amnestię dla przestępców. Na polskiej wsi spadającą gwiazdę traktowano jak komunikat, że kolejna dusza opuściła Czyściec i zmierza do Raju. Wierzono, że jeśli zmarły wiódł dobre życie, zanosi do nieba wypowiedziane prośby. Stąd też zwyczaj wypowiadania życzeń na widok spadających gwiazd.
W czasach pogańskich gwiazdy witano pokłonem i modlitwą. Chrześcijaństwo połączyło Jutrzenkę – Gwiazdę Zaranną – z postacią Matki Boskiej, stąd pozdrawianie jej stało się chrześcijańskim gestem religijnym. Za grzech uznawano próby liczenia gwiazd – były symbolem boskiej nieskończoności, dlatego człowiek nie powinien ich ogarniać umysłem. Nie wolno było ich pokazywać palcem – taki gest obrażał Boga, był jakby wkładaniem mu palca w oko. Groziło to też nieumyślnym… strąceniem własnej gwiazdy.
Zgodnie z ludowymi wierzeniami, narodzinom towarzyszyło pojawienie się na niebie nowej gwiazdki. A im komu pisane były większe czyny, tym jaśniejszym blaskiem miała ona świecić. Ta najsłynniejsza, Betlejemska, obwieściła światu narodziny Chrystusa.
„Byleś za gwiazdą swoją szedł” – powiada Dante w „Boskiej komedii” – „a do chwalebnego pewnie trafisz portu”. W gwiazdach doszukiwano się bowiem obrazu konkretnej duszy i ludzkiego losu. Aby wyczytać przyszłość swojego dziecka, po narodzinach gospodarz spoglądał w niebo. A że dostrzeżenie nieuzbrojonym okiem nowego ciała niebieskiego wymagało rozległych studiów astronomicznych, zazwyczaj stwierdzał, że gwiazdka ginie w blasku innych, więc noworodek będzie wieść „zwykłe życie”.
Światło „osobistej” gwiazdy traktowano nie tylko jako przepowiednię, ale też wskaźnik jakości (fizycznej i moralnej) ludzkiego życia. Pod ciemną – czyli kojarzoną z mrokiem i złymi mocami – gwiazdą przychodzą więc na świat przestępcy, a gdy mówimy, że czyjaś gwiazda rozbłysła, myślimy, że osoba ta osiągnęła sukces. Gasnącą gwiazdę uznawano z kolei za znak, że ktoś na ziemi umiera.
Pojawienie się na niebie pierwszej gwiazdki było tradycyjnym sygnałem do rozpoczęcia wieczerzy wigilijnej. To echo judaistycznego pochodzenia tego zwyczaju (rozbłyśnięcie gwiazdy wyznacza również nadejście szabasu i początek cotygodniowej uroczystej kolacji). Dodatkowo nakłada się na to tradycja pogańskich zapustów, podczas których za biesiadnym stołem razem z żywymi miały zasiadać dusze zmarłych. Tak więc rozpoczynamy wieczerzę, gdy nasi przodkowie dadzą nam z niebios znak światłem gwiazd, że są już gotowi.
Zuzanna Grębecka
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.