Strona 1 z 2
Nie podkradała babcinej talii kart, nie mówiła, że chce wróżyć. Ale życie samo tak splotło jej ścieżki, że Ewa Ślęzak zainteresowała się tarotem. Od 15 lat pomaga innym szukać ich powołania.
Na umówione spotkanie przychodzę przed czasem. Ewa siedzi na ogrodowej huśtawce przed swoim domem w Sosnowcu. Przywołuje mnie gestem. Na jej twarzy błąka się tajemniczy uśmiech. Zaczynamy rozmawiać i szybko się przekonuję, że w Ewie drzemią pokłady cierpliwości. Uważnie słucha i zawsze ma na podorędziu dobre słowo.
Jej historia nie jest podobna do historii dziesiątek innych wróżek, które od dziecka wiedziały, czym chcą się zajmować. Ewa przeciwnie. Nie podkradała babcinej talii kart, nie twierdziła, że chce wróżyć, absolutne nie wiązała swojego życia z tarotem i wiedzą tajemną. Za to od najmłodszych lat wiedziała, że jest inna od pozostałych dzieci. – Byłam przekonana, że nikt mnie nie rozumie, zawsze żyłam jakby obok rówieśników. Kiedy inne dzieci bawiły się radośnie, ja z rękami w kieszeniach płaszczyka albo sweterka chodziłam zamyślona i rozmawiałam z postaciami, których prócz mnie nie widział nikt. „Co ona tam mamrocze znowu pod nosem?”, słyszałam nieraz głos przedszkolanki – wspomina Ewa.
Niemal nieustannie towarzyszył jej lęk. Często śniła o wojnie, w tych snach traciła bliskich, przed kimś uciekała, chowała się w ciemnych i ciasnych pomieszczeniach. Budziła się przerażona. – Grozę nocnych koszmarów potęgowały widziane przeze mnie energie błąkające się po pokojach starej kamienicy, gdzie wówczas mieszkałam z dziadkami. Przed wojną kamienicę zajmowali głównie Żydzi. Wielu z nich zginęło w obozach lub musiało uciekać. Tego wszystkiego dowiedziałam się od babci, kiedy byłam już nastolatką. Zajęłam się poznawaniem przeszłości, bo tak jak drzewo ma korzenie i dzięki temu jest silne, tak człowiek powinien znać przeszłość, poznać tradycje przodków, by się odnaleźć w rzeczywistości – tłumaczy.
reklama
Z biegiem czasu te sny zniknęły, ale ona nadal bała się ciemnych pomieszczeń. Kiedy życiu Ewy zaczęła towarzyszyć ezoteryka, starała się wyjaśnić istotę nocnych koszmarów z dzieciństwa. Karty tarota w układzie karmicznym ujawniły, że w jednym z ostatnich wcieleń była Żydówką, która wraz ze swoimi dziećmi została zagazowana w obozie śmierci. – To jeszcze mocniej utwierdziło mnie w przekonaniu, że w wielu z nas zostaje na krótko jakaś cząstka świadomości z poprzedniego wcielenia – mówi.
Droga do kart Już w liceum zainteresowały ją karty klasyczne, ale ograniczała się do krótkich wróżb dla koleżanek. – Sprawdzały się, więc wciągało mnie to coraz bardziej – stwierdza. Kiedy założyła rodzinę, miała mniej czasu na wróżenie, ale zainteresowanie kartami tylko wzbierało na sile. Mąż podarował jej na urodziny marsylskiego tarota. – Nie wiem, jak go zdobył – wzrusza się Ewa. – Ze skryptów poznawałam symbolikę tych kart. Z dnia na dzień przekonywałam się, że karty są dla mnie bardzo ważne. I jak to zwykle bywa, gdy sami nie dość zdecydowanie sięgamy po coś, co jest nam przeznaczone, życie tak splotło ścieżki, by stało się to, co wydarzyć się musi – mówi Ewa.
Nagle straciła pracę. Trzy lata szukała. Natknęła się na ogłoszenie: Studium Psychotroniczne w Katowicach szukało kandydatów. Przeszła testy i wszystkie rozmowy. – Na zakończenie studiów wróżka Eulalia Pogońska każdemu dedykowała jakąś maksymę. Mnie napisała: „Twoje słowa będą łamały lód w sercach ludzkich” – wspomina Ewa. I tak zaczęła się trwająca już 15 lat przygoda Ewy z kartami.
Bywa, że wszystko mamy zaplanowane, dopięte na ostatni guzik, a jednak pętelka przy tym guziku sprawia wrażenie przyciasnej i zaczynamy się z nią mocować. Po jakimś czasie okazuje się, że nasz plan nie jest najlepszy, ale brak nam odwagi, by go zmienić. Ewa opowiada, jak przyszła do niej pewna młoda dziewczyna. – Powiedziała, że razem z narzeczonym ustalili już datę ślubu, ale od pewnego czasu nachodzą ją wątpliwości, czy dobrze robi. Karty wyraźnie mówiły, że ten ślub ją unieszczęśliwi, że nie będzie miała nic do powiedzenia, zabraknie poszanowania – opowiada Ewa. – W takich sytuacjach wiele osób stwierdza, że już za późno na zmianę decyzji, obawiają się reakcji bliskich. Ale ta dziewczyna zerwała zaręczyny. Po dwóch miesiącach znów się spotkałyśmy. Ze łzami w oczach mówiła, że jest wreszcie szczęśliwa.
Trudne sprawy Tarot nieraz zwraca naszą uwagę na to, czego w zabieganiu nie dostrzegamy. W letni wieczór do Ewy zadzwoniła znajoma katechetka, mieszkająca z rodziną we Francji. Jej córka na każdej mszy, w trakcie przyjmowania Komunii Świętej, dostawała ataku histerii, któremu towarzyszyły torsje. Dziewczynę łączyła silna więź z siostrą jej matki, która popełniła samobójstwo. Podejrzewano więc opętanie. Radzono się egzorcysty. Jednak wszystko to na nic...
dla zalogowanych użytkowników serwisu.