Strona 1 z 3
Pasieki rodziny Kasztelewiczów pilnują dostojni święci i rogate diabły. I razem dziwią się, że świat o pszczołach zapomniał. A przecież gdy znikną pszczoły i ludzie, którzy oddali im serca, zniknie także świat.
Anna i Janusz Kasztelewiczowie, pszczelarze oddani całym sercem swojej pracy, o zagładzie pszczół mówią dziś głośniej niż kiedykolwiek wcześniej. Że pszczołom nie służy chemia, która zalewa pola uprawne, ani rośliny genetycznie modyfikowane, że pola i łąki, zamiast życiodajnymi nektarami, obdarzają dziś śmiercionośną trucizną. A przecież to dzięki pszczołom rośliny mogą wydawać owoce. Kiedy ich nie będzie, zabraknie nie tylko kwiatów, ale i pożywienia! Już Karol Darwin ostrzegał: gdy zginie ostatnia pszczoła, ludzkość, owszem, przeżyje. Ale najwyżej cztery lata.
To dlatego Kasztelewiczowie starają się nie tylko dostarczać jak najzdrowszy miód, ale też urządzają imprezy „uświadamiające”. W Stróżach pod Grybowem, na pograniczu Beskidu Sądeckiego i Niskiego, w słoneczne popołudnie jest tłoczno jak w ulu. Goście, głównie zwykli zjadacze miodu, zjawili się na spotkaniu „Biesiada u Bartnika”. Chcą zobaczyć miejsce, w którym pszczele rodziny wśród czystych jodłowych lasów czują się jeszcze jak w raju. Ujrzeć na własne oczy miodobranie, dowiedzieć się, czym różni się wosk od pyłku, oraz odkryć, ile człowiek może nauczyć się od owada.
reklama
Pomogą im w tym naukowcy – prof. Paweł Chorbiński z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu opowie, jak ciężko żyje się dziś pszczole i co to dla wszystkich może oznaczać. Krakowski farmakolog prof. Ryszard Czarnecki propagować będzie apiterapię w każdym wieku. Jest też ginekolog z Warszawy, który na co dzień przekonuje pacjentki, że miodna dieta może pomóc niepłodnym parom. Prywatnie przyjechał wybitny lekarz z Krakowa po pszczele mleczko dla przyjaciela chorego na białaczkę. Nie od dziś wiadomo, że potrafi ono wyciągnąć człowieka z największych tarapatów.
Pod wieczór naukowcy i ci, dla których miód wciąż jest wielką tajemnicą, usiądą razem na pachnącej łące, pod drewnianym świętym Ambrożym, świętym Franciszkiem albo choćby i diabłem. Wśród nich gospodarze biesiady, Janusz Kasztelewicz i jego żona Anna, oraz ich dwóch synów, którzy bez pszczół nie wyobrażają sobie życia.–
Wśród pszczół nie ma egoistów W podobny słoneczny dzień wiele lat wcześniej Anna, licealistka z Krakowa, usiadła na łące, na którą po raz pierwszy wypuściła swoje pszczoły z ula. Nigdy nie zapomni tamtego bzyczenia. I pewności, że pszczoły, choć teraz rozproszone w okolicy, w końcu i tak, napełnione życiodajnym nektarem, do niej powrócą. Niepewne były tylko odpowiedzi na pytania, które sobie wtedy często stawiała. Dlaczego ona, miejska dziewczyna, co weekend pędzi wiele kilometrów pod Jędrzejów do pasieki wujka, w której stoją już jej, tylko jej ule? Po co jej to wszystko?
– Najpierw była fascynacja pracowitością pszczelich rodzin i ich… poświęceniem dla sprawy – opowiada Anna. – W tych moich ulach ujrzałam społeczność, w której wszystko dzieje się wedle czystych zasad. I to niezależnie od tego, jaką rolę przypisał pszczole los: czy jest tylko robotnicą, trutniem, czy aż królową matką. Wszystko podporządkowane jest wielkiemu dziełu dla następnych pokoleń. W ulu nie ma egoistów. Pomyślałam, że chciałabym lepiej poznać ten świat. Czułam, że pszczoły tworzą go mądrzej niż ludzie, że mogę się wiele od nich nauczyć.
Cud-miód Były czasy, gdy ludzie doceniali ten cud nad cudami. Egipcjanie wierzyli, że pszczoły narodziły się z łez boga słońca Ra. Hinduski bóg Wisznu objawiał się ludziom pod postacią błękitnej pszczoły. Miód ceniły święte księgi Żydów, chrześcijan i muzułmanów. Nieprzypadkowo ziemia kananejska nazwana była krajem mlekiem i miodem płynącym, a król Salomon radził swojemu synowi: „Jedz miód, bo jest dobry i przedłuży dni twego żywota”. Także lekarz nad lekarzami, Hipokrates, traktował miód jak eliksir życia.
A w Polsce? Ci, którzy hodowali pszczoły, najpierw w lasach, w wydrążonych drzewach i kłodach, a dopiero potem w ulach, byli szczęśliwi i wolni. Z pomocą przychodzili im święci, chroniąc ich przed złodziejami i złymi mocami. Przychylny był im święty Ambroży – ten, któremu wedle tradycji, gdy był dzieckiem, pszczoły same przyniosły miód do ust. Pszczelarzom sprzyjali także święci Franciszek i Bartłomiej. Ale też diabły, czarne, rogate, rzeźbione w drewnie, które bartnicy stawiali przed ulami, by odstraszyć nieproszonych gości.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.