Tylko na Zachodzie pieniądze daje Bóg. Na Wschodzie pochodzą one raczej od diabła. Ale to nikogo nie odstrasza od starania się o nie – także za pomocą magii.
Czy to fajnie być bogatym? – Głupie pytanie? Niekoniecznie. Bycie bogatym bywa niebezpieczne! Może dowodzić konszachtów z nieczystymi siłami. Tylko w kulturze protestanckiej powodzenie materialne świadczy zawsze o boskiej przychylności. W Europie Środkowej i Wschodniej nie jest to takie proste: tu odróżnia się dostatek od bogactwa. Ten pierwszy jest pożądany – to bezpieczeństwo materialne, możliwość utrzymania siebie i bliskich na godziwym poziomie. Co innego bogactwo. Nagromadzenie dóbr materialnych, wystawne życie, rozrzutność – uznawane są za coś grzesznego. Niewiele sobie jednak z tego robimy. A praktykowane od wieków magiczne sposoby na przyciągnięcie pieniędzy podobno i dziś czasem działają.
Dać diabłu w mordę
Na wyciągnięcie ręki mamy podziemne skarby, jak choćby skrzynie kosztowności, na których siedzi łęczycki Boruta (u nas często kasę trzyma diabeł). By je posiąść, wystarczy pokonać demonicznego strażnika. Na zdrowy rozum powinien nam być wdzięczny za zwolnienie z tej służby, bo sam nie ma ze skarbów pożytku. Gromadzi je, a potem nudzi się, pilnując ich przed złodziejami. To samo dotyczy smoków, które z upodobaniem sypiają na klejnotach. Nie są skłonne do dzielenia się, ale nie zawsze trzeba je zabijać. Niekiedy wystarczy pokonać (na przykład w grze w zagadki) lub oszukać.
Jeśli zagadki nie są naszą mocną stroną, możemy zaczekać na okazję. Pilnujące skarbów diabły nie są wprawdzie demonami porządku, ale raz do roku muszą się zdobyć na remanent. Wyciągają wtedy złoto na powierzchnię ziemi, by je przewietrzyć, oczyścić i przepalić – inaczej by się zepsuło. Widać wówczas łunę wskazującą miejsce piekielnej przepierki – można się podkraść i podebrać co nieco.
reklama
Inny sposób wymaga równie anielskiej cierpliwości i na dodatek wycieczki na Białoruś. Można tam spotkać czarnego psa, nad którego grzbietem unoszą się płomyki. Na taki widok, miast brać nogi za pas, należy zwierzę dogonić i poklepać, a zmieni się w stos złotych monet. Pies, zwłaszcza czarny, jest w kulturze ludowej kojarzony z diabłem. Mamy więc znowu do czynienia z demonicznym strażnikiem.
Na szczęście niektóre istoty dysponujące nadprzyrodzonymi pieniędzmi są bardziej zasiedziałe. Ot, choćby złota kaczka z warszawskiej legendy, proponującej wzbogacenie się poprzez negocjacje z tym ptaszyskiem. Jest bowiem twardy warunek: trzeba wydać pokaźną sumę w krótkim czasie, i to wyłącznie na własne potrzeby. Chcesz zostać bogatym egoistą? Decyzja należy do ciebie.
Upić opiekuńczego ducha Któż nie marzyłby o tym, by mieć takiego nadprzyrodzonego sponsora na stałe! Kultura ludowa przewidziała i ten wariant. Na Litwie i w Prusach wierzono w demony, skrzaty i duchy opiekuńcze domostw, które dbały o prosperity finansową gospodarzy. Niektóre, jak słowiański Domowy, miały moc przyciągania do domu bogactwa. Latające ogniste gnomy, które zamieszkiwały pruskie strychy, gdy je dobrze nakarmić, kradną drogocenne rzeczy sąsiadom i znoszą do domu. Z kolei inny gatunek skrzatów wydala złote monety.
Cała trudność w przyhołubieniu takiej istoty. No i trzeba mieć na uwadze to, że rozzłoszczony Domowy, którego na przykład zapomnieliśmy poczęstować wódką, zamiast przynosić pieniądze, wytłucze zastawę, pozrzuca obrazy ze ścian, a po nocach będzie trzaskał drzwiami…
Mniej ryzykownie jest nie zapraszać delikwenta do domu, lecz zaczaić się na gnoma czy skrzata. I nakłonić do zdjęcia czerwonej czapeczki, która jest po brzegi wypełniona monetami. Łatwiej jednak spotkać się z samym diabłem. Istnieją sposoby przywołania go, wiadomo też, że szczególnie upodobał sobie rozstajne drogi. Toteż zainteresowana konszachtami z diabłem kobieta powinna o północy udać się na rozstaje, położyć na ziemi serek własnej roboty i, wypowiedziawszy odpowiednie zaklęcie, czekać. Jeśli zaproszony się pojawi, zamieni ser na własny wyrób – jego posiadaczka uzyska bogactwo.
Znacznie trudniejsze jest rozwiązanie takiej umowy. Kobieta powinna zabrać otrzymany od czarta serek, założyć na głowę donicę, obwiązać ją chustką i tak ustrojona udać się na te same rozstaje. Tam musi odłożyć serek i dać nogę. Donica jest po to, by rozzłoszczony diabeł, goniąc byłą wspólniczkę, porwał naczynie, zamiast urwać jej głowę.
Potrząsnąć tym i owym Można też sięgnąć po sposoby wzbogacenia się związane z symboliką zjawisk naturalnych. Ot, choćby po słowiański rytuał, który nakazuje stanąć jesienią pod obsypaną złotymi liśćmi brzozą, objąć jej pień i potrząsnąć, tak by liście zaczęły na nas opadać. Trzeba przy tym powtarzać: „Niech mnie obsypią pieniądze tak jak te złote liście”.
Godny polecenia jest sposób rosyjski, polegający na potrząsaniu pełną portmonetką w stronę wschodzącego księżyca. Jest on reliktem dawnego zwyczaju składania pieniężnej ofiary księżycowi. Swoje robi też magia wzrostu – wschodzący, a zwłaszcza rosnący księżyc sprzyja pomnażaniu. Zważywszy na dysproporcje finansowe w Rosji, najwidoczniej połowa społeczeństwa zapomniała o potrząsaniu portmonetką, za to druga połowa potrząsa mocno i skutecznie.
Jeśli komuś brak wiary we własne siły (albo nie chce stać się pośmiewiskiem sąsiadów), może skorzystać z pomocy specjalisty od magii ludowej. Prasa rosyjskojęzyczna publikuje wiele ogłoszeń osób parających się zarobkowo tradycyjną słowiańską magią. Obiecują ochronę działalności gospodarczej, zdejmują klątwy przynoszące niepowodzenia finansowe i ponoć są skuteczniejsi od komorników. Uczą też metod jasnowidzenia nakierowanych na kwestie pieniężne. Cóż, nic tylko powtórzyć sobie podstawy rosyjskiego, odłożyć sto euro – tyle przeciętnie kosztują takie magiczne zabiegi – i ruszać do Moskwy!
Zuzanna Grębecka
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.