Strona 1 z 3
Pierwsze implanty piersi wszczepiono 50 lat temu. Pragnienie poprawienia natury, zatrzymania czasu i marzenia o wiecznej młodości zaczynały się spełniać już kilkaset lat temu.
Wszystko zaczęło się od tatuażu. Dokładnie 50 lat temu Timmie Jean Lindsey, 30-letnia matka sześciorga dzieci trafiła do szpitala Jefferson Davies w Houston w Teksasie. Znalazła się tam z powodu tatuaży, a konkretnie jednego, który kiedyś zrobiła sobie na piersi. Chciała go usunąć. Zanim trafiła na stół operacyjny, zaczepiło ją dwóch lekarzy z pytaniem, czy nie chciałaby wziąć udziału w eksperymencie: jej piersi zostaną powiększone o jeden rozmiar. Lindsey odparła, że o wiele bardziej zależałoby jej na korekcji uszu, bo „odstają jak u słonika Dumbo”. Dwie godziny później pacjentka obudziła się z poprawionymi uszami oraz biustem w rozmiarze C. – Były cudowne, zupełnie jak prawdziwe – opowiadała. Ich prawdziwą „moc” zrozumiała później, gdy na ulicy mężczyźni odwracali się za nią i pogwizdywali.
Suka z implantami
Za pionierską operacją stała para ambitnych chirurgów: Frank Gerow i Thomas Cronin. Jak to często z wynalazkami bywa, pomógł im przypadek. Któregoś dnia Gerow przenosił plastikowy woreczek z krwią dla pacjenta. Ściskając go, doszedł do wniosku, że zachowuje się on niemal identycznie jak kobieca pierś. Cokolwiek szokujące skojarzenie dało początek intratnej gałęzi chirurgii plastycznej. Tyle że plastikowy worek zastąpiono silikonem.
reklama
Pomysł był przełomowy, bo dotychczasowe eksperymenty z implantami przynosiły raczej mizerne rezultaty. Koledzy po fachu Gerowa próbowali używać poliuretanu, gąbki, a nawet drewna czy szklanych kul. Pierwszą „pacjentką” chirurga była Esmeralda, suka mieszaniec. Wszyty implant przyjął się dobrze, jednak psina po paru tygodniach rozdrapała szwy i silikon trzeba było usunąć. Dopiero zabieg przeprowadzony na Timmie Jean Lindsey przyniósł lekarzom rozgłos i sławę. A kobietom na całym świecie dał szansę poprawy urody w tych, jakże istotnych okolicach.
Wielki boom na operacje plastyczne piersi, który nastąpił w latach 60., był nie tylko wynikiem pojawienia się odpowiedniej technologii. Zmieniała się obyczajowość, wkrótce miała nadejść rewolucja seksualna. Niedawno ukazał się pierwszy numer „Playboya”, a na rynek trafiły lalki Barbie. W modzie podkreślano kobiece kształty, na plażach pojawiło się bikini. Ale ludzka próżność i chęć posiadania idealnego ciała to nie wynalazek XX wieku. Zaczęło się dużo wcześniej od… kultu zmarłych.
Nowy nos faraona Przez tysiąclecia specjaliści ze starożytnego Egiptu poddawali ciała zmarłych niezwykłym zabiegom. Mumifikacja zwłok była bowiem procesem pracochłonnym i skomplikowanym. Szczególną uwagę poświęcano głowie, bo wedle wierzeń twarz była jedynym fizycznym aspektem, który trafiał w zaświaty.
Gdy w XIII wieku p.n.e. zmarł faraon Ramzes II, jego współcześni zadbali, by władca zachował charakterystyczną cechę swojego oblicza – długi nos. W tym celu umieścili w nim kawałek kości i nasiona. Datowany na 200 lat wcześniej papirus Edwina Smitha opisuje techniki chirurgiczne, które pozwoliłyby na podobne rekonstrukcyjne zabiegi u żywych ludzi. Nie ma jednak przekonujących dowodów ich stosowania. Poza tym, jak przypominają naukowcy, twarz człowieka musiała pozostać niezmieniona, by w zaświatach został rozpoznany. Operacje plastyczne nie wchodziły więc w rachubę.
Tego rodzaju problemów religijnych nie mieli Hindusi. Nad Gangesem od dawna szkolono się w sztuce chirurgii. Napisany około 600 lat p.n.e. tekst „Suśrata Samhita” to zbiór opasłych tomów opisujących przeróżne schorzenia i dolegliwości, sposoby ich leczenia i narzędzia chirurgiczne. Pojawiają się tu także wzmianki o rekonstrukcji odciętych nosów czy uszu. Ten pierwszy zabieg był szczególnie często praktykowany, najpewniej ze względów obyczajowych – obcięcie nosa było karą za szereg przestępstw, z cudzołóstwem włącznie. Metoda Suśraty polegała na nacięciu płata skóry na czole bądź policzku, a następnie skręceniu go tak, by przykrywał nos. Aby zapewnić drożność dróg oddechowych, w nozdrzach umieszczano specjalnie wygładzone rurki z drewna. Efekt estetyczny nie był powalający, ale metoda skuteczna.
Umiejętność „przywrócenia” obciętego nosa była jednym z najpilniej strzeżonych sekretów hinduskich lekarzy. W XVIII wieku angielscy chirurdzy podróżowali do Indii, żeby ich podpatrywać. W 1794 r. w „Gentleman’s Magazine” ukazał się artykuł o tych operacjach, a 20 lat później Joseph Constantine Carpue przeprowadził pierwszy taki zabieg w Europie. Do tej pory trwają spory, czy Carpue podpatrzył technikę w Indiach, czy opracował ją sam.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.