Zbrodnia z preMEDYKacją

Hasło „Nie posmarujesz, nie pojedziesz!” kojarzyło mi się dotąd wyłącznie z korupcją. Od dziś – także z seksem. Bo kto dzisiaj ufa mądrości Natury?

Niniejszym podaję się do dymisji jako kobieta demoniczna. Czas mej służby na niwie dobiegł końca. Wybierzcie sobie młodszą demoniczną; tylko ustalcie kryteria sprawdzianu, jakiej ona jest naprawdę płci, bo czasy się zmieniły – i możecie się naciąć na podróbkę. Ja odchodzę w pełni chwały, to najlepsza chwila. Może jeszcze czegoś dokonam, oprócz ręcznych robótek na uboczu?  Nie ukrywam, że rezygnuję z bólem. Żaden interes robić na drutach po dziesięcioleciach kapitalnej zabawy. Ale nie widzę innego honorowego wyjścia. Chyba postradałam kwalifikacje. Już nie idę ze światem krok w krok. Światem zaczęła rządzić młodzież. Jak zawsze: z impetem, bez rozumu.

A było tak… Niedawno w drogerii wpadłam znienacka na ścianę lubrykantów! Rany Julek! Towaru wystarczyłoby, żeby wyprawić nasze dywizje w marsz ślizgowy do Tybetu. Lub zorganizować Mistrzostwa w Zjeździe Okrakiem po Lodzie… W mgnieniu oka ujrzałam trenera polskich ślimaków… oraz chorą na chroniczny katar płetwy, nadzieję kadry – gwiazdę half-pipe’u. Zagadnęłam sprzedawczynię: – Kto to kupuje?! Na co pryszczata pannica spojrzała, jakbym spadła z innej planety i odparła, że wszyscy. Od dawna, jej rówieśniczki też.

Zbrodnia z preMEDYKacjąUuuuu! Dla mnie dwudziestolatka to dziecko, które mogłabym powić osobiście, gdybym w okolicach matury nie wybrała ekskomuniki za antykoncepcję. Mam, hm… głębszą perspektywę. Ale nie zapytałam dzieciny, co oznacza „od dawna”: od tygodnia, miesiąca, roku?! Bo choć popyt na nawilżacze nie mógł trwać od wieków, nagle stało się oczywiste, że gdzieś bokiem nawiał mi peleton! Poczułam się nieswojo. Cholera, niezły wyczyn, przeoczyć moment, w którym populacja, od Bałtyku po Tatry, zapadła na suchość pochwy – oraz zaczęła pożądać driftu w przeprostce. A ja?! – hańba! Nic! – ja się nie sprawdziłam. Niechcący odcięłam się od ogółu, chociaż ślubowałam żyć z Narodem, cierpieć z nim i płakać...

reklama

No i cóż, zwłaszcza tych ostatnich dwóch członów nie radzę brać serio – cierpieć nie chcę, płakać nie lubię, a eksperymenty to ja zdecydowanie wolę dowcipne. Dlatego też, zamiast się biczować, przestudiowałam etykietę smarowidła. A potem oficjalnie wystąpiłam o separację z Narodem, z powodu rozkładu pożycia. Stop!

Naród może uważać, że jak  posmaruje, to dalej pojedzie – wolna droga. Ale ja nie muszę; drogę do lasu już znam. I nie dam się okantować reklamie cwanego producenta! Nie dam sobie zrobić wody z mózgu ani Pearl Harbour z pupy! Jak można uwierzyć w poślizg „niemal identyczny z naturalnym”, jeżeli zarazem stoi jak byk  gwarancja, iż substancja ma „intensywny smak oraz zapach banana, truskawki albo maracui”?! Dość czytać ze zrozumieniem, aby zauważyć, że obietnice się wykluczają! Każdy,  kto praktykował, wie, że naturalny poślizg nie zajeżdża bananem. Prawdziwy seks zawsze pachnie seksem – w czym  i niemała część jaskiniowej atrakcji.

Na innej etykietce wyczytałam, że lubrykant „zawiera ekstrakt z bambusa, proteiny jedwabne i kolagen, co sprawia, że skóra staje się gładka i przyjemna w dotyku”. Ohydna, podskórna insynuacja! – a do tego wewnętrzne rozdarcie. Bo bambus zasadniczo oznacza drzazgi. Chociaż cywilizacja z pewnością potrafi przerobić go na pulpę, w tym przypadku to sztuka dla sztuki: goła demonstracja mistrzowskiego opanowania przetwórstwa bambusa. A jeżeli ktoś w tym gronie potrzebuje bambusa, to na pewno nie ja. Zawsze byłam gładka i miękka w dotyku; świadkowie są. Chociaż nie stosowałam bambusa, jedwabnych protein ani kolagenu, nie miałam  reklamacji. I wcale nie jestem wyjątkowa: żadna moja  przyjaciółka nie była kawał drewna.

Skład chemiczny środka „do ułatwienia stosunku seksualnego” wskazywał ponadto, że to środek ostatniej szansy – dla osób, którym brak osobistej wilgoci znacząco utrudnia aktywność. Dlaczego tak uważam? Bo ewentualne korzyści z wtrysku z aplikatora są niejasne… Niższe jednak od pewnego ryzyka infekcji czy podrażnień podwozia.

W tej sytuacji mazidło kwalifikuje się do kategorii leczenia syfilisu – tryprem lub morfinizmu – heroiną. A jednak w ciągu następnych minut trzy zajefajne dziewuszki ochoczo nabyły artykuł, zdolny im zapewnić chwilową i niepotrzebną „pielęgnację delikatnej skóry”, a następnie nieopanowany, trudno uleczalny świąd w kroku! I właśnie wtedy uznałam, że moja misja dobiegła kresu. Panienki również mieściły mi się w życiorysie: każda mogłaby być moją córką. Wyglądało jednak na to, że one potrafią żyć bez świadomości, iż w łóżku musi wystarczyć sam facet! – a jeżeli nie wystarcza, to trzeba go zmienić!

Po chwili pożałowałam początkujących użytkowniczek. W naszej epoce trudno zauważyć, iż fajniej dzieje się tam, gdzie człowiek nie ingeruje w naturalne mechanizmy.  Gdzie sprawy pozostawia się swojemu biegowi, ufa mądrości Natury. Skąd więc niby gówniary mają wiedzieć, że podniety ani objawów podniecenia nie trzeba aplikować z tubki, bo pojawiają się samoistnie? Współcześni mężczyźni wyglądają nieprzekonująco – trudno założyć, że stać ich na bohaterskie czyny; zdaje się ich chromosom Y nie ma pełnego pokrycia. Być może z nimi w ogóle się nie da bez wspomagania?!

Co za czasy… Wszystko się psuje; ludzie wszystko psują. Niedługo nawet seks będzie centralnie do kitu. Bo już zaczyna być jak te nowalijki, pędzone chemikaliami pod folią.  A wiadomo, jak to z nowalijkami! Na ogląd ogórek się zgadza, ale smak ma letni, nienormalny, nie da się go zakisić!  Takie czasy… Na nic nie ma czasu. I pewnie coraz trudniej wepchnąć flirty oraz pieszczoty pomiędzy promocję gry komputerowej, wyprzedaż ciuchów, lajkowanie na fejsie, naukę angielskiego. Chyba młodzieży w ogóle odpadły te przyjemne, tantryczne zabawy, którymi mamusie z tatusiami zabijały wolne popołudnia za socjalizmu. Teraz nie ma wolnych popołudni. Trzeba wieść życie niewolnika drogerii: nawilżać się od spodu lubrykantem, od góry spryskiwać feromonem  – i jeszcze stać w kolejce do seksuologa.

Mój ojciec powtarzał: „Boże, chroń mnie od przyjaciół. Z wrogami dam sobie radę sam”. Kiedyś tego nie rozumiałam. Dzisiaj powtarzam jak mantrę, gdy chemiczni przyjaciele napierają z półek, śpiesząc z pomocą w zwalczaniu dolegliwości, które były mi obce, zanim weszłam do sklepu. Zauważyłam też, że im więcej studzien, wydrążonych w ramach akcji pomocy dla Afryki, tym większa tam susza – tym więcej ofiar pragnienia. Dlatego zakładam, że majstrowanie przy kobiecych sekrecjach zakończy się dramatycznym spadkiem poziomu wód gruntowych. Dziewczyny, nie dajcie się nabić w butelkę: tam w środku wszystkie jesteśmy akurat. A jak któryś palant lubi naprawdę ostry poślizg, to niech zrobi zrywkę na bambus, banany prostować.


Iwona L. Konieczna
fot. shutterstock


Źródło: Wróżka nr 8/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl