Strona 1 z 2
Na studiach przychodził do niej do akademika kolega z miasteczka. Wysoki, ze śmiesznie długimi rzęsami. Siadał na krześle, rzadko się odzywał i tylko na nią patrzył.
Wacława dostała takie imię, bo ulubioną książką jej matki był „Pamiętnik Wacławy” Orzeszkowej. Jej brata nazwano Agenor, bo takie imię nosił ukochany książkowej Wacławy. W dzieciństwie nazywano ją Wacią. Nie znosiła tego zdrobnienia, więc w liceum kazała się nazywać Wata. Do czasu, aż złośliwa koleżanka krzyknęła: „ty, wato menstruacyjna”. Do dziś myśli o liceum jak o najgorszym czasie w życiu.
Na studiach przychodził do niej do akademika kolega z miasteczka. Wysoki, ze śmiesznie długimi rzęsami. Kiedyś nie śmiał nawet do niej podejść, bo był synem oborowej, a ona – córką dyrektora PGR-u. Ale ponieważ teraz oboje studiowali, uznał, że ich status został nieco zrównany. Przychodził zawsze po południu, siadał na krześle, rzadko się odzywał i tylko na nią patrzył. Mówił do niej „Wacka” i tak już zostało.
Wacka chciała iść na polonistykę, ale ojciec ją wyśmiał. To żadne studia. To jak pensja, na którą przed wojną szły dobrze urodzone panienki. Porządne studia to albo medycyna, albo politechnika. Wybieraj. Z bólem serca uznała, że niech już będzie ta medycyna. Choć nigdy medycyny nie polubiła. Zapach potu i niemytego ciała przyprawiał ją zawsze o mdłości, nie mogła też znieść przykrego zapachu z ust pacjentów.
Wybrała okulistykę, bo ta gwarantowała kontakt z jak najmniejszym fragmentem ciała pacjenta. Była bardzo dobrą lekarką. Czytała dużo fachowej prasy, była skrupulatna, dokładna, więc pacjenci ją chwalili.
reklama
Podróż do Omska W 40. roku życia Wackę zostawił mąż. Zadzwoniła jej teściowa. Lubiły się. Wacława pamiętała, że kiedy narzeczony przedstawił ją matce, powiedziała: „Dziękuję synku, że odtąd mam córkę”. Teściowa pokazała jej list od syna: „Nareszcie, mamo, jestem kochany przez kobietę”. – Co się stało? – spytała matka. – Nic, po prostu sobie poszedł – powiedziała Wacka. Niewiele ją to obeszło. Mąż był chirurgiem, miał małe zwinne palce, których nie lubiła. Pachniał salą operacyjną. Kiedy musiała iść z nim do łóżka, prosiła, żeby skrapiał się wodą toaletową. Wyszła za niego, bo przez jakiś czas wydawało jej się, że chce urodzić dziecko. Ale urodziło się martwe. I już nigdy później dzieci mieć nie chciała.
Żyli spokojnie. Któregoś dnia przyszła do niej pacjentka, pochodząca z Syberii, która wyszła za Polaka. Zaczęły rozmawiać. Wacława powiedziała, że jej mąż lubi podróże, więc i ona z nim podróżuje. Pacjentka pochwaliła się, że może jej załatwić spływ statkiem dostawczym, który wozi produkty z Omska do miejscowości nad Morzem Karskim: – A z powrotem pani doktor wróciłaby samolotem. Jeśli mąż chciałby popłynąć, też da się to załatwić. W Omsku można się zatrzymać u mojej serdecznej przyjaciółki. Mąż z radością przyjął propozycję.
W Omsku przyszła do niej kobieta, która dowiedziała się, że jest lekarką z Polski. Przyniosła historię choroby synka. Miał raka. Błagała, żeby go w Polsce ratować. Wacława obiecała, że spróbuje pomóc. Ale po powrocie tę dokumentację choroby gdzieś zgubiła. Może w parku na ławce, może w pracy, nie mogła sobie zupełnie przypomnieć. Wiedziała, że zostanie za to ukarana i od tego czasu wciąż na tę karę czekała. Kiedy odszedł mąż, myślała najpierw, że to jest ta kara. Ale później stwierdziła, że chyba nie, bo właściwie czuje się dobrze.
Odkąd odszedł, nie musiała już gotować codziennie kompotu i czyścić jego marynarek z łupieżu, od czego ją mdliło. Mieli duże łóżko. Mogła odtąd spać w poprzek albo po przekątnej i przy otwartym oknie, czego on nie znosił. I było to cudowne. Zasypiając sama, dziwiła się, że zupełnie nie cierpi ani nie czuje się samotna.
Ubył tylko jeden mieszkaniec Z koleżanką, którą niedawno opuścił mąż, działy się straszne rzeczy. Schudła, nie mogła spać i jeść. Pozwalała mu widywać się z córką tylko po to, żeby go widywać, jak ją odprowadzał z niedzielnych pobytów u siebie. Kiedy przestał interesować się córką, wymyślała nawet jej choroby, żeby tylko przyszedł i choć na chwilę z nią pobył.
– Pozbierałaś się? – spytała koleżanka. – A z czego? – pytała zdziwiona Wacława. – No, przecież cię zostawił – krzyknęła do słuchawki koleżanka. – Co znaczy: zostawił? Jestem na swoim miejscu, chodzę po tej samej podłodze, piję z tego samego kubka. Ubył po prostu drugi mieszkaniec. To wszystko. – Nie rozumiem – powiedziała koleżanka. – Lód jesteś czy kobieta? – W gruncie rzeczy każdy jest sam. A obecność innego człowieka niczego nie zmienia – powiedziała Wacława. Koleżanka rzuciła słuchawkę.
W rok później zmarł ojciec Wacki, a w miesiąc po nim – matka. Na serce. Nigdy nie wybaczyła ojcu, że posłał ją na medycynę. Ale w jakiś czas po pogrzebie uświadomiła sobie, że studiowanie polonistyki byłoby głupotą. Mogła zostać nauczycielką, a zapach potu, który nieodmiennie przyprawiał ją o mdłości, pewnie by ją w szkole udusił. Jeśliby w panice na czas nie uciekła. Ale w istocie niczego nie robiła w panice. Zawsze spokojna i opanowana. Usiłowała wzbudzić w sobie żal po śmierci rodziców, ale nic z tego nie wyszło. Na pogrzebie płakał tylko brat Agenor. Uznała, że to w porządku, bo płacze i za siebie, i za nią.
Sprzedali dom rodzinny w miasteczku i przylegający do niego plac budowlany, podzielili zgodnie pieniądze na połowę i rozjechali się każde w swoją stronę. Brat był nudnym inżynierem, nie czytał książek. Co mogłoby ją z nim łączyć?
Życie wróciło w znane koleiny. Przychodziła z przychodni zmęczona po przyjęciu czterdziestu paru pacjentów, padała bez sił na fotel i robiła sobie coś do zjedzenia, bo nie znosiła zapachu stołówek i restauracji. Zawsze był z tym kłopot w podróżach. A potem zapadała w kamienny sen, z którego nawet armaty nie mogłyby jej obudzić. Niewiele się z latami zmieniała. Była mała, drobna, chuda, z dużym biustem, który wyglądał jak doczepiony z innego ciała. Pozostał jędrny, jak za młodych lat. Niczego pięknego poza nim na sobie nie miała. Żyła spokojnie.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.