Strona 1 z 2
Bioenergoterapeutka i jasnowidząca, Grażyna Rozmysłowicz, ma w oczach niezwykły skaner. Widzi ludzkie dusze. Radosne barwy mają ludzie szczęśliwi i zdrowi, ciemne miejsca zapowiadają choroby.
Dzięki niezwykłej wrażliwości Grażyna Rozmysłowicz od razu czuje, z czym ktoś do niej przychodzi. Mówi, że niekiedy słyszy nawet jego myśli. Odbiera strach, nienawiść, ból. A przed oczami przewija jej się wtedy film, który opowiada o relacjach klienta z matką i ojcem, z innymi ludźmi, o dzieciństwie, a czasem nawet o jego poprzednich życiach. Dostrzega też „kolory duszy”. – Wokół człowieka, od głowy aż do stóp, widzę skupiska kolorów. Szczęśliwa dusza i zdrowe ciało to intensywne, radosne barwy. Ciemniej widzę te miejsca, w których są albo pojawią się choroby – mówi.
Zmierz się z potworem
Zwraca też uwagę na sposób, w jaki człowiek stoi, siedzi, gestykuluje. Czy jest rozluźniony, czy spięty. Z mowy gestów czyta emocje. Obserwuje, bo ciało jest zapisem stempli, jakimi znaczy nas życie. – Każde spotkanie zaczynam od rozmowy. W zależności od głębokości problemu, z którym ktoś przychodzi, po jednym, dwóch, a czasem nawet kilkunastu spotkaniach dochodzimy do jego praprzyczyny, źródła – mówi Grażyna.
reklama
Wtedy rozpoczyna się „wyjmowanie” z człowieka złych, toksycznych emocji. To właśnie one odpowiadają za niską energię. Gdy już zostaną usunięte, zmienia się wibracja duszy. Grażyna nie dotyka ciała, robi to wyłącznie mentalnie. Dzięki temu klient patrzy już z innej perspektywy na to, co może mu się przydarzyć. Ktoś, kto jest zdołowany, zestre- sowany, nigdy tego sam nie zobaczy. – Bo nie widzi perspektyw, ma świadomość siebie tylko „tu i teraz”. I dlatego mogą mu się przydarzyć rzeczy tylko na miarę tu i teraz – przekonuje Grażyna. – Marta, nauczycielka plastyki, pierwszy raz była u mnie w ubiegłym roku.
Samotna, chciała wiedzieć, czy spotka miłość. Zobaczyłam, że za kilka miesięcy pozna mężczyznę. „Mundurowy. Przystojny”, uśmiechnęłam się do niej. „Matko, znowu?!”, jęknęła. Bo od kilku lat przyciągała do siebie żołnierzy, policjantów i strażników miejskich. A ma już dosyć facetów zapiętych pod szyję i kompletnie bez wyobraźni. Dopiero, gdy Grażyna zmieniła jej wibrację, Marta pojęła, że nie takiego faceta szuka. I od razu przyciągnęła Daniela. Teraz ten nieco ciapowaty artysta malarz podaje jej co rano latte z pianką, za każdym razem posypaną kakao w inny wzorek. Marta jest w siódmym niebie. Nareszcie ma z kim chodzić na premiery i wernisaże.
– Bo gdy wchodzimy w inną przestrzeń energetyczną, otwierają się przed nami inne możliwości – mówi Grażyna. Ludzie, którzy podczas seansów bioenergoterapeutycznych czerpią od Grażyny siłę, mówią, że czują błogostan. Dla niej to dowód, że jej „czary” działają. A jest nad czym pracować, bo przychodzą do niej ci, którzy noszą w sobie tajem-nice, ciężary, problemy. Grażyna umiejętnie wydobywa te potwory na światło dzienne. Wypowiedziane i oswojone, przestają być tak straszne. I wtedy można zaczynać życie od nowa.
– Podczas 15-letniej pracy zauważyłam, że ludzie przychodzą do mnie z jakimś problemem „turami” – mówi Grażyna. – Niekiedy przez całe miesiące trafiają do mnie kobiety, które mają problemy z dorastającymi dziećmi. Potem znów mężczyźni z kłopotami z potencją. A teraz jest dużo osób, które były wykorzystywane seksualnie. – Ostatnio przyszła kobieta, która jest prostytutką – opowiada. – Zmaga się z bulimią.
Zniewolona w dzieciństwie przez ojca, który każde „spotkanie” w jej dziecięcym łóżku nagradzał zabawkami, a potem ciuchami i kosmetykami, została przez niego naznaczona. Zaczęła mieć kontakt z lękami we własnym ciele. Gdy spotykała się z typem mężczyzny, który przypominał jej ojca, wymiotowała. Potem znów się objadała i tak w kółko. Podczas drugiego spotkania wyczyściłam jej umysł. To taka sama metoda, jak przy przy terapii czy spowiedzi. Coś się powie, wyrzuci z siebie i czuje się ulgę.
Zagadki umysłu Grażyna przyznaje, że niektóre przypad-ki są trudne. Czasem odsyła swoich klientów na terapię do doświadczonych psychologów i psychoterapeutów, z którymi współpracuje, na przykład do Zofii Kołtoniak czy Marka Jaździkowskiego. Zna również adresy przychodni prowadzących specjalistyczne terapie i podsuwa je swoim klientkom. Sama nie ma uniwersyteckiej wiedzy psychologicznej. Nie skończyła też polonistyki ani historii sztuki, choć studiowała na obydwu kierunkach. W środku barwnego, studenckiego życia zastał ją rok 1968. A że jest z pochodzenia Żydówką, tamte dramatyczne wydarzenia zaważyły na jej edukacji. Po przerwie ciężko jej było wrócić na uczelnię.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.