Na końcu ślepej uliczki jest księgarnia. „Czekamy na Ciebie co dzień” – przeczytałam na tabliczce wiszącej na drzwiach. No i jeszcze ten mosiężny dzwonek: dzyń, dzyń, witający każdego wchodzącego.
Właściwie to jest księgarnia i antykwariat. I czytelnia dla dzieci. Trzy w jednym. „Bardzo pomysłowo”, pochwaliłam w duchu. Ale mnie wtedy interesował przede wszystkim antykwariat. Po przeprowadzce miałam sporo książek do oddania w dobre ręce.
– Biorę – odpowiedział na moją ofertę właściciel książkowego kombinatu. Mówił z akcentem. Wyglądał jak młody Hemingway. O ile w młodym wieku nosił on brodę…
– A więc zapraszam do mnie. Może jutro w południe? – zaproponowałam.
Przyszedł trochę wcześniej. Od razu zaczął przeglądać książki. Zaparzyłam herbatę. – Długo pan był za granicą? – zagadnęłam w związku z tym jego akcentem.
– Prawie całe życie. Jako trzylatek wyjechałem z rodzicami do Francji. Dwa lata temu odziedziczyłem po siostrze babci, której nawet nie znałem, mieszkanie i księgarnię.
– Zostawił pan dotychczasowe życie? – nie kryłam zaskoczenia. – Francuzi mówią w niejasnej sytuacji: cherchez la femme. Czy powodem była… kobieta?
– Może po prostu kocham książki? A mówiąc poważnie, poczułem, że tu będzie mój dom. W Paryżu od kilku lat byłem sam: najpierw ojciec wyemigrował do Australii, potem mama.
Księgarz Paul (po naszemu: Paweł) powiązał książki w paczki. Zabierał je partiami. Zauważyłam, że dobrze się u mnie czuje. No i polubił herbatę cynamonową.
– Stawia pani pasjansa? – zapytał któregoś dnia, spoglądając na rozłożone karty.
– Nie – odpowiedziałam. – To tarot. Chciałby pan?
Skinął głową, więc potasowałam karty.
reklama
– Była w pana życiu kobieta… To znaczy było ich kilka, ale jedna ważna – poprawiłam się. – Złamała panu serce. Potem starał się pan już nie angażować.
– Można tak powiedzieć – przyznał zaskoczony. – Studiowałem wtedy na Sorbonie. Beata przyjechała z Polski na kurs języka francuskiego. Była śliczną dziewczyną. Ale przede wszystkim radosną, spontaniczną, trochę szaloną… Zakochałem się bez pamięci. Wierzyłem, że ona czuje to samo. Wróciła do Gdańska. Miała poinformować rodzinę, że chce przenieść się do Paryża. Czekałem. Więcej się nie odezwała.
– A gdyby dzisiaj ją pan spotkał?
– Pewnie bym jej nie poznał – wyjął z portfela zdjęcie. – Tak wtedy wyglądaliśmy.
– Ale jest jeszcze w kartach zapowiedź… nowego etapu. Za sprawą kogoś bliskiego. Córki? Ta osoba wkroczy w pana życie.
– Już wkroczyła – nie dał mi dokończyć. – Ma na imię Daria. I z pewnością jest czyjąś córką – roześmiał się. – Przychodzi do księgarni prawie codziennie i czyta bajki innym dzieciom.
Daria, którą wkrótce potem poznałam, okazała się dziewczynką pogodną i smutną zarazem. Poważną i dziecinną. I trochę tajemniczą. Dzieci ją uwielbiały.
W antykwariacie znalazłam zabawną rymowaną baśń „Dzieci taty abecadła” Jadwigi Kozieradzkiej. Wydana w 1947 roku, była ulubioną lekturą dzieciństwa mojej mamy. Daria też od razu ją pokochała. Zabierała książkę do domu.
– Dario, pożyczysz mi „Dzieci” na weekend? – zapytałam. Pożyczyła. W środku znalazłam… zdjęcie Paula z Beatą. Pomyślałam, że musiało wypaść z portfela księgarza.
– Pana zguba – powiedziałam. Zaskoczony Paul na początku nie zrozumiał. Zguba? Co znaczy to słowo? Potem sięgnął po portfel. I wtedy okazało się, że… zdjęcie tkwi na swoim miejscu! Drugie, identyczne, to własność Darii i jest dla niej
równie ważne, bo ona…
– Pamięta pan wróżbę? – zapytałam. – W pana życie miał wkroczyć ktoś bliski…
– Sugeruje pani, że Daria może być moją córką?!
Tego popołudnia postanowił odprowadzić Darię do domu.
– Nie przypuszczałem, że kiedyś zobaczę Beatę – powiedział, zamykając księgarnię. Nie zobaczył. Drzwi otworzyła obca kobieta. Daria okazała się adoptowanym dzieckiem. Biologiczna matka zostawiła ją w szpitalu zaraz po urodzeniu. Razem z krótkim listem i tym zdjęciem! Daria znalazła je niedawno w szufladzie. Rodzice Darii zaprosili Paula na Wigilię. Kiedy po świętach chciałam zajrzeć do księgarni, żeby dowiedzieć się, jak było, zastałam na drzwiach kartkę: „Do zobaczenia w nowym roku”.
Anna Złotowskafot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.