Co wam się kojarzy ze słowem "elegancja"? Nudna poprawność? Błąd! Prawdziwy szyk zawsze idzie w parze z odrobiną brawury. I unika przykazań najnowszej mody.
O tym, że każdy (a bardziej – każda) może wyglądać korzystnie, przekonują liczne telewizyjne programy „transformacyjne”. Oglądamy oto osobnika doświadczalnego w wersji hard czy raczej sauté – bez makijażu, źle uczesanego, ogólnie niewyględnego. Następnie widzimy go po ciężkiej harówie stylistów, fryzjerów, charakteryzatorów, itp. I co? Laska!
Niedawno mieliśmy okazję obejrzeć w akcji, tym razem w Polsce, dwie brytyjskie aktywistki od ulepszeń wyglądu. Mówię o Trinny i Susannah – harpiach, które od razu wyczuły w nas kompleksy wobec Zachodu i skrytykowały wygląd mieszkanek Warszawy, Łodzi, Wrocławia, Krakowa i Poznania.
Więc jak to właściwie jest? Przecież od zawsze byłyśmy przekonane, że Polki są eleganckie – czy to w czasie powstania, czy na gruzach Warszawy, czy w PRL-u – na przekór kryzysowym warunkom. Ale po ponad dwóch dekadach udrożnienia dostępu do dóbr wszelkich wypada zweryfikować legendę o superklasie Polek. Nie umiemy się ubrać. Zatraciłyśmy indywidualizm, chcemy być kopiami celebrytek. To nasz największy grzech.
Pytano Karla Lagerfelda, jakie modelki wybiera. Odpowiedział: z klasą. Nie angażuje więc Naomi Campbell, której zdarzyły się wulgarne wybryki po pijaku. Za to wszystko wybaczy Kate Moss, która, na przekór pochodzeniu, ma arystokratyczną grację. Rzadki dar, cenniejszy niż uroda. Pewnie dlatego Moss, jak by nie było nestorka wśród modelek, wciąż utrzymuje się na topie.
reklama
Inny przykład ponadczasowej elegancji: Grace Kelly (na zdjęciu), nazywana ikoną stylu. Aktorka, potem księżna, z takim samem szarmem i swobodą nosiła rybaczki do espadryli, balową suknię, chanelowski kostium czy ślubną koronkową kreację z welonem. Podobnie jak aktorki Lauren Bacall, Audrey Hepburne czy najsłynniejsza pierwsza dama Ameryki, Jacqueline Kennedy – które też umiały się ruszać oraz doskonale wyglądać w każdym ciuchu.
Dlatego zalecam dystans do telewizyjnych programów w rodzaju „Chcę być piękna”. Nie wierzcie w spektakularny „końcowy efekt”! To długi, złożony proces, tak zewnętrzny, jak wewnętrzny, okupiony wysiłkiem intelektualnym, a nie tylko potem w siłowni. Przykłady prawdziwej ewolucji? Można je znaleźć w kulturze popularnej, a jakże: „My Fair Lady”, „Edukacja Rity”, „Pracująca dziewczyna”, „Pretty woman” czy klasyk, na którego pomyśle wszystkie te spektakle i filmy były wzorowane, „Pigmalion” Bernarda Shawa.
Bo szyk jest ważniejszy niż uroda. To dar, talent, który można rozwijać, udoskonalać. Jak w przypadku każdej sztuki, można uczyć się od najlepszych, lecz trzeba znaleźć własny sposób na elegancję. Pomogą z pewnością wystawy poświęcone „ikonom stylu” (wspomnianej już Grace Kelly czy Jacqueline Kennedy), supergwiazdom (Brigitte Bardot, Marilyn Monroe, Audrey Hepburn), supermodelkom (Twiggy, Kate Moss). A u nas przewodniki po modach i stylach, których w księgarniach pojawia się coraz więcej.
Choćby „Jak czytać modę” Angielki Fiony Ffoulkes. Autorka pokazuje przeobrażenia w modzie przez ostatnie 200 lat, ale też rzeczy zawsze aktualne. Dobrze też dowiedzieć się, „Jak nosić krawat” (Dylan Jones). Brytyjski bywalec i dziennikarz uświadamia, że ubraniowy kod nie należy do przeszłości. Paniom doszlusowanie do kategorii damy ułatwi książka „Klasyczna setka, czyli co powinna mieć w szafie każda kobieta z klasą” Amerykanki Niny Garcii. Chodzi o sto rzeczy dodających szyku – np. szminka, lakier do paznokci, szampan i – uwaga! – ważny paszport.
W stylowej ekstraklasie nowinki mają kiepskie notowania, w cenie jest za to kreatywne podejście do staroci, czyli klasyki. Z listy superciuchów skreślamy więc bajeranckie nadruki, widoczne na kilometr metki topowych firm czy „wypindrzone” sukienki do włożenia na raz. Górą tradycja i funkcjonalizm. Jak bowiem mawiała Coco Chanel: „rzeczy luksusowe muszą być wygodne; jeśli takie nie są, to nie są luksusowe”.
Monika Małkowska
krytyk sztuki, dziennikarka, grafik
Fot. Forum
dla zalogowanych użytkowników serwisu.