Jak to jest, że mężczyzna, nawet chory i stary, zawsze jest bardziej seksowny od kobiety w swoim wieku. Przecież taki doktor House, kulawy i nawalony, gdyby chciał, to ho, ho, a siostry oddziałowej pożądają najwyżej panowie z nietrzymaniem moczu – myślę sobie, zerkając z kanapy na nieogolonego gbura z laską w telewizji.
– Nie wiesz, gdzie jest ciśnieniomierz? – mąż przerywa mi rozmyślanie.
– W łazience, w szafce, na drugiej półce!
– Nie mogłabyś mi podać? – marudzi. – Zobacz, jak spuchła mi noga w kostce. Myślisz, że to reumatyzm, czy coś gorszego?!
Reumatyzm, ciśnienie, cukier, cholesterol, żołądek, wątroba. Mojego męża oblazły rozmaite przypadłości. Chcę wyskoczyć z nim do znajomych. Nic z tego. Zapisał się do urologa. Planuję urlop w Egipcie. Egipt odpada. Upały mu szkodzą. Chce, żebym pojechała z nim do Buska. Wściekam się. Po diabła mi kąpiele lecznicze i okłady z borowiny! Czuję się świetnie, nic mi nie dolega. A jeśli on jest rzeczywiście ciężko chory i dni ma policzone…?
Rzucam mu na kanapę ciśnieniomierz.
– Zastanawiałeś się, co stanie się ze mną po twojej śmierci? – pytam.
– ?!
– Chyba wiesz, że kobiety żyją dłużej niż mężczyźni – kontynuuję.
– Chodzi ci o testament? – docieka z niewyraźną miną.
– Niewiele masz do zapisania! – macham ręką. – Ale co zrobię, gdy zawiesi się komputer? Albo zepsuje się samochód? Kto wypełni mi PIT?
– Ktoś ci na pewno pomoże, kochanie – zaczyna mnie pocieszać. – Raz, dwa wyjdziesz ponownie za mąż.
– Akurat! Myślisz, że łatwo kobiecie w moim wieku znaleźć odpowiedniego faceta?! – I w tym właśnie momencie przychodzi mi do głowy pewien pomysł. Przecież mąż ma w pracy mnóstwo kolegów! Któryś z nich mógłby się mną, w razie czego, zająć! W imię męskiej przyjaźni. Można go już teraz o to poprosić. To dałoby mi poczucie bezpieczeństwa…
reklama
Bałam się, że taka sugestia rozzłości męża. Nie doceniałam go. Lubi mieć kontrolę nad wszystkim, a zwłaszcza nad moim życiem. Nawet mu się spodobało, że osobiście wyznaczy swojego następcę.
Dwa dni później oznajmił, że w sobotę wieczorem odwiedzi nas Michał. Chce mnie poznać, obejrzeć. Rozwodnik. Rówieśnik męża. Sympatyczny, uczynny, lubiany, w pracy nazywają go Miśkiem. Przyrzekł solennie, że w razie rodzinnej tragedii zaopiekuje się zrozpaczoną wdową.
– Czy jest przystojny? – chciałam wiedzieć.
– Kobiety za nim szaleją! – zapewnił mąż.
W sobotę rano pognałam do fryzjera, a następnie zabrałam się za kurczaka z pomarańczami. Misiek zjawił się punktualnie o dziewiętnastej. Zaniemówiłam. Dwa metry wzrostu, szerokie bary. Lekka siwizna i zmarszczki w kącikach oczu czyniły go jeszcze bardziej interesującym. Miał na sobie elegancki garnitur. Wręczył mi kwiaty.
Do kolacji wypiliśmy butelkę wina i zaczęliśmy następną. Mąż nie wytrzymał takiego tempa, zdrzemnął się w fotelu. Siedziałam obok Miśka na kanapie i patrzyłam mu głęboko w oczy, opowiadając, co lubię, co czytam.
– Ja też lubię Dostojewskiego – on również spojrzał mi głęboko w oczy.
– Chciałabym mieć domek na wsi – zwierzyłam się.
– Niewiarygodne! Ja też o tym marzę – Misiek niby przypadkiem dotknął mojej ręki. Przysunęłam się bliżej. Alkohol tak mnie wyluzował, że zapragnęłam go objąć. Niestety, w tym momencie poruszył się mój mąż.
– Czuję się fatalnie… – jęknął. – Moja głowa! Moja wątroba!
Dla Miśka był to sygnał, że powinien się zbierać. Gdy zamknęły się za nim drzwi, wybuchnęłam:
– Musiałeś się obudzić? Chciałam jeszcze pogadać, zatańczyć!
– A mówiłem, że szaleją za nim kobiety… – ziewnął mąż i zniknął w sypialni. Do rana przewracałam się w łóżku.
W rewanżu za wieczór spędzony w naszym domu Misiek zaprosił mnie i męża do dobrej restauracji. Znów go zobaczę! – cieszyłam się. Przymierzałam sukienkę na tę okazję, gdy zabrzęczała komórka.
– Misiek jest w szpitalu – informował zdenerwowany mąż. – To wylew!
Byłam wstrząśnięta. Przecież wyglądał jak sportowiec! Mój Boże, jak ci faceci sypią się po pięćdziesiątce. Jakie to szczęście, że jestem kobietą!
Wieczorem zaparzyłam mężowi ziółka.
– Już nie szukaj dla mnie kolejnego opiekuna – powiedziałam. – Nauczysz mnie, jak płaci się rachunki przez internet i rozmawia z mechanikami. Łyknął kilka tabletek. Wyglądał na przygnębionego.
– To tak na wszelki wypadek – dodałam, by go pocieszyć. – Gdzieś wyczytałam, że hipochondrycy żyją bardzo długo…
Anna Jabłońskafot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.