Nie wszystkie służą wyłącznie do zabawy. Są też takie, które mają magiczną moc! Nawet w najtrudniejszej sytuacji przyniosą nam szczęście albo dadzą pocieszenie.
W szmacianych laleczkach antyvoodoo, które podbijają polskie sklepy, wszystko jest anty- i „hepi”. Wbrew zarzutom o propagowanie okultyzmu, z voodoo łączy je tylko nazwa. Wymyślone kilka lat temu w Tajlandii i reklamowane jako przynoszące szczęście, kolorowe maskotki występują w kilkudziesięciu odmianach. A każda z nich patronuje innej – zazwyczaj przegranej – sprawie. Belfer Czarodziej, na przykład, „podpowiada, podrzuca ściągi, a ambitnym dostarcza wiedzę”, z kolei Strong Man zapewnia „kondycję bez ćwiczeń i uciążliwej diety”.
Magii mają w sobie tyle, co byle pluszak, więc bardziej niż na amulet nadają się na breloczek do kluczy. Zamiast więc liczyć na nie, lepiej coś przeczytaj albo wybierz się na wycieczkę rowerową. Na pierwszy rzut oka przypominają zwykłe „szmacianki”, tyle że w wersji mikro. Nic jednak nie odgoni obaw lepiej niż pół tuzina gwatemalskich laleczek Muñecas quitapenas, „działających” na zasadzie kozła ofiarnego.
Ich terapeutyczną moc znali już Majowie, którzy dawali je dzieciom, gdy te nie mogły spać. Zgodnie z zasadą, co wieczór przed zaśnięciem należy położyć na poduszce laleczkę i opowiedzieć jej o swoich smutkach i problemach. Gwatemalczycy mówią, że ten, kto tak zrobi, po sześciu nocach (i laleczkach) obudzi się zupełnie nowym człowiekiem. Dziś Muñecas nie są już wyłącznie zabawką dla dzieci. Z powodzeniem korzystają z nich również dorośli.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.