Miała być romantyczna przygoda, namiętne wieczory i czułe poranki. Bo wreszcie wszystkie noce i dni są tylko dla nas. A tu już pierwszego dnia – wielka awantura... I z każdym dniem coraz trudniej ze sobą wytrzymać.
Ewa i Rafał
czyli drobne różnice w kwestii snu
Pierwsza kłótnia wybuchła już rano następnego dnia po przyjeździe do Akaby nad Morzem Czerwonym. Bo dla Ewy, przedszkolanki i jej męża Rafała, biznesmena (razem są już 12 lat), „rano” to zupełnie inna pora. Ona nareszcie chciała się wyspać, leniwie zjeść śniadanie na tarasie z widokiem na morze – po to tu przecież przyjechała! Jego nosiło już od 5 rano. Zawsze się budzi o tej porze. Cierpliwie jednak poczekał do 7, aż wzeszło słońce i zaczął się ubierać, bo marzył, by wybrać się na tutejszy tradycyjny targ. A Ewa śpi jak zabita. I pochrapuje…
Zaczął ją delikatnie budzić, tylko się przewróciła na drugi bok. A on chciał gdzieś wyjść, nie siedzieć w hotelowym pokoju. Wyszedł więc cichutko. Zwiedził hotel, zjadł śniadanie… i wrócił do pokoju. A Ewa dalej śpi. Przeczytał gazety przywiezione z Polski i pół przewodnika po Jordanii, a Ewa… no cóż. Koło dziewiątej nie wytrzymał i – jak mówi – zaczął ją delikatnie budzić. Ewa pamięta to całkiem inaczej…
– Wyrwał mnie z najgłębszego snu i zamiast powiedzieć: dzień dobry, kochanie, od razu palnął mi kazanie, że nie po to wyjechaliśmy na „drugi koniec świata i to za jego pieniądze”, żebym chrapała do południa.I się zaczęło. Awantura była taka, że do pokoju zajrzała nawet wystraszona hotelowa obsługa. Żeby sprawdzić, czy coś się nie stało. Wszystkie gromadzone miesiącami, ba, latami, żale, których sobie nigdy nie powiedzieli spokojnie, teraz wywrzeszczeli na całą Akabę. I jeszcze dużo, dużo więcej. Ewa usłyszała, że jest leniwa, że życie przecieka jej przez palce, Adam, że ma ADHD i że Ewie wystarczą dzieci z tą przypadłością w przedszkolu.
Na szczęście się pogodzili, ostatecznie wybrali wspólnie Grecję. Ale nie były to wakacje marzeń. Ani łóżko, ani stół ich nie pogodziły. Wręcz przeciwnie – przez te dwie rzeczy ciągle dochodziło do spięć… I mimo pięknej pogody było bardzo burzliwie…
– W domu rzadko jemy razem, bo śniadania na szybko, lunch w pracy, a kolacje lekkostrawne. Tymczasem w Grecji okazało się, że mój mąż jest teraz wybredny jak milioner – oburza się Alicja. Ją ciągnęło do małych tawern, w których jadają tylko miejscowi. Miała ochotę popróbować prawdziwej greckiej kuchni, a nie tylko „ogólnoturystycznej”.Kornel wolał szwedzki stół w hotelu. „Bo tam może wybrać to, co lubi, i się nie otruje”. Patrzył na żonę z politowaniem, bo przecież on „wie, że najlepsze greckie restauracje są w Warszawie, a większość lokalnych knajp żeruje na naiwnych turystach, którzy potem się chwalą, że jedli dolmades z jagnięciną czy gyros”.
– Jak sobie to przypomnę, ten jego pouczający ton, to jeszcze mną trzęsie – mówi Alicja. – Rozumiem, że ze swoimi klientami obleciał wszystkie knajpy w Warszawie. Ale skoro już tyle wie o greckiej kuchni, to mógłby mi pomóc wybrać coś fajnego. A nie siedzieć z kpiącą miną „a nie mówiłem?”, kiedy kelner zamiast głównych dań wnosi ukrywające się pod dziwnymi nazwami dwie prawie takie same sałatki. Od razu odechciało mi się jeść, a romantyczny nastrój trafił szlag…
Tak to jest! Bycie przez 24 godziny razem, z dala od codziennego kieratu praca – dom wcale nie oznacza powrotu do czasów, kiedyśmy się dopiero poznawali. Odkrycie tej prawdy bywa bolesne. Kiedyś chciało się nam wiedzieć o sobie jak najwięcej i wszystko przeżywać razem. Kiedyś wszystko sobie wybaczaliśmy, a namiętność nie pozwalała, żeby drobne nieporozumienia zamieniały się w awantury. Teraz nadmiar wolnego czasu okazuje się pułapką, bo bycie razem wymaga znacznie większego wysiłku i ustępstw. A stare żale i niewypowiedziane urazy dają o sobie znać na każdym kroku i w najbardziej nawet luksusowym miejscu.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.