Strona 1 z 2
Duchami w kopalni kradnącymi górnikom śniadania jeszcze się nie zajmowałam. W dodatku w sprawę zamieszany był mój własny ojciec...
Czy potrafi pani spacyfikować Skarbnika? – zapytał mnie przez telefon piskliwy kobiecy głos.
– Jasne – odpowiedziałam tonem profesjonalnym. – Kopalniane zjawy to dla mnie bułka z masłem. Prawie nie kłamałam. Mam przecież tatę górnika. Natalia paliła jednego papierosa za drugim. Pierwszy raz widziałam tak zdenerwowanego ducha.
– Z kim on tu przyjedzie? – dopytywała się.
– Z jakąś Hanią – odparłam, wzruszając ramionami.
Bo trzeba wiedzieć, że piskliwy żeński głos zaanonsował u mnie wizytę nie tylko własnej osoby, to znaczy Hanny, ale też kolegi z pracy. O znanym mi dość dobrze imieniu i nazwisku. Tak, jako klient miał mnie odwiedzić Tomasz Poltergeist. Mój tata.
Do biura weszła Klotylda. Bez pukania, oczywiście. Na widok roztrzęsionej jak nigdy Natalii wybałuszyła przepite oczy. Wyjaśniłam sąsiadce grzecznie, że za moment odwiedzi mnie ojciec, inżynier, kierownik jednej z kopalni na Górnym Śląsku. Były mąż Natalii. Że przybędzie w towarzystwie sekretarki. I że, o ile dobrze zrozumiałam, zjawią się z powodu niejakiego Skarbnika.
– Kim, u diabła, jest Skarbnik?! – zakrzyknęła specjalistka od mocy czystych i nieczystych. Zaskoczona przejawem wyjątkowej ignorancji ze strony medium, wyjaśniłam pokrótce, że to legendarny duch i strażnik kopalni, który lubi pojawiać się w najmniej oczekiwanym przez górników momencie, chętnie przebiera się w zwierzęce szatki – widziano już Skarbnika pod postacią myszy, konia, kozy, psa i pająka. Bywa, że przemienia się w zwierzęta egzotyczne albo w człowieka – wtedy pojawia się w mundurze, tyle tylko, że zamiast nogi ma kopyto.
reklama
Zazwyczaj jest nałogowym palaczem tytoniu, z tym że od papierosów woli fajkę. Generalnie Skarbnik to duch bardzo zawzięty, zwłaszcza wobec tych, którzy łamią reguły panujące w podziemnym świecie. Lepiej nie wchodzić mu w drogę. A teraz w drogę, ponoć, wszedł mu mój tata Tomasz. O czym dowiedziałam się za pośrednictwem pewnej Hani, której istnienie źle wpłynęło na system nerwowy ducha Natalii.
Klotylda opadła zszokowana na kanapę, o mały włos nie przygniatając Pinezki. Kocica ostro fuknęła, z oburzenia i niesmaku. Chwilę później w moich drzwiach stanął tatuś, którego nie widziałam od Bożego Narodzenia. Hania okazała się pulchną, tlenioną blondyną w średnim wieku. Niższą ode mnie!
Zdumiało mnie jeszcze jedno: Tomasz się uśmiechał, wręcz tryskał humorem. A od śmierci mamy był przecież zamkniętym w sobie, skupionym wyłącznie na pracy ponurakiem. W końcu – zawsze to powtarzał – stracił pierwszą i jedyną miłość życia. I nieustająco za nią tęsknił, bo nie wiedzieć czemu jemu akurat Natalia się nie ukazywała. A szkoda… może, gdyby ją teraz widywał, tak jak ja, po zadziwiającej niebiańskiej metamorfozie, już by mu się za nią tak nie ckniło.
– Skarbnik uwziął się na pana Tomasza – zapiszczała tymczasem Hania. – Zabiera górnikom śniadania, oczywiście wtedy tylko, gdy Tomasz ma dyżur. I płacze. Rzewnymi łzami.
– Nie chciałem ci tym zawracać głowy, córeczko. Hania mnie namówiła – tłumaczył się tata, wyraźnie zadowolony, że sekretarka przejęła inicjatywę.
– Jasna cholera! – krzyknęła nagle moja matka. – On się w niej zakochał!
Hania, która o wkurzonej rywalce z zaświatów nie miała bladego pojęcia, ciągnęła dalej:
– Górnicy są przekonani, że Tomasz podpadł czymś Skarbnikowi, w związku z czym zatruwa on życie całej podziemnej ekipie – mówiła wyraźnie poirytowana. – A przecież pan inżynier jest zupełnie niewinny. Moglibyśmy to udowodnić przed sądem, tylko jak wytoczyć proces duchowi?
Uznałam pytanie za retoryczne. Ucałowałam tatusia na pożegnanie, pani Hani grzecznie podałam rękę, po czym postanowiłam zabrać się do dzieła, czyli do oczyszczenia mojego ukochanego rodzica, inżyniera Tomasza, z nieuzasadnionych zarzutów. Wcześniej musiałam jeszcze zebrać siły, by pocieszyć zdruzgotaną Natalię. Nieopatrznie bowiem wyrwało mi się, że jej były mąż i tleniona sekretarka zamówili sobie nocleg w hoteliku na przedmieściach.
– Mamo, przecież śpią w osobnych pokojach – zreflektowałam się po chwili, ale nic to już nie dało. Natalia płakała jak Skarbnik w kopalni taty. Rzewnymi łzami.
W nocy przewertowałam książki Gustawa Morcinka, pisarza, zafascynowanego śląską kulturą. Morcinek uznawał Skarbnika za wcielenie diabła. Ale nie znalazłam w jego książkach nic, co przybliżałoby mnie do wyjaśnienia zagadki, w jaką wplątany był mój tata. Następnego dnia pojechałam z ojcem i Hanią na Śląsk do ich kopalni. Incognito. Wcześniej poprosiłam Klotyldę o przysługę – o czułą opiekę nad Pinezką. Medium obiecało solennie, że kocicą zajmie się jak własnym dzieckiem.
Górnicy rzeczywiście byli wrogo nastawieni do Tomasza Poltergeista. Co ciekawe, używali sformułowań, o jakie bym ich nie podejrzewała.
– Możemy domniemywać, aczkolwiek z dużą dozą prawdopodobieństwa, że duch kontestuje poczynania pana inżyniera – oświadczył bez odrobiny śląskiego akcentu Ślązak z dziada pradziada, Joachim Żymołka, sztygar. – Wie pani, to jest nieadekwatne do sytuacji jego zmiennika. Kiedy ten się zjawia w kopalni, Skarbnik zachowuje się przyzwoicie.
Kontestując pogląd sztygara Żymołki, postanowiłam bliżej przyjrzeć się zmiennikowi tatusia. Okazał się nim Arnold Szwarceblanker – inżynier rodem, co ciekawe, z Niemiec. Właściciel opla, jak też rotweilera o dźwięcznym imieniu Henio.
Najpierw o Arnolda zapytałam ojca.
– Facet zna się na robocie – przyznał Tomasz. – Gdy ostatnio wyjechałem, przejął wszystkie moje obowiązki.
– Wyjechałeś? Dokąd? – zapytałam zdziwiona, bo nie potrafiłam sobie przypomnieć, by ostatnio wybierał się w podróż.
– Do… sanatorium – odpowiedział tata, po czym spuścił wzrok.
Poczułam się okropnie. Mój tato miał kłopoty ze zdrowiem, a ja nawet tego nie zauważyłam!
– W żadnym sanatorium nie był, balował na wczasach z blondyną – oświadczyła matka. – Wiem, kiedy kłamie.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.