Mają dobre posady, rodziny, tłumy znajomych na Facebooku. Z pozoru klasyczni yuppies. A jednak gdy zapada zmrok, zamiast zaszaleć w klubie, wyruszają nieść pomoc bezdomnym kotom. Ola i Marcin z JoKota, kocińcowe Paulina i Asia, Mariusz... Zalogowani na amen na www.miau.pl.
Zaczyna się niewinnie. Od szukania w necie kota do adopcji czy sposobu na kłopoty domowego ulubieńca. W wyszukiwarce pojawia się nazwa forum. Klikasz „zarejestruj” i wpadłeś. Mariusz, grafik komputerowy i fotograf, mąż Ani, dumny tata małego Jasia, spotkał swojego pierwszego kota w USA. Trwał kryzys. Dom sąsiadów bank zajął za długi. Ludzie odeszli – został osierocony kot.
Mariusz koci debiut miał już za sobą, w kraju czekał na niego rudy Franek, bida przygarnięta z zaprzyjaźnionej lecznicy. Jednak to Starbucks uświadomił mu, że kot to nie zawsze mruczący na kanapie domowy pieszczoch. Że czasem potrzebuje pomocy, a gdy mu jej udzielisz, podasz miseczkę z jedzeniem, pogłaszczesz, czujesz się po prostu lepszym człowiekiem.
Moda na pomaganie?
Po powrocie do Polski z Mariuszem stała się rzecz dziwna. Zaczął wszędzie widzieć koty.
– One zawsze żyły gdzieś obok – opowiada. – Ale po prostu ich nie dostrzegałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak wiele z nich cierpi, że tuż obok rozgrywa się dramat.
Gdy Mariusz otworzył oczy na kocie problemy, nie mógł nie zauważyć, że na budowie naprzeciwko, pod kontenerem socjalnym, żyją dwie dzikie kotki. Zaczął je regularnie dokarmiać. Zdecydował się nawet zarejestrować w gminie jako karmiciel, męski rodzynek na liście zdominowanej przez panie. Budowa zbliżała się ku końcowi, los kotek stanął pod znakiem zapytania. Wkrótce ich schronienie miało przestać istnieć.
~urocza
~KropkaMS
Zaczęłam czytać wpisy starych bywalców: "muszę obciąć włosy bo wygladam strasznie ." "ok,przyślij zdjecie to ocenię" i tym podobne .
Nie wrócę na to forum ,wolę być sama ze swoimi stworzeniami,sama działać ,sama coś robić.