Strona 1 z 2
Nie jest biały, bo śnieg, nawet jeśli czasem spada, nie przetrwa tu dłużej niż kilka godzin. Jest pomarańczowożółty – jak pustynia. I niebieski – jak niebo.
Wszystko zaczęło się u studni, przy której usiadł Anioł, żeby dziewczynie, która przyszła po wodę, powiedzieć: „Oto poczniesz i porodzisz syna, któremu nadasz imię Jezus”…
W Ewangelii Łukasza nie ma co prawda mowy o studni, ale ortodoksyjni chrześcijanie obrządku wschodniego twierdzą, że tak właśnie było. W owym czasie Nazaret, dziś 70-tysięczna izraelska aglomeracja, był wioską ukrytą przed światem pośród zielonych wzgórz Galilei. Wystarczyło zejść w dół, żeby dotrzeć do Kany albo jeszcze dalej w poprzek doliny Yavne El – na brzeg Jeziora Tyberiadzkiego. Wieś miała jedną studnię. Wciąż szumi tam woda. Żeby ją usłyszeć, trzeba zejść do kaplicy Źródła Maryi w mroczne, pachnące woskiem i kadzidłem wnętrze XVII-wiecznej cerkwi św. Gabriela. Zobaczyć trudno, bo woda płynie teraz głębiej, niż sięgała studnia sprzed dwóch tysięcy lat. Do tej dawnej pielgrzymi wrzucają pieniądze. Ale nie wracają, może dlatego że opiekun cerkwi pracowicie je z wnętrza wyciąga. Biała cerkiew z przysadzistą, kamienną wieżą stoi w miejscu starszych budowli. Pozostały po nich pradawne ikony. Niektóre liczą po kilkaset lat. Dla ortodoksyjnych chrześcijan ikona nie jest zwyczajnym obrazem, ale emanacją świętego. Jeśli spojrzymy Gabrielowi w jego malowane oczy, jest tak, jakbyśmy spojrzeli w oczy żywego archanioła.
Woda z nazarejskiej studni ma lecznicze właściwości. Ale trzeba mieć szczęście, żeby strażnik świątynny pozwolił jej zaczerpnąć. Obecny jest wyjątkowo mrukliwym Palestyńczykiem. A może nie pozwala robić zdjęć po prostu dlatego, żeby błysk flesza nie budził archaniołów i Madonny w ikonostasie? Ewangelicy, katolicy, Koptowie i inni chrześcijanie uważają, że to przez lecznicze właściwości wody z Nazaretu narodziła się legenda o zwiastowaniu przy studni. Bo Ewangelia wskazuje, że Anioł zwiastował Maryi w jej domu 800 metrów dalej.
reklama
Nie ma już takich domów obrzuconych gliną i z bielonymi ścianami, co stały na skale drążonej w głąb piaskowca, bo tam było chłodno i bezpiecznie. Ale groty w skałach z podłogą wyłożoną mozaiką i z wąskimi schodami pozostały. Może nie wszystkie, ale te najważniejsze, bo już w pierwszym wieku naszej ery otoczono je kultem. Można zejść do tej, w której Józef, cieśla z Nazaretu, heblował stoły. Do tej, w której zamieszkał z Jezusem i swoją młodą żoną. I do tej, w której Maryja spotkała Anioła. Do tej trafić najłatwiej. Kryje się w monstrualnym wnętrzu Bazyliki Nawiedzenia – kopułę tej olbrzymiej świątyni widać z każdego punktu miasta.
Gdzie Słowo stało się ciałem Dwupoziomowy kościół na miejscu wcześniejszych budowli postawili franciszkanie w roku 1969 wedle kontrowersyjnego projektu Giovanniego Muzzo. Zamarzył sobie konstrukcję zarazem nowoczesną, transkulturową i mistyczną. Jest nowoczesna, może nawet za bardzo. Dlatego przytłacza nieco skromne miejsce, w którym, jak powiadają, dziewczyna z Galilei powiedziała: „niech mi się stanie” i zmieniła historię świata. Dziedziniec i górny poziom kościoła wypełniają wizerunki Madonny z dzieciątkiem przygotowane przez kilkadziesiąt narodów świata. Są tu dwie polskie Madonny. W głównej nawie Częstochowska z orszakiem świętych, rycerzy i górali. Bez Wałęsy i Jana Pawła II, bo powstała w czasach, gdy nikomu się jeszcze nie śniło ani o wolności, ani o papieżu Polaku. Tylko kilka narodów ma zaszczyt zobaczyć kawałek własnej kultury w głównej nawie.
Druga Madonna jest na dziedzińcu. Według mnie bardziej niezwykła. Ufundowana w 1947 roku jako wotum polskich dzieci, które uniknęły sowieckiej niewoli i śmierci w niemieckich obozach koncentracyjnych. Jest jeszcze trzecia polska pamiątka. Samotna i skromna tuż przy wejściu do kościółka św. Rodziny. Ta z modlitwą Korpusu Ochotniczek o wolność dla naszego kraju. Wmurowano ją w roku 1944. Mają swoje dwie madonny także Słowacy. Jedną własną, drugą do spółki z Czechami. Litwini mają tę, do której zanieśli Mickiewicza, gdy umierał – Ostrobramską. Ale nie dla Madonn przyjeżdża się do Nazaretu. Tylko dla tego miejsca, gdzie Słowo stało się ciałem.
To miejsce jest w dolnym kościele. Pośród opisanych szczegółowo pozostałości poprzednich budowli – od najstarszej judeochrześcijańskiej świątyni wybudowanej wkrótce po śmierci Chrystusa, poprzez bizantyńskie mozaiki Konstantyna, chropawe, ciężkie podstawy warownych murów krzyżowców aż po pierwszy, barokowy kościół franciszkanów z XVIII wieku. Niczym antyczny amfiteatr otaczają zagłębioną w ziemi nieckę, w której stoi prosty kamienny ołtarz z wyrytym napisem: Verbum caro hic factum est – „tu Słowo stało się ciałem”.
U góry: Fasada kościoła Ojców Franciszkanów w Nazarecie.
obok: Dziedziniec tej samej świątyni i schody prowadzące do kościoła Świętej Rodziny.
Na dole: Kościół prawosławny w Nazarecie. Według miejscowej legendy znajduje się w nim studnia, przy której: „Anioł zwiastował pannie Maryi”.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.