Ludzie pojawili się na Ziemi 50 tysięcy lat temu i niemal natychmiast stali się jej władcami. Naukowcy wciąż nie mogą pojąć, jakim cudem nasza ewolucja dokonała się tak szybko. A jeśli to sprawka duchów?
Każda wielka cywilizacja zostawiła po sobie jakąś mitologię, religię albo przynajmniej swoje nauki magiczne. Także wszystkie ludy pierwotne wierzyły w istoty niematerialne i bez nich nie wyobrażały sobie świata. Niestety, w naszych czasach rzadko kto myśli poważnie o duchach. A jeśli już przyjmujemy do wiadomości, że one jednak gdzieś są i komuś się objawiają, to taka wiedza zupełnie nam wystarczy. I dochodzimy do wniosku, że skoro nie można ich wykorzystać w praktyce, to nie warto sobie nimi zaprzątać głowy.
W dawnych czasach bywało inaczej. Są społeczeństwa, dla których kontakt z duchami jest sprawą pierwszej wagi. W obu Amerykach, na Syberii, w środkowej Azji i wśród Eskimosów były osoby wybrane, powoływane przez istoty niematerialne do roli pośredników pomiędzy nimi a ludźmi. Ci wybrańcy, zwani szamanami, mieli dar przebywania w obu światach: tym realnym i tym nierzeczywistym. Dzięki podróżom astralnym potrafili przewidywać przyszłość i uzdrawiać.
Religia opętania
Szaman, kontaktując się z duchami, zachowuje pełną sprawność umysłu. Ale czasem zdarza się tak, że ludzka świadomość jest odsuwana na bok i zastępowana przez jakąś niecielesną istotę. Przemawia ona głosem człowieka-medium, lecz zachowuje się tak, jak mają w zwyczaju duchy. Ten rodzaj kontaktu, zwany religią opętania, jest specjalnością ludów afrykańskich. Czarni niewolnicy zaszczepili ją potem w Ameryce, głównie na Kubie, w Brazylii i na Haiti. Tamtejsze duchy wstępujące w swoich wyznawców są zwane loa i – co ciekawe – przypominają bogów greckich i rzymskich. Jest wśród nich Legba mający cechy Hermesa (Merkurego), Ogun podobny do Zeusa (Jowisza) i Brigitte odpowiadająca Afrodycie (Wenus).
reklama
Jeszcze inne relacje łączyły ludzi i niematerialne istoty w starożytnej magii. Zadaniem maga było znaleźć ducha i właściwymi zabiegami nakłonić go do wykonywania rozkazów. Temu właśnie służyły inwokacje, koła rysowane kredą i ceremonialne kije, czyli różdżki. Wierzono, że taką istotę – pozbawioną przecież materialnego ciała, za które można byłoby ją schwytać i przymusić – należy złowić na... imię! Ale duchy tylko czekały na błąd maga, żeby się od niego uwolnić i złośliwie narobić mu szkód, więc zajęcie to wcale nie było bezpieczne. W Ewangelii czytamy, że według niektórych wyznawców Chrystusa, swoją moc zawdzięczał On demonom, będącym na jego usługach. W epoce renesansu próbowano nie tylko reaktywować filozofię Platona i dzieła sztuki wzorowane na starożytnych mistrzach, ale także praktyki magiczne. Największy sukces w tej dziedzinie odniósł John Dee. Ten angielski okultysta i nadworny astrolog królowej Elżbiety I nauczył się specjalnego pisma i języka enochiańskiego, w którym – jak twierdził – mógł się komunikować z grupą aniołów.
Później też wiele razy pojawiali się ludzie, którzy mieli dar poznawania niematerialnego świata. Są wśród nich szwedzki filozof Emanuel Swedenborg oraz angielski malarz i poeta William Blake. Zdarzali się też samorodni szamani-cudotwórcy, tacy jak Szkot Daniel Dunglas Home, który unosił się w powietrzu i nie palił go ogień. W XIX wieku powstał ruch spirytystów, którzy wypracowali sposoby porozumiewania się z duchami zmarłych – i zapewne nie wszyscy z nich byli oszustami.
Jezus dyktuje książkę Zdumiewające, jak łatwo duchy dostosowują się do naszych oczekiwań! Kiedyś objawiały się jako bóstwa, wyrocznie lub anioły. Dzisiaj najchętniej przejawiają się w drodze channelingu i podają za kosmitów. Tak jakby instynkt podpowiadał im, pod którą postacią ludzie najchętniej im uwierzą. Channeling polega na tym, że istota duchowa nadaje jakiś przekaz, a człowiek go spisuje lub wypowiada na głos. To bodaj najlepszy sposób komunikowania się z duchami. Bo ten, kto nazwiązuje kontakt z bytem niecielesnym, nie traci panowania nad sobą ani nie musi zmieniać świadomości. Pozostaje wolny i niezależny. Można więc powiedzieć, że channeling – w porównaniu z szamanizmem lub mediumizmem – jest elegancki i higieniczny.
Przypomnę trzy bodaj najsławniejsze przypadki channelingu. Pierwszy to gruba księga, którą byt nazywający siebie „Jezusem” podyktował amerykańskiej psycholożce Helen Schucman. Ten niezwykły podręcznik duchowego rozwoju ma tytuł „Kurs cudów” i niedawno został opublikowany w polskim przekładzie, 30 lat po pierwszym wydaniu w USA. Drugą głośną channelerką jest Barbara Marciniak, Amerykanka polskiego pochodzenia, z którą nawiązały kontakt istoty podające się za „Plejadian”. Podobno są to przedstawiciele kosmicznej cywilizacji, mającej bazę w grupie gwiazd Plejad. Co nam przekazują?
Przygotowują mieszkańców Ziemi na radykalną przemianę świadomości, która ma nastąpić w 2012 roku i uczynić z nas pełnoprawnych członków transgalaktycznej społeczności.
O ile Marciniak i jej duchy każą nam z nadzieją czekać na lepszą przyszłość, o tyle jej koleżanka JZ Knight wraz ze swoim duchem-przewodnikiem Ramthą afirmują teraźniejszość i każą cieszyć się życiem tu i teraz. Założona przez nią fundacja wyprodukowała film „What the Bleep Do We Know!?” (Co tak naprawdę wiemy?), który był wyświetlany także w Polsce. Jego autorzy zadają pytania o to, w jakim stopniu nasz świat jest iluzją tworzoną przez umysł.
Anioły i kosmici Ponieważ wiara w duchy i chęć kontaktu z nimi jest u ludzi powszechna, można przypuszczać, że została zapisana w genach. Ale dlaczego utrwaliła się w naszym DNA? Zapewne z tego powodu, że w dawnych czasach największe szanse na przeżycie mieli ci ludzie, którzy zwracali uwagę na wszelkie głosy, wizje i sygnały płynące z przyrody, a więc i od duchów. Taka uważność przynosiła konkretne korzyści: pozwalała przewidywać przyszłość, omijać wrogów i znajdować zwierzynę. Kontakt z duchami dostarczał też poczucia siły i pomagał zdobyć przywództwo w grupie. Nic więc dziwnego, że po naszych przodkach został nam w genach komunikat: zwracaj pilną uwagę na każdy sygnał, który płynie od bezcielesnych istot. Nadstawiaj ucha, kiedy one mówią lub gdy o nich się mówi.
Kim są duchy? Bardzo możliwe, że tym, co psychologia nazywa „osobowościami mnogimi”. W umyśle osoby dotkniętej tą przypadłością wyodrębnia się pewna komórka, która zachowuje się samodzielnie. I to ona właśnie porusza dłonią swojego „gospodarza”, pisząc zdania pismem automatycznym lub wypowiadając słowa, które jej podpowiada wewnętrzny głos. Niekiedy zaś przejmuje ona sterowanie całym ciałem, jak to czynią loa na Haiti.
Wydaje się, że „mnogie osobowości” różnych ludzi jakoś kontaktują się ze sobą, co tłumaczyłoby dziwne zjawiska (na przykład telepatię), które zwykle dzieją się przy takich okazjach. A to, że istnieją między nimi tak silne relacje, tłumaczy z kolei, dlaczego duchów zwykle jest wiele. Przecież demon przepędzany przez Jezusa mówił, że ma za sobą „legion”, a istoty ukazujące się Johnowi Dee i Barbarze Marciniak to byt zbiorowy: anioły albo Plejadianie. Może jednak być tak, że homo sapiens wyewoluował w ramach symbiozy z duchami – podobnie, jak z glonów i grzybów powstały porosty. Pozostałością tej symbiozy jest to, że wciąż uważamy swój umysł za szczególnego ducha, który potrafi odłączyć się od ciała. Większość z nas przecież tak wyobraża sobie to, co stanie się z nami po śmierci. Są też takie teorie, że duchy są starą inteligentną rasą zamieszkującą Ziemię, która długo pozostawała bezdomna. I znalazła schronienie dopiero wtedy, gdy powstał nasz gatunek – w ludzkich mózgach. Jest to możliwe o tyle, że nasi przodkowie pojawili się na Ziemi około 50 tysięcy lat temu i w krótkim czasie osiągnęli taki poziom inteligencji, jaki mamy do dziś.
Czyżby wtedy dokonała się inwazja duchów na ludzkie mózgi? Czyżby właśnie wówczas te bezcielesne istoty, do tej pory swobodnie bujające w przestrzeni, wstąpiły w ludzi i stały się naszą inteligencją, naszym rozumem? Trudno to wykluczyć. Zwłaszcza że niebawem pewnie dokonają następnej inwazji – tym razem wejdą do komputerów. Jak to się stanie?
E-mail z zaświatów Niedawno pewien ekspert Microsoftu ogłosił, że około 2020 roku klawiatura i mysz staną się przeżytkiem. Zastąpi je bezpośrednia komunikacja człowieka z komputerem. Intensywne badania nad tym już trwają. Będziemy sterować maszynami za pomocą prądów czynnościowych, które naturalnie powstają w nerwach i mięśniach! Nie trzeba będzie nawet wszczepiać jakichś czipów do mózgu. Wystarczą prądy zbierane czujnikiem z ręki, czoła lub innego miejsca na ciele. Po przechwyceniu tych impulsów komputer przetworzy je na ruchy kursora lub na polecenia, które teraz wykonujemy klawiszami. Człowiek będzie miał wrażenie, że co pomyśli, to maszyna natychmiast robi. I tu zaczyna się pole do popisu dla duchów. Tak uzbrojony komputer stanie
się bowiem wymarzonym narzędziem do channelingu. Przecież bezcielesnym istotom dużo łatwiej będzie nadawać swoje przekazy przez komputer poruszany prądami czynnościowymi, niż poruszać piszącą ręką lub strunami głosowymi przy mówieniu. Wtedy wystarczy chwila nieuwagi i zamiast świadomości człowieka sterowanie maszyną przechwyci jego podświadomość, w której zaszyły się duchy! Wówczas świat dosłownie zaleje masa channelingowych przekazów. Ale być może stanie się jeszcze coś więcej: duchy szybko nauczą się logować na forach i będą przez internet rozmawiać zarówno z ludźmi, jak i między sobą. Ba! Może nawet zaczną zakładać konta e-mailowe i wejdą w przymierze z producentami komputerowych wirusów. Nie koniec na tym!
Służby wywiadowcze zaczną je zatrudniać jako agentów szpiegujących ludzkie umysły. I powstaną specjalne techniki wszczepiania przez internet takich tajnych współpracowników. Tak czy inaczej, nasza przyszłość rysuje się coraz ciekawiej. Bo jak tak dalej pójdzie, to już niedługo światem będą rządzić do spółki: szybkie, sprzęgnięte w sieć komputery oraz nadzwyczaj inteligentne, niewidzialne istoty, które tym maszynom będą wydawać rozkazy. A co będzie z nami? No cóż, my pewnie z czasem staniemy się tym, czym muszla jest dla ślimaka – użyczymy duchom swoich ciał. Prawdziwi władcy świata przecież muszą gdzieś mieszkać!
Wojciech Jóźwiak
dla zalogowanych użytkowników serwisu.