W 1935 roku moi dziadkowie, po bankructwie ich firmy, wraz z trójką dzieci musieli przenieść się do gorszej dzielnicy. Kupili trzypokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze w nowo wybudowanej kamienicy daleko od centrum. Na parterze był sklep mydlarski, w dalszej części mieszkanie właściciela sklepu i całego domu, pana Mendla.
Z wojny ocalało zdjęcie mydlarni, która zajmowała jeden z narożników domu. Miała oszklone duże witryny ozdobione ornamentami oraz drewniane okiennice. Do sklepu wchodziło się po metalowych schodkach. Mydlarnia to było połączenie późniejszej drogerii i zielarni. Pan Mendel sprzedawał nie tylko mydło, kleje i farby, ale także robione przez siebie napary, maści i kremy.
Dzieci moich dziadków, w tym moja mama, jeszcze długo po wojnie wspominały rewelacyjny krem na piegi pana Mendla. Tenże krem, a może także inna mikstura, były powodem kłótni między pociechami dziadków o to, w której sypialni kto śpi. Mydlarz miał bowiem zwyczaj nocami wyrabiać swoje mikstury, tłukąc coś, miażdżąc i zgrzytliwie mieszając w porcelanowych moździerzach.
W ciszy nocnej było słychać te niezbyt przyjemne odgłosy w pokoju mojej mamy i jej siostry, znajdującym się nad pracownią Mendla. Babcia nie chciała słuchać ciągłych narzekań córek, miała dość innych kłopotów. Kiedy jednak z powodu najazdu kuzynów zdarzyło jej się spędzić noc w pokoju dziewcząt, musiała przyznać, że to, co dochodziło z dołu, nie było najmilsze dla ucha.
Następnego dnia zwróciła uwagę mydlarzowi, ale ten tylko wzruszył ramionami i zaproponował pastylki na sen własnej receptury. Wybuchła wojna. Po utworzeniu getta pan Mendel i jego rodzina musieli się tam przenieść. Mydlarnia została zamknięta. W czasie powstania dom bardzo ucierpiał. W styczniu 1945 roku mama z rodzicami wróciła do miasta. Okazało się, że dwa górne piętra były zniszczone.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.