Pamiętam to jak dziś. Sześć lat temu w środku nocy obudził mnie telefon. Podniosłem słuchawkę i usłyszałem głos mojego szamańskiego mistrza, Davida Thomsona.
– Wybacz, że dzwonię o tej porze, ale właśnie podjąłem decyzję – powiedział bez emocji. – Za kilka dni przyjeżdżam do Polski. Chcę, żebyśmy się spotkali.
Umówiliśmy się w Czarnem, w Beskidzie Niskim. Davidowi bardzo na tym zależało, bo – jak powiedział – na dawnej ziemi Łemków z pewnością jest więcej duchów zmarłych niż żywych mieszkańców. Dziwiłem się temu, co mówił, ale kiedy przyjechałem w wyznaczone miejsce, wszystko się wyjaśniło. Mistrz chciał wtajemniczyć swoich uczniów w jeden z najbardziej niezwykłych indiańskich obrzędów. Wieczorem, przejęci jak mali chłopcy, zgromadziliśmy się wokół ogniska na łące, chwyciliśmy za ręce i wsłuchując się w rytmiczny dźwięk bębenka, weszliśmy w trans. Tak zaczął się Taniec Duchów...
dla zalogowanych użytkowników serwisu.