Jedni są z nami od początku, inni trochę krócej, ale wystarczająco długo, by z okazji 100. numeru wszystkich zaprezentować. Nasi wizjonerzy, prognostycy, wróżbici i doradcy życiowi.
Obdarzeni przez Stwórcę niezwykłymi właściwościami, wspomagają w biedzie - dają nadzieję, podpowiadają, jak rozwiązywać problemy lub jak uniknąć kłopotów. Także nam, pracownikom redakcji, naszym rodzinom i znajomym. Stąd wiemy, że rzadko się mylą. Są na tyle uczciwi, że powiedzą, jeśli nie mają w czymś stuprocentowej pewności. Zawsze też zastrzegają, że wprawdzie wskazują drogę, ale każdy człowiek ma swój rozum i wolną wolę, by zdecydować, czy nią iść.
* * * *
Znajoma wskazała mi 7 lat temu Waldka Galossa - z zawodu inżyniera elektronika, trudniącego się astrologią. Sam mówi o sobie, że jest prognostą. Jego "konik" to polityka. Robi więc horoskopy politykom, krajom, rządom, wydarzeniom. To wielka umiejętność - bowiem w takich przypadkach należy uwzględniać kilka horoskopów naraz, los ważnych osób sprzęgnięty jest z losami ich ojczyzny czy urzędów.
Dodatkową trudnością jest to, że ludzie ze starszego pokolenia z reguły nie znają dokładnej godziny swych urodzin. Waldek określa ją więc na podstawie ważniejszych wydarzeń życiowych człowieka. W wielu przypadkach trafił w dziesiątkę - przewidział termin odejścia z rządu Waldemara Pawlaka i Grzegorza Kołodki, losy Józefa Oleksego, Leszka Balcerowicza, Andrzeja Olechowskiego, Jerzego Buzka czy Mariana Krzaklewskiego.
Miał też wpadki, jak chociażby tę poważną z Aleksandrem Kwaśniewskim, kiedy za nic nie chciał zobaczyć, że i w drugiej kadencji gwiazdy widzą w nim prezydenta. Tu, niestety, odezwały się prywatne sympatie astrologa...
Pomógł wielu naszym Czytelnikom, stawiając indywidualne horoskopy. Ma stałych klientów, którzy nawet z drugiej półkuli dzwonią, by dowiedzieć się, czy mają dobry czas na ważne decyzje.
* * * *
Latem 1994 roku spotkałam Marysię Bigoszewską - poetkę, dziennikarkę. W słomkowym kapeluszu, nałożonym na głowę owiniętą delikatnym jedwabnym szalem, wyglądała tajemniczo, niczym dama z XIX-wiecznego portretu.
- Wróżę także z kart Tarota - powiedziała cicho.
Los dopilnował, bym szybko poznała ich siłę. Moja przyjaciółka, doktor psychologii, miała akurat problemy z facetami. Jeden odszedł, pojawił się następny, ale czy wart zaufania?... Pomyślałam o Marysi. Rozłożyła karty na czerwonym suknie, płomień świecy rzucał na nie dziwne cienie. A ona mówiła. Słuchałam jak skamieniała. Marysia powtarzała dokładnie to, co przed chwilą, w samochodzie, opowiadała moja przyjaciółka, kiedy tu jechałyśmy. Generalnie - że każdy facet to ladaco. Marysia skończyła i zapytała: - Co pani na to? A przyjaciółka: - Kiedyś byłam u wróżki, tylko raz. Rozłożyła karty i stwierdziła, że nie chcą mówić. Dzisiaj popatrzyłam na te karty i pomyślałam sobie: oto jest całe moje życie. I pani mi je ze szczegółami opowiedziała...
Skorzystałam z okazji i poprosiłam, by także mnie rozłożyła karty. Zapytałam o pewien problem, który wypłynął dopiero co, a dotyczył przeszłych spraw biznesowych.
- Jesteś w strasznym wirze - stwierdziła Marysia. - Dostanie ci się od kobiety, z którą byłaś związana interesami. Musisz przeczekać burzę. Wszystko dobrze się skończy, ale wasza przyjaźń mocno na tym ucierpi.
W dwa dni później wybuchła bomba - groziło mi totalne bankructwo. I tylko słowa Marysi, że wszystko się dobrze skończy, trzymały mnie przy zdrowych zmysłach. Stosunki ze wspomnianą kobietą zostały zerwane na 3 lata. A Marysia Bigoszewska wydaje kolejne tomiki poezji i nadal wróży, dodając otuchy ludziom w ciężkich chwilach.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.