Na egzamin maturalny młodzież przychodzi ubrana na biało i granatowo. Na pierwszą komunię dzieci są ubierane na biało i dostają prezenty od chrzestnych rodziców. Także nowożeńcy mają okolicznościowe stroje, są obrzucani ryżem i obdarowywani kwiatami. Rekruci wzięci „w kamasze” najpierw dostają „wycisk” od swoich kaprali, a potem ustawieni w dwuszereg recytują słowa przysięgi.
Wszystkie te uroczystości to INICJACJE, a raczej współczesne, uproszczone pozostałości inicjacyjnych rytuałów z dawnych czasów i kultur. Wierzenia i obyczaje wielu ludów pierwotnych wskazują, że w ich wyobrażeniu życie człowieka zaczynało się nie od urodzenia, ale od inicjacji.
Kiedy w afrykańskich plemionach młodzieniec umierał przed przejściem inicjacji w stan dorosły, jego życie było uważane za niebyłe. Kiedy u pewnego ludu na Syberii zmarła kilkuletnia córka w rodzinie, a po jej śmierci urodziła się następna dziewczynka, tę nową córkę nazywano imieniem zmarłej i uważano za jej nowe wcielenie, ale zarazem i tamtą śmierć uważano za niebyłą.
Inicjację utożsamiano ze śmiercią. „Stary” człowiek umierał i rodził się jako „nowy”. U australijskich aborygenów po dorastającego chłopca przychodzili w nocy zamaskowani „umyślni”, porywali go siłą z domu, po czym uprowadzali na pustkowie, gdzie odprawiano nad nim obrzędy jak nad umarłym. Inicjacji zwykle towarzyszyły próby odwagi i odporności na ból i trudy, inicjowanych czekały też „operacje” na ciele: tatuowano ich lub poddawano skaryfikacji (ozdabiano ich skórę symbolicznie wyrysowanymi bliznami), a także obrzezywano.
reklama
Przy czym „klasyczne” obrzezanie napletka stosowane przez żydów i muzułmanów jest drobnym, kosmetycznym zabiegiem w porównaniu z tym, co wyczyniali ze swoimi narządami płciowymi aborygeni. Wymyślnie je sobie nacinali, upuszczali z nich krew, naśladując menstruację, lub wykłuwali sobie w penisie dodatkowe otwory na wytrysk nasienia. Podczas obrzędów śpiewano lub recytowano stare pieśni, będące zbiorową pamięcią plemienia. Inicjacja była okazją do świętowania i wielkich zjazdów całego ludu, który na co dzień żył w rozproszeniu.
Ciekawe zjawisko odnotowali antropolodzy badający ludy wysp Melanezji na Pacyfiku – na czele ze słynnym znawcą życia seksualnego tubylców, Bronisławem Malinowskim. Otóż niezamężne dziewczęta, które nie przeszły jeszcze małżeńskich obrzędów, nie zachodziły w ciążę! Chociaż do woli współżyły z rówieśnikami, jako że młodzież cieszyła się tam dużą swobodą seksualną. Działała sama siła wiary. Ponieważ wszyscy głęboko wierzyli, że nieinicjowana dziewczyna nie może mieć dziecka, tak właśnie się działo!
Wśród Indian prerii – Czarnych Stóp, Czejenów, Lakotów – istniał obyczaj, że młodzieńcy w ramach inicjacji szli na poszukiwanie wizji. Wychodzili na pustkowie pod okiem mistrza ceremonii-szamana, po czym rozpraszali się i pozostawali samotnie w stepie lub w górach przez wiele dni. Poszcząc, nie pijąc i nie śpiąc, modlili się do duchów, żeby zechciały do nich przyjść. W końcu młodemu Indianinowi ukazywał się duch opiekuńczy, zwykle pod postacią zwierzęcia, które przemawiało do niego i dawało wskazówki. Z tego spotkania przyszły wojownik lub szaman czerpał swoją moc na dalsze życie.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.