Popatrzyłam, jak wiosną wychodzą z ziemi tulipany, i ten widok mnie zachwycił – opowiada 38-letnia Katarzyna. – Poczułam w sercu niewyobrażalną radość. Jakbym po długiej podróży, z podrapanymi łokciami i kolanami, w zniszczonej sukience wróciła wreszcie do domu. Radość wypełniła całe moje ciało. Poczułam, jak bardzo za nią tęskniłam.
Po pierwsze - pokochaj samego siebie
Mistrz zen Thich Nhat Hanh w swoich książkach („Cud uważności”, „Każdy krok niesie pokój” i inne) pisze, że radość to taki stan umysłu i serca, w którym bez względu na to, co dzieje się wokół, w naszym wnętrzu panuje głęboki spokój. Niełatwo to osiągnąć, tak jak niełatwo w trudnych chwilach współczuć. A właśnie wewnętrzna radość, co podkreśla Thich Nhat Hanh, wiąże się z tym stanem. Jak nauczyć się współczucia?
Mistrz zen daje kilka wskazówek: przede wszystkim nie narzucać – w żaden sposób i nikomu – swoich poglądów. Współczucie to głębokie zrozumienie. Nawet tych, którzy nas krzywdzą, którzy się na nas złoszczą i gniewają.
Gdy będziemy patrzeć na ludzi współczującym okiem, zrozumiemy ich. Wtedy łatwiej przebaczyć i pokochać. Bez zrozumienia nie ma miłości. Ale przede wszystkim potrzebujemy pokochać siebie. Katarzyna wspomina chwilę, gdy uświadomiła sobie, jak siebie nie lubi.
– Siedziałam nad jeziorem, zachodzące słońce odbijało się w wodzie. Zaczęły mi się przypominać sytuacje z mojego życia, gdy traktowałam siebie okropnie: poganiałam, krytykowałam, zawstydzałam. Widziałam te sceny jak w filmie. Jedna z nich: dostałam się na wymarzone studia, ale nie byłam w stanie się z tego ucieszyć, bo przecież nie zdałam z najwyższą lokatą; trzeba było zastartować na lepiej notowaną uczelnię, a najlepiej na uczelnię za granicą. Nigdy dość dobra, nie taka. Gdy inni mi gratulowali, lekceważąco wykrzywiałam usta. Zobaczyłam, jaka jestem wobec siebie bezwzględna, ile we mnie wrogości i niechęci do siebie samej. Aż mnie zemdliło.
A przecież do zdrowego, radosnego życia potrzebujemy czegoś wręcz przeciwnego – wsparcia i doceniania siebie. Cieszenia się sobą. Taka postawa łączy się z ufaniem sobie: to ja jestem twórcą swojego życia, najważniejszym dla siebie punktem odniesienia – nie społeczeństwo, koncepcje filozoficzne, idee czy oczekiwania innych ludzi. „Odkryłem swoje piękno, swój urok. Właśnie taki, jaki jestem, jestem wart swojej miłości” – pisze bez skrępowania nauczyciel duchowy Neale Donald Walsch. Oto radosne życie – akceptować siebie w pełni, nie oskarżać się, nie obwiniać, nie krytykować, nie potępiać, nie karcić.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.