Kuracja z komputera

Jest profesorem fizyki, twórcą metody diagnozowania i leczenia chorób za pomocą rezonansu biologicznego. Brzmi to skomplikowanie, a tajników strzeże patent. Mimo prób prowadzonych w wielu krajach, nikomu nie udało się opracować podobnego systemu.

Kuracja z komputeraOrganizm człowieka ma zdolność samooczyszczania i samouzdrawiania. Jeśli tego nie robi, to znaczy, że system immunologiczny nie otrzymał właściwego sygnału, albo że sygnał ten został zniekształcony. Gdy organizmowi dostarczy się odpowiedni komunikat, zacznie wytwarzać przeciwciała. I właśnie Władimir Bystrow przywraca tę dobrą łączność.

Pacjentowi badanie wydaje się proste: siadam na krzesełku w pobliżu zwykłego komputera. Należy tylko zdjąć zegarek oraz biżuterię. W prawej ręce trzymam elektrodę podobną do tej, jakiej kosmetyczki używają przy galwanizacji. Lewą kładę na stole, obok ekranu komputera. Profesor Bystrow zwilża skórę na kostkach dłoni i delikatnie dotyka do niej metalową końcówką cienkiego kabelka.

Każdemu dotknięciu towarzyszy przesuwanie się łacińskich i rosyjskich nazw na ekranie komputera i jednostajny dźwięk. Nagle dźwięk się zmienia i Bystrow zaznacza nazwę "parotitis epidem". - Nie chorowała pani w dzieciństwie na świnkę - bardziej stwierdza, niż pyta. Prawda, nie chorowałam: ani w dzieciństwie, ani później. - A wirus jest w organizmie. Prawdopodobnie ma pani niewielkie, nieszkodliwe guzki na tarczycy lub w jej okolicach.

To też prawda. Kilka lat temu podczas masażu kosmetyczka wyczuła z prawej strony mojej szyi niewielkie zgrubienie. Zaalarmowana, pobiegłam do lekarza. USG wykazało "torbielkę bronchogenną wielkości 10 x 8 milimetrów." Jest zupełnie niewidoczna, więc Władimir Bystrow nie mógł jej zobaczyć. Wyczytał z komputera? - Mój program pozwala na wykrycie 4 tysięcy patologicznych zmian w organizmie: bakterii, wirusów, pasożytów, toksyn, stanów zapalnych i nowotworowych. Mogę zbadać bardzo dokładnie każdy organ - np. 600 testów dotyczy samego mózgu, jego poszczególnych części. Oczywiście, większość pacjentów uskarża się na konkretne dolegliwości, więc podczas jednego badania przeprowadzam zwykle od 300 do 500 testów - wyjaśnia Bystrow.

"Ja nie leczę jednej choroby, ale cały organizm".

- Piętnaście lat temu zachorował ktoś z mojej rodziny. Byłem wówczas pracownikiem naukowym katedry biofizyki na Akademii Medycznej w Symferopolu. Znałem całe środowisko naukowe na Krymie, najlepszych lekarzy, specjalistów. Nikt nie potrafił postawić właściwej diagnozy, choroba ciągnęła się miesiącami. Zacząłem szukać sam: homeopatia, medycyna niekonwencjonalna. Usłyszałem coś o tzw. metodzie Volla i to mnie zainteresowało. Reinhold Voll był nazistowskim lekarzem, sądzonym w Norymberdze.

reklama

Jego prace były tajne, część z nich zaginęła, a kontynuowanie badań długo uważano za nieetyczne. Pojechałem do Instytutu Medycyny Wojskowej ZSRR, gdzie między innymi prowadzono badania na potrzeby lotów kosmicznych. Tam też nie potrafili mi pomóc. Zacząłem więc sam, od początku - od tego podstawowego zestawu probówek z 70 wirusami i bakteriami. Opracowałem metodę wykrywania patologicznych zmian w organizmie za pomocą biorezonansu - opowiada profesor.

Po próbach w kilku placówkach medycznych Ministerstwo Zdrowia wydało pozytywną opinię. W 1989 roku opatentował metodę w ZSRR. W tym czasie zrobił doktorat i habilitację z biofizyki.

Wracamy do badania. Teraz poszukujemy w moim ciele zmian nowotworowych. Na nic się nie uskarżam, ale robi mi się nieprzyjemnie. Nie ma rezonansu, czyli nie ma nowotworu. Oddycham z ulgą.
- A gdyby był? Powiedziałby mi pan o tym?
- Jeśli zachodzi takie podejrzenie, mówię pacjentowi, że powinien poddać się badaniom onkologicznym: pobranie wycinka, a potem normalne leczenie - odpowiada. - Przyjmuję też w warszawskim Centrum Medycyny Komplementarnej. Współpracuję tam z chirurgiem onkologiem, docentem Czerwińskim.

Nie ogłasza się w prasie. Pacjenci przekazują sobie z rąk do rąk numer jego telefonu. Przez te kilka lat - bo na stałe przyjechał do Polski w 1991 roku - dorobił się już pokaźnej klienteli. Przyjeżdżają z całej Polski, z każdą dolegliwością - chorobą Alzheimera, bezpłodnością, sztywnością ręki i z bezsennością. Któregoś dnia zorientował się, że wielu jego pacjentów mieszka w jednej wsi, w dodatku dość odległej od Warszawy. Okazało się, że przez kilka lat przyjeżdżał do niego "po cywilnemu" tamtejszy ksiądz proboszcz i to on przysyłał mu swoich parafian.

Władimir Bystrow ucina pytania, czy wykorzystuje np. medycynę chińską (przy badaniu jedną z elektrod dotyka meridianu układu nerwowego lub meridianu tkanki łącznej, więc podobieństwo do akupunktury samo się nasuwa) i podkreśla oryginalność swojej metody. Związki z medycyną Wschodu są w jego wypadku naturalne. W końcu urodził się i ukończył studia na Syberii. Teorie, które dla nas mają posmak egzotycznej sensacji - np. to, że ludzie dorośli nie powinni pić słodkiego mleka, bo jest to przyczyną zaburzeń trawienia - dla niego wynikają z podstawowej wiedzy medycznej.

Jego diagnozy są szersze niż w przypadku medycyny konwencjonalnej. Pacjentowi, który uskarża się na dolegliwości żołądkowe, lekarz zleca wykonanie badań dotyczących wyłącznie przewodu pokarmowego, a później leczy jedną chorobę: np. stan zapalny jelita cienkiego. Bystrow, stwierdzając u kogoś stan zapalny okrężnicy, od razu wie, że ten sam człowiek będzie cierpiał na przewlekłe stany zapalne śluzówek, a więc wieczny katar i chore zatoki.

Władimir Bystrow Wygląda to jak medycyna XXI wieku - Władimir Bystrow wykrywa wszelkie dolegliwości pacjenta za pomocą komputera. Potem wręcza mu kartę magnetyczną z piętnastoma plasterkami. Codziennie rano, na czczo, jeden z nich należy przykleić na skroni.

Historia jego życia obfituje w splot fantastycznych przypadków - jakby tajemnicza siła prowadziła go krok po kroku. Jako niemowlę chorował na krzywicę. W owym czasie leczono ją przesiedlając dzieci w bardziej słoneczne okolice. Wołodia wraz z rodzicami osiadł na Krymie. Po studiach nie mógł poświęcić się pracy naukowej na wydziale fizyki - tak, jak tego pragnął - ponieważ nieco wcześniej dostała tam już etat jego żona. A radzieckie przepisy zabraniały zatrudniania małżonków w jednej katedrze.

Został więc asystentem w katedrze biofizyki na symferopolskiej Akademii Medycznej i w ten sposób związał się z medycyną. Kiedy opatentował swoją metodę, zyskał nie tylko rozgłos i naukowe tytuły. Zawistny przełożony zmusił go do odejścia z uczelni. Na szczęście zaczęła się "pierestrojka". Bystrow instalował swój program w placówkach medycznych olbrzymich zakładów przemysłowych - szły za tym duże pieniądze, ale też i kłopoty. Jeden z pierwszych kontrahentów dał mu jako honorarium... 48 samochodów.

Im był sławniejszy i bogatszy, tym mniej bał się o bezpieczeństwo swoje i rodziny. W 1991 roku zdecydował się na wyjazd do Polski. Zaprosiła go tu Fundacja Zdrowia. Gdy stanął na nogi, ściągnął z symferopolskiej akademii swoich uczniów - 7 lekarzy, którzy teraz wraz z nim zajmują się biorezonansem. Od roku ma polskie obywatelstwo, jest doradcą w Polskim Klubie Wynalazców, ma liczne kontakty ze środowiskiem medycznym.

Czasem irytuje go nasz sceptycyzm. - Wy nie wierzycie w wynalazki, wy wierzycie tylko w cuda - narzeka. - W Polsce trzeba stanąć na głowie i jeszcze zrobić jakiś cud, żeby pacjent zechciał zapłacić sto złotych. Nie stanął na głowie podczas badania, ale nie jestem pewna, czy to, co robi za pomocą swego komputera, to nie są cuda.

Na zakończenie wizyty dostaję kartonik z rozpoznaniem medycznym i 15 kawałeczkami samoprzylepnej folii oraz zalecenia dietetyczne (żadnych smażonych potraw, słodkiego mleka ani wieprzowiny) i zestaw ćwiczeń gimnastycznych (pobudzających pracę wątroby i przynoszących ulgę przy dyskopatii). Już po paru dniach "plasterkowej" kuracji zaczynam się czuć lepiej, mam ładniejszą cerę i dobrze śpię.


Ewa Warska

Fot. Rafał Lipski

Źródło: Wróżka nr 4/1999
Tagi:
Komentarzy: 2
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl