Marine Bernedette była już u kresu wytrzymałości. Od kilku lat leczyła się z głębokiej depresji. Jej psychiatra, Mark Conidie, też powoli zaczynał tracić nadzieję, że ją kiedykolwiek wyleczy. I nagle przeżył szok. Któregoś dnia Marine zjawiła się u niego wesoła i tryskająca energią. Podając mu rękę na powitanie, przedstawiła się ...jako Mimi.
Mówili na niego Jimmie i choć nikt nie znał jego nazwiska - nie pytał. Jimmie miał czterdzieści dziewięć lat i był przystojnym, zdrowo wyglądającym mężczyzną z bujną czupryną. Chętnie opowiadał o swoich wojennych przygodach, o służbie w marynarce wojennej, dziewczynach i rodzinnym domu. Mówił barwnie, z najdrobniejszymi szczegółami, a dialogi skrzyły się dowcipem. Przywołując z pamięci dawne czasy, Jimmie był niezwykle przejęty; wydawało się, że opowiada nie o przeszłości, ale o teraźniejszości. Zresztą by to podkreślić, używał w swych opowieściach czasu teraźniejszego.
Jednak pamięć Jimmiego kończyła się raptownie na 1945 roku. Po tej dacie czas dla niego stanął w miejscu. Nic, co wydarzyło się po zakończeniu wojny, nie zostawiało w pamięci marynarza najmniejszego śladu. Choć nadal biegle posługiwał się radiowymi kodami, jakich używał w wojsku podczas działań wojennych i znał na pamięć nazwy wszystkich okrętów walczących na Pacyfiku, nie pamiętał, co działo się poprzedniego dnia.
Jimmie dysponował wiedzą zdolnego ucznia szkoły średniej, lubiącego matematykę i nauki ścisłe. Bezbłędnie wykonywał obliczenia arytmetyczne i algebraiczne, ale tylko wtedy, gdy mógł to zrobić szybko. Jeśli rozwiązanie zadania wymagało zbyt wielu działań i pochłaniało zbyt dużo czasu, zapominał, na jakim etapie zadania się znajduje, a nawet jakie było pytanie. W ciągu kilkunastu sekund zapominał, co właśnie powiedział lub zrobił. Chyba że pytanie dotyczyło czegoś, co wydarzyło się przed magiczną datą 1945 roku. Wraz z bieżącą pamięcią w zadziwiający sposób znikła także u niego pamięć odczuć i wrażeń! Marynarz nie potrafił określić, czy czuje się dobrze czy źle. Nie umiał odpowiedzieć na pytanie, czy w danym momencie jest wesoły, smutny, nieszczęśliwy czy szczęśliwy. Nie potrafił nawet określić, czy czuje tętniące w nim życie!
reklama
Dwa w jednym? Zdrowy sześćdziesięcioletni mężczyzna, w czasie spaceru po plaży z rodziną, na kilka minut stracił przytomność. Ocucono go i wszyscy myśleli, że to jedynie drobne omdlenie na skutek działania słońca. Tymczasem mężczyzna, gdy tylko się ocknął, bardzo był zdziwiony tym, co działo się dokoła niego. Ludzie stojący obok niego starali się mu wmówić, że jest głową ich rodziny! On sam był głęboko przekonany, że przez całe swoje sześćdziesiąt lat żył i pracował samotnie. Czuł się zupełnie kimś innym niż w rzeczywistości i jako ta "nowa" osoba funkcjonował bardzo sprawnie. Co jakiś czas wracał do swojego "starego ja", ale na krótko. W odróżnieniu od Marine, zupełnie nie zdawał sobie zupełnie sprawy z przemiany swojej osobowości.
Wygląda to tak, jakby w pewnych, nieznanych do końca okolicznościach w nasze ciało wstępowała dodatkowa energia i rozpychając się, przysłaniała nam część naszego dotychczasowego ja. Zjawiskom takim zawsze towarzyszy pojawienie się jakiejś dodatkowej umiejętności i to w formie dalekiej od przeciętności. Marynarz, który zatrzymał swoje życie w jednym miejscu, nagle posiadł umiejętność bardzo szybkiego i absolutnie bezbłędnego pisania. Czyżby więc były to przypadki pojawiania się w jednym ciele dwóch osobowości jednocześnie? Ale nie takich, które powstają na skutek chwilowych zaburzeń psychicznych, lecz trwałych i dysponujących "jakąś formą" własnego mózgu.
Samoczynny automat O tym, że tak może być, zdaje się świadczyć przykład Marine Bernedette. Wcielając się w kolejne osobowości (okazało się, że jest ich trzy, każda w innym wieku), zachowywała się zupełnie normalnie. Po prostu funkcjonowała jak osoba o określonym charakterze, wieku i cechach. Nikt nigdy nie był w stanie przewidzieć, kim za chwilę będzie Marine. Kolejne osobowości "włączały się" automatycznie i nikt, łącznie z Marine, nie mógł określić zasad, według których to następowało.
Tak czy inaczej, wszystkie postacie, jakimi się stawała, były autentyczne i... zdrowe psychicznie. I pewnie wszystko pozostałoby wieczną tajemnicą, gdyby nie najnowszy wynalazek techniki - skaner FMRI. Dzięki niemu na monitorze można obejrzeć obraz mózgu podczas pracy, wykrywać obszary, które uaktywniają się w momencie, kiedy staramy się myśleć o samych sobie. I co się okazało? Kiedy Marine myślała o sobie, w zależności od tego, kim akurat była, uaktywniały się różne części jej mózgu. Zupełnie jakby został on podzielony między jej osobowości.
Badania prowadzone i przez dwa lata powtarzane co kilka miesięcy za każdym razem dawały identyczny wynik. Marine nie zdawało się, że jest jakąś tam osobą. Ona po prostu była trzema osobami jednocześnie. Neurolodzy doszli do wniosku, że to samo działo się z marynarzem czy mężczyzną z plaży. Ich mózgi najzwyczajniej w świecie albo zatrzymywały rozwój osobowości w jakimś konkretnym dniu i zaczynały budować następną (stąd dodatkowe, wcześniej nieznane umiejętności), albo likwidowały starą osobowość, by wykształcić nową. Jakby pierwsza się już mózgowi znudziła lub nie widział dla niej perspektyw. Nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje, choć coraz częściej nauka odnotowuje przypadki takich samowolnych eksperymentów mózgu z dwiema funkcjonującymi jednocześnie osobowościami. Czasami przyjmuje to naprawdę spektakularne formy.
Niesforne ręce Anthony Shmit w swojej pracy "Umysł" opisuje przypadek kobiety o dwóch osobowościach. W zależności od tego, kim kobieta ta w danym momencie była, raz lubiła czytać książki, a raz - nie. Mało tego, gdy czytała, trzymając książkę jedną ręką, druga ręka starała się jej tę książkę zabrać. Kobieta więc, gdy tylko zaczynała czytać, siadała na drugiej ręce, by uniemożliwić zamykanie książki! Jeszcze większe kłopoty miał mężczyzna skarżący się na lewą rękę, która podczas jakichkolwiek sporów, choćby najmniejszych, tak rwała się do rękoczynów, że trzeba ją było powstrzymywać prawą! Niestety, nie zawsze skutecznie! Musiał on przytrzymać tę "wojowniczą" rękę, zanim do głosu doszła druga osobowość. Ale nie zawsze wiedział, kiedy to nastąpi.
Według jednej z teorii, opisujących to zjawisko, dzieje się tak dlatego, że na skutek jakichś stresogennych czynników mózg, broniąc się przed "utratą zmysłów", zamyka dotychczasową osobowość w grupie neuronów i postanawia zacząć żyć od początku! Zdarza się i tak, że potrafi zaczynać swoją działalność kilka razy, aż do skutku. To znaczy do dnia, w którym będzie z siebie zadowolony! Czy tak jest naprawę? Badania ciągle trwają. Nam pozostaje tylko mieć nadzieję, że nasz mózg powstrzyma się od tego rodzaju eksperymentów
dla zalogowanych użytkowników serwisu.