– Najważniejsze w uzdrawianiu jest zrozumienie energii białego światła – tłumaczy Harry. – Kiedy leczę, widzę fantom mojego pacjenta zrobiony ze światła. W miejscach chorych jest cień lub niewyraźny obraz. Gdy dolegliwości są bardzo poważne, chory organ przypomina czarną, pustą dziurę. Zawsze kieruję światło w miejsce, które potrzebuje pomocy.
Pani Magdalena Majewska uważa, że dzięki Harry’emu doświadczyła cudu. Dostała drugą szansę od losu i zamierza dobrze ją wykorzystać. Dwa miesiące temu przywiozła do uzdrowiciela chorą na reumatyzm matkę.
– Gdy odprowadzałam mamę do gabinetu, pan Lukinghan zaczął uważnie mi się przyglądać – wspomina. – Po chwili zamknął oczy i położył mi ręce na głowę. Poprosił, żebym koniecznie weszła zaraz po mamie. Tłumaczyłam, że nie zamierzam być pacjentką, że jestem zdrowa. Uzdrowiciel jednak nalegał, więc poddałam się badaniu. Kiedy przesuwał dłonie nad moją głową, ramionami, nogami i kręgosłupem, czułam przejmujące ciepło. A potem usłyszałam, że natychmiast powinnam iść do onkologa, bo prawdopodobnie mam guza na piersi. Tydzień później byłam operowana, pierś udało się uratować. Miałam mnóstwo szczęścia...
Niekiedy zdarza się, że do Harry’ego przychodzą ludzie, dla których medycyna niekonwencjonalna jest ostatnią deską ratunku. – Na początku nigdy nie wiem, czy i w jakim stopniu mogę takiej osobie pomóc – mówi uzdrowiciel. – Dlatego wchodzę w kontakt z duszą pacjenta i modlę się. Zwykle otrzymuję odpowiedź, czy człowiek ten wykonał już swoje zadanie na Ziemi i ma odejść, czy jest jeszcze dla niego szansa. Gdy istnieje cień nadziei na przedłużenie życia, zawsze go wykorzystuję.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.