Ci, którzy wyciągali spomiędzy kół ocalałą rodzinę, mówią krótko: cud Boży. Inni z niedowierzaniem kręcą głowami. A przecież ta niesamowita historia zdarzyła się naprawdę. Mimo iż od tamtego czasu upłynęły cztery lata, Darek Reczuch, mieszkaniec Łukowic Brzeskich do dzisiaj kurczy się ze strachu, ilekroć słyszy przejeżdżający pociąg.
Był 6 stycznia. Państwo Reczuchowie wracali od rodziny z Podkarpacia pośpiesznym Zakopane-Szczecin. Pociąg nie był przepełniony. Reczuchowie rozsiedli się więc wygodnie w przedziale. Dzieci drzemały na fotelach - czteroletnia Magda, młodsza od niej Monika i Karolina, jeszcze niemowlę. Przed samym Brzegiem, gdzie czekała ich przesiadka, Darek zaczął nerwowo spoglądać na zegarek i ponaglać żonę Dorotę. Obudzili dzieci i zbili się w gromadkę na korytarzu. Zbliżała się czwarta nad ranem, gdy pociąg zahamował na stacji.
Mężczyzna otworzył ostrożnie drzwi, wystawił na peron dwie torby podróżne i rozejrzał się. Wokół nie było żywej duszy. Postawił na peronie Magdę. Stojąc już na schodkach wyciągnął ręce po następną córeczkę. Wtedy poczuł ostre szarpnięcie. Uświadomił sobie z przerażeniem, że pociąg rusza. Kolejne wydarzenia nastąpiły jak w przyśpieszonym kadrze. Darek zdążył jeszcze pchnąć na peron drugie dziecko, sam chwycił w objęcia żonę z najmłodszą Karoliną i z okrzykiem - Trzymaj się, skaczemy! - dał susa na znikający beton. Cała trójka przewróciła się na ziemię. Darek próbował podciągnąć się instynktownie, byle dalej od rozpędzonego pociągu, gdy poczuł jak nieznana siła wciąga go pod koła.
W jednej sekundzie znaleźli się na torach. W pierwszym odruchu Reczuch przykrył swoim ciałem Dorotę, przytulił się jak mógł najbliżej do chropowatego murku. Krzyknęła tylko: - Ała! - i przestała się ruszać. Niemowlę wypadło jej z rąk. Darek pomyślał jeszcze: - Jezu, moje nogi!... Nad nimi właśnie przejeżdżał oszalały pociąg. - Co się wtedy czuje? - Darek Reczuch zaciska nerwowo dłonie. - Pamiętam tylko zwierzęcy strach. W dół wciągnęły nas krawędzie schodków, o które zaczepiłem spodniami, a może wir powietrza. Żona straciła przytomność od razu, więc niewiele pamięta. Mnie przed oczami przesunął się film złożony z oderwanych od siebie faktów: nasze małe mieszkanko w Łukowicach, ja z Dorotą na ślubnym kobiercu, zafrasowana twarz ojca...
dla zalogowanych użytkowników serwisu.