Pani Maria mówi, że to był cud. Wyszła przed dom i zobaczyła, że jej 9-letni wnuk z dwoma kolegami wspiął się na drzewo. Przerażona krzyknęła, by natychmiast zeszli. Nie minęła minuta, gdy gwałtowny powiew wiatru złamał gałąź, na której siedzieli. „Gdybym wyszła chwilę później albo pozwoliła chłopcom dalej się bawić, spadliby z ponad 10 metrów” – jeszcze dziś, gdy wspomina wydarzenie sprzed roku, trzęsą się jej ręce.
Wiele podobnych przypadków opisał amerykański psycholog Gary Klein. Zaczął je zbierać po wysłuchaniu opowieści strażaków o oficerze, który kilka razy w cudowny sposób uratował im życie. Najbardziej niezwykła historia wydarzyła się podczas gaszenia pożaru czteropiętrowej kamienicy. Ratownicy zlokalizowali źródło ognia w kuchni jednego z mieszkań i z sąsiedniego pokoju starali się zalać je wodą. W pewnym momencie oficer krzyknął, by uciekali. Ledwo zdążyli wybiec na korytarz, runęła podłoga pokoju, w którym przed chwilą stali.
Klein postanowił wyjaśnić, co się faktycznie stało. Przez 20 lat rozmawiał z ludźmi, których praca wymaga błyskawicznego podejmowania decyzji rozstrzygających o życiu i śmierci – z pilotami, chirurgami, strażakami, ratownikami górskimi. Interesowały go przede wszystkim sytuacje, w których nie mieli czasu na namysł, ocenę skali zagrożenia czy przypominanie sobie, co w takich okolicznościach radzą podręczniki. Musieli działać tak, jak pani Maria – bez zastanowienia i natychmiast. Zdawali się więc pozornie na przypadek czy przysłowiowy łut szczęścia.
reklama
Gdyby jednak tylko on decydował, liczba sukcesów powinna być taka sama jak porażek. Tymczasem okazało się, że ponad 90 procent podjętych przez nich decyzji było słusznych i najlepszych z możliwych. Tak często cuda się nie zdarzają, więc przyczyna powodzenia musiała kryć się w czymś innym. Rozmówcy Kleina często sami wskazywali jej źródło, mówiąc, że kierują się intuicją.
Niemal w tym samym czasie opublikowano wyniki innych badań, w których 86 na 100 laureatów Nagrody Nobla przyznało, że w ich odkryciach znaczącą rolę odegrała intuicja. Klein miał więc do dyspozycji bogaty materiał i – jak sam przyznał – również intuicyjnie dostrzegł, że jeśli właściwie go wykorzysta, może wybić się z tłumu bezimiennych psychologów.
Zrobił to i został światowej sławy ekspertem w badaniu tak niezwykłego zjawiska jak przeczucia. Dziś nie ma wątpliwości, że doznające ich osoby nie doświadczają cudów, ale lepiej niż przeciętny człowiek – choć z reguły nieświadomie – wykorzystują olbrzymi potencjał ukryty w mózgu. Strażak, który uratował kolegów z płonącego domu, działał bezwiednie, lecz dysponował ogromnym doświadczeniem zdobytym w wielu innych akcjach.
Gdy w rozmowie z psychologiem już na spokojnie odtwarzał przebieg zdarzeń, przypominał sobie, że ogień w kuchni nie huczał, lecz płonął podejrzanie cicho, że kiedy kierowano w jego stronę strumień wody, przygasał, a po chwili znów wybuchał, że w pokoju, który się nie palił, było wyjątkowo gorąco. Wniosek z tego mógł być tylko jeden – źródło ognia nie znajdowało się w kuchni, którą gasili, lecz piętro niżej i płomienie sięgały już sufitu, więc trzeba było uciekać.
Jeśli miałby czas na spokojną ocenę sytuacji, z pewnością podjąłby identyczną decyzję. Zrobił to jednak bez zastanowienia. Dlaczego? Bo zdobytą wcześniej wiedzę o zagrożeniach miał już zapisaną w umyśle, a jego mózg sięgnął po nią drogą „na skróty”, z pominięciem świadomości.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.