Choć od dwudziestu lat jest szczęśliwą mężatką, los poskąpił jej radości macierzyństwa. Ale zesłał wielką miłość do dzieci. I intuicję graniczącą z telepatią, by rozumiała je bez słów. I pasję, która rozbija bariery broniące ich świadomości.
Pięcioletnia Ewa siedzi na belce, zawieszonej na linach. Jest to rodzaj huśtawki, na którą się tu mówi "konik". Konik w ruchu posuwistym wychyla się do przodu, a dziewczynka usiłuje uderzyć dłonią piłkę, również wysoko zawieszoną. Trafia co któryś raz. Teraz trudniejsze ćwiczenie: Ewa próbuje wejść na specjalną platformę-huśtawkę i utrzymać na niej równowagę. Wymaga to dużego wysiłku oraz wielu prób.
Bezradny policjant - mózg
To nie jest szkółka akrobatyczna dla dzieci. Znajduję się na warszawskiej Pradze, w Gabinecie Terapii Dziecięcej "Impuls", prowadzonym przez panią Bożennę Odowską-Szlachcic.
Stworzyła go z myślą o dzieciach, które los zatrzymał w rozwoju albo zesłał problemy z nauką. Usiłuje im pomóc mało jeszcze znaną w Polsce metodą integracji sensorycznej (SI), opracowaną i rozpowszechnioną w latach 70. przez nieżyjącą już Amerykankę - psychologa klinicznego - Jean Ayres.
Najogólniej mówiąc, pod tą obco brzmiącą nazwą kryje się system ćwiczeń, które mają nauczyć mózg właściwego reagowania na bodźce zewnętrzne. W każdej minucie życia nasze "centrum dowodzenia" w głowie odbiera ich niezliczoną ilość - z oczu, uszu, skóry, mięśni, ścięgien i stawów (czucie głębokie). Także ze zmysłu przedsionkowego - czujnika siły grawitacji, który rejestruje wrażenie ruchu naszego ciała. Mózg musi sobie z tym wszystkim poradzić niczym policjant kierujący ruchem ulicznym. Jeśli robi to właściwie, pojazdy-sygnały bez problemów i szybko dojadą do celu. Jeśli się pomyli - natychmiast spowoduje korek. Jeśli mózg nie potrafi odebrać sygnału z któregoś ze zmysłów albo go sobie źle zinterpretuje, następują reakcje lawinowe - nie potrafimy właściwie zadziałać w określonej sytuacji.
Wróćmy jednak do Ewy: ładna blondyneczka, bardzo chętnie uczestniczy w zajęciach. Przyglądam się kolejnym ćwiczeniom - mają nauczyć Ewę różnicowania dźwięków. Jest to ważna umiejętność poprzedzająca naukę czytania. Za chwilę dziewczynka domaga się jazdy na deskorolce. - Bardzo proszę - mówi terapeutka. Tu obowiązuje zasada podążania za dzieckiem. Wybiera ono spontanicznie rodzaj przyrządu, a tym samym ruchu, który jest mu w danej chwili najbardziej potrzebny. Ewa jest już po siedmiu sesjach terapeutycznych - każda po 45 minut. Zrobiła spore postępy, przede wszystkim w koordynacji ruchowej. Ile czasu potrzebuje, by funkcjonować prawidłowo?
- To trudno powiedzieć - zastanawia się Bożenna Szlachcic. - Może nawet cały rok, przy cotygodniowych spotkaniach. Ważne, że dziewczynka zmienia się na korzyść, że rodzice też to zauważyli.
reklama
Huśtawka na receptę Podstawą w terapii SI jest praca na przyrządach podwieszanych, a jej sukces w przypadku dzieci z problemami rozwojowymi zależy przede wszystkim od postawienia właściwej diagnozy i trafnego doboru ćwiczeń. Trzeba przede wszystkim usprawnić systemy zmysłowe, a dzięki temu wyrówna się u dziecka napięcie mięśniowe, poprawi koordynacja ruchowa, precyzja ruchów rąk - chociażby właściwy chwyt ołówka. Ćwiczy się go między innymi na klipsach bieliźniarskich - wymagają identycznego jak ołówek czy pióro chwytu trzema palcami prawej dłoni.
Jeżeli dziecko cierpi na tak zwaną podwrażliwość zmysłu przedsionkowego, będzie się bujało na huśtawce bez opamiętania, aż do wystąpienia silnych zawrotów głowy. Z kolei w przypadku nadwrażliwości zmysłu przedsionkowego - jak w chorobie lokomocyjnej - dziecko natychmiast dostaje torsji przy pierwszym ruchu obrotowym "huśtawki". Należy tu ostrożnie dozować ćwiczenia. Po paru spotkaniach mały pacjent przestaje mieć także kłopoty emocjonalne. Bo zwykle takie dzieci są emocjonalnie zaburzone.
Częstą przypadłością jest też nadwrażliwość dotykowa. Maluchy nie znoszą, by nawet bliscy je przytulali czy głaskali. Nie lubią się bawić z rówieśnikami, czują wręcz ból, jeśli któryś je dotknie. Terapia polega na odpowiednich technikach masażu i ucisku; na przykład szczotkowanie rąk i nóg, uciskanie pleców podczas zabawy.
Bożenna Szlachcic kończy spotkanie z Ewą. Zaprasza do sali ćwiczeń jej mamę. Rodzice zwykle czekają w sąsiednim pomieszczeniu. W ich obecności dzieci grymaszą. Teraz Bożenna z radością opowiada mamie Ewy o jej dzisiejszych postępach. Dziewczynka zachęcona pochwałami chętnie demonstruje, czego się nauczyła. Za chwilę przyjdzie czteroletni Kuba. Jemu z kolei z trudem przychodzi koncentracja i ruchliwy jest ponad miarę.
Za głosem dzwonka i serca Terapeutka z lekką zadyszką siada, by chwilę pogadać ze mną. Ostatnie czterdzieści pięć minut nie tylko ćwiczyła, także rozmawiała z dziewczynką, jak z koleżanką. Żeby stworzyć wrażenie, że to, co robią, to świetna zabawa.
- Masz świętą cierpliwość do dzieci - mówię. - I kondycję. Jesteś stale w ruchu. I to podejście pedagogiczne! Przecież Ewa robiła ci w pewnym momencie na złość.
- Zauważyłaś, że natychmiast zmieniłam ćwiczenie? - wpada mi Bożenna w słowo. - Trzeba zawsze zachować spokój. Udawać, że się psikusów nie dostrzega. Wtedy dziecko przestaje dokuczać. Ale to jest sygnał dla mnie, że to ja coś źle zrobiłam. I rezygnuję z tego ćwiczenia. Zastępuję je innym, wybranym najczęściej przez samo dziecko.
Zawsze chciała być nauczycielką. Mieszkała z rodzicami pod Warszawą w zacisznym osiedlu pracowników radia i telewizji. Odkąd pamięta, bawiła się w szkołę. Gromadziła wokół siebie okoliczne dzieci i o dziwo, one jej słuchały. Wystarczy spojrzeć w horoskop Bożenny i już się wie: zajmowanie się dziećmi to jej karma. Saturn, Merkury i Neptun na Medium Coeli mówią wręcz o powołaniu życiowym. Była właśnie w czwartej klasie podstawówki - tego dnia nie zapomni nigdy - gdy ojciec przyniósł jej najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała: prawdziwy dziennik lekcyjny i dzwonek.
- Tata załatwił ten dziennik przez znajomego nauczyciela. Mam go do dzisiaj. I dzwonek też!
Wybiega do drugiego pokoju, by mi go pokazać. - Od trzydziestu lat z niewielkim okładem wydzwania mi kolejne etapy życia... I przynosi szczęście. Jak chociażby wtedy, kiedy Bożenna wybierała się na studia. Zanim do tego doszło, postanowiła iść po podstawówce do liceum pedagogicznego. Żeby jak najszybciej uczyć. Tak rwała się do dzieci. Tymczasem właśnie wtedy licea takie zlikwidowano. Ku radości rodziców Bożenny, bo się bali, że gdy córka wsiąknie w pracę w szkole, nigdy nie skończy studiów.
Po maturze wystartowała na pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim. I jak na złość, jak nigdy wcześniej, właśnie tego roku było kilkunastu kandydatów na jedno miejsce. Zdała i to z całkiem niezłym wynikiem, ale się nie dostała. Popadła w czarną rozpacz. Ktoś jej powiedział, że jest w Warszawie taka uczelnia - Instytut Pedagogiki Specjalnej i mają tam jeszcze wolne miejsca. Poszła zapłakana i została przyjęta.
- To był palec Boży - mówi dzisiaj Bożenna. - Niebawem zrozumiałam, że pedagogika ogólna nie jest dla mnie. W instytucie miałam sporo psychologii, w tym kliniczną. Bez tej wiedzy nie da się pracować z dziećmi trudnymi, a z takimi chciałam. To Saturn z Neptunem skłoniły ją do zajęcia się nimi. A że planety są w znaku Wagi - miała je leczyć terapią przez zabawę. Z tytułem magistra pedagogiki specjalnej o kierunku "rewalidacja upośledzonych umysłowo" poszła w świat.
Najpierw zajęła się dziećmi niedosłyszącymi w ośrodku szkolno-wychowawczym. A że nadal czuła niedosyt wiedzy, ukończyła podyplomowe studium logopedii na Uniwersytecie Warszawskim. Potem, na przestrzeni lat, zaliczyła bez liku kursów i szkoleń. Tłumaczy to portret numerologiczny Bożenny. Jako Trójka ma ogromną potrzebę bycia wszędzie tam, gdzie się coś ważnego dzieje, współpracy z ludźmi i błyszczenia. Jest niebywale twórcza. Potwierdza to ascendent w Strzelcu i jego władca, Jowisz, znajdujący się w VII domu, w znaku Bliźniąt. To on sprawia, że jego pupilka jest wielce kreatywną osobą z tysiącami pomysłów naraz. Mogłaby być też niezłą aktorką albo prowadzić teatr dla dzieci. Wszystko wskazuje na to, że będzie to robić - w ramach terapii.
Moje życie w moich rękach Kiedy jeden z dyrektorów ówczesnego Radiokomitetu zaproponował jej, by uczyła prezenterów i spikerów dykcji i właściwej wymowy, powiedziała: czemu nie? Spędziła z nimi pięć lat. Ale jednocześnie jako logopeda wojewódzki odpowiadała za opiekę logopedyczną w Warszawskiem. Prowadziła też zajęcia logopedyczne z dziećmi. W większości jednak szkoliła młode kadry - słuchaczy Studium Logopedycznego przy Uniwersytecie Warszawskim, bo specjalistów tego typu było wtedy niewielu.
- Któregoś dnia, 6-7 lat temu, stwierdziłam nagle, że w moje życie wkradła się rutyna - wspomina. - Dzień podobny do dnia... A mnie rozsadza energia (typowa Trójka!). Jakby w odpowiedzi na te smutki coś szepnęło we mnie: zobaczysz, wszystko się niedługo zmieni. I od tamtej pory czekałam parę lat - na NOWE. Nie nadchodziło i nie nadchodziło... Nagle - nieoczekiwanie dla siebie samej - podjęła śmiałą decyzję i otworzyła własny gabinet terapii dziecięcej. Nawiązała liczne nowe kontakty zawodowe, zaangażowała współpracowników, została wybrana do Zarządu Polskiego Stowarzyszenia Terapeutów SI, zrobiła prawo jazdy. To wszystko zdarzyło się w ciągu jednego roku!
Metodą SI interesowała się już wcześniej. W 1993 roku do Polski przyjechała V. Maas, uczennica Jean Ayres, i wyszkoliła pierwszą grupę terapeutów i instruktorów. Bożenna Szlachcic uzyskała certyfikat i od pięciu lat wprowadza elementy tej terapii jako logopeda; od trzech zajmuje się głównie integracją sensoryczną. - To, co robię teraz, stało się moją pasją. Interesuje mnie przede wszystkim zespół nadruchliwości. To bardzo poważny problem. Dziecko owładnięte nim nie może skupić uwagi na dłużej niż na kilka, kilkanaście sekund. Nie jest w stanie normalnie funkcjonować w klasie. Musi wstać, chodzić. A odrabianie z nim lekcji to droga przez mękę.
Będziesz jeszcze robić wielkie rzeczy... Bożenna przywiązuje się do dzieci, z którymi prowadzi terapię. One do niej też.
- Ostatnio omal nie fruwałam z radości, gdy moja dziesięcioletnia uczennica powiedziała: jest mi smutno, że to już koniec naszych spotkań, jest mi żal... Za rok Bożenna Szlachcic rozpocznie nowy, 18-letni cykl numerologiczny. Zapoczątkuje on inną drogę jej życia. Zawodowo związaną bardziej ze szkoleniem i pisarstwem. Również z pracą społeczną. Takie zresztą są jej plany. Powiedziała mi, że zamierza intensywnie działać w Polskim Stowarzyszeniu Terapeutów Integracji Sensorycznej. A prywatnie?
Mąż Waldemar przyzwyczaił się już do zmian, które mu nieustannie funduje. Do niedawna (zanim nadeszło NOWE) wyżywała się na częstej zamianie mieszkań i przestawianiu mebli. - Żeby coś się działo - tłumaczyła swej "gorszej połowie". A teraz chyba kolej na niego: niedawno wyczytał ogłoszenie o inwestycjach w Wesołej-Zielonej. To niedaleko Marysina Wawerskiego, gdzie Bożenna pracowała kiedyś z dziećmi w ośrodku prowadzonym przez siostry zakonne. Zachwycała ją tamta okolica z pięknym sosnowym lasem. Waldemar nigdy tam nie był, ale kiedy znalazł to ogłoszenie, powiedział tajemniczo do żony: - Może spełnią się twoje marzenia...
Jako mała dziewczynka miewała często sny, że fruwa.
- Tamte sny odeszły, a ja mam wrażenie, że fruwam rzeczywiście - śmieje się. - To, co teraz robię tak bardzo mnie uskrzydla. Na towarzyskim spotkaniu poznałam ostatnio znaną jasnowidzącą - Aidę. Spojrzała mi głęboko w oczy i powiedziała: Będziesz robić jeszcze wielkie rzeczy. Jesteś tu, by pomagać dzieciom...
- Wierzysz we wróżby? - dopytuję, widząc, że ta prognoza ją poruszyła.
- Na pewno mnie to inspiruje. Ilekroć pojawia się szansa zrobienia czegoś nowego, dużego, ważnego, nie cofam się. Sama zresztą mam mnóstwo pomysłów. Przychodzą nieoczekiwanie, wraz z okazjami, odkąd wzięłam życie w swoje ręce.
Ewa Rącza
Fot. Michał Stabro
Jak rozpoznać zaburzenia SI?
Objawy, które mogą świadczyć o występowaniu u dziecka zaburzeń w zakresie integracji sensorycznej:
- jest nadruchliwe, ma kłopoty z koncentracją uwagi;
- ma problemy z zapamiętywaniem, z trudem i niechęcią uczy się czytać i pisać;
- szybko się męczy, trudno mu utrzymać równowagę, ma słabą koordynację ruchów;
- unika zabaw i gier sportowych;
- ma opóźniony rozwój mowy lub jąka się;
- źle funkcjonuje w nowych sytuacjach.
Terapia SI pomoże dzieciom:
- z opóźnionym rozwojem psychoruchowym;
- z odroczonym obowiązkiem szkolnym (stymulacja małej i dużej motoryki oraz analizatorów);
- dyslektycznym;
- z zaburzeniami emocjonalnymi;
- lekko upośledzonym umysłowo, z zespołem Downa;
- z cechami autyzmu.
Co to jest integracja sensoryczna?
To proces, dzięki któremu nasz mózg otrzymuje informacje ze wszystkich zmysłów, dokonuje ich rozpoznania, segregowania i interpretacji, a także integruje je ze sobą oraz z wcześniejszymi doświadczeniami. Na tej podstawie tworzy odpowiednią do sytuacji reakcję (zwaną w teorii SI reakcją adaptacyjną). Inaczej mówiąc, jest to taka organizacja wszystkich wrażeń, by mogły być przez człowieka wykorzystane do celowego, zakończonego sukcesem działania. Odpowiednia integracja wrażeń sensorycznych jest podstawą do efektywnego uczenia się.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.