Kiedy w grę wchodzi pożądanie, stajemy się zakładnikami swojego mózgu. Bez względu na płeć, przez całe życie, pozostaje on w ciągłym czuwaniu, czekając tylko na okazję "skoku w bok". I nie ma znaczenia, czy akurat mamy partnera, czy nie.
Francuski biochemik Jean-Didier Vincent nigdy nie zaprzeczał istnieniu w ludzkim organizmie "hormonów zapachowych", działających na układ nerwowy niejako poza naszą świadomością. Ponieważ jednak nie do końca wierzył, by feromony (bo tak je nazwano) mogły zdziałać cokolwiek bez kontroli ludzkiego mózgu, przeprowadził trzy brzemienne w skutki doświadczenia, które miały całkowicie zmienić pogląd na nasze zachowania seksualne.
W dużej sali ustawiono 60 krzeseł, z których jedno spryskano feromonami kobiety (wspominaliśmy już kiedyś o tym we "Wróżce"). Potem wprowadzono na salę mężczyznę i poproszono go, by usiadł na dowolnie wybranym przez siebie meblu. I oto - na 840 poddanych próbie panów - 810 wybrało właśnie krzesło "pachnące kobietą". Pozostali usiedli w bezpośrednim sąsiedztwie "znaczonego" mebla. Potem jedno krzesło spryskano feromonami męskimi i znowu wpuszczano mężczyzn, prosząc, by usiedli, gdzie zechcą. 840 badanych nie tylko nie wybrało krzesła "znaczonego", ale omijało także wszystkie z nim sąsiadujące.
Doświadczenie powtarzano wielokrotnie, zmieniając ustawienie i liczbę krzeseł. Wynik był zawsze ten sam. Stało się więc jasne, że feromony w jakiś sposób działają na naszą podświadomość, ale by stwierdzić, że całkowicie potrafią nami zawładnąć, trzeba było czegoś więcej. Wymyślono jeszcze jedno doświadczenie. Zebrano siedmiuset mężczyzn, którzy nie mieli zamiaru w najbliższym czasie zostać ojcami, z obawy, że im to skomplikuje życie zawodowe. Jak poprzednio, jedno z krzeseł spryskano feromonami kobiety. Mężczyźni - oczywiście - właśnie to krzesło wybierali. Później jednak "zaznaczono" jedno z krzeseł feromonami kobiety, która akurat miała płodne dni. Tym razem żaden z mężczyzn na nim nie usiadł!
Ta seria doświadczeń skłoniła francuskich biochemików i neurologów do dokładniejszych badań nad naszymi zachowaniami seksualnymi. Okazało się, że kiedy w grę wchodzi pożądanie, stajemy się kompletnie bezwolnymi niewolnikami własnego mózgu. Kiedy tylko znajdzie się on w sąsiedztwie mózgu osobnika innej płci, zrywa się do działania. Z podwzgórza - najbardziej pierwotnej jego części - rusza lawina hormonów, które jednocześnie pobudzają wszystkie ośrodki przyjemności i... cierpienia. Luniberyna, dopamina, endorfina, serotonina i feromony tworzą w naszym mózgu iście wybuchową mieszankę.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.