Cała rodzina Katarzyny Marii Piekarskiej przychodziła na świat, kiedy na niebie królował znak Wagi: Bogdan Piekarski - ojciec, i mama Urszula, i ona, i jej synek Kacper. Wagi lubią harmonię między rozumem i sercem, są dobre, sprawiedliwe. I mają kompletnego bzika na punkcie przyrody...
Rodzinie Katarzyny Piekarskiej zawsze towarzyszyły psy. Wychowywała się wśród niezwykłych historii o zwierzętach. Największym bohaterem opowieści babci Waci stał się Karo - duży pies, oddany całym sercem kilkunastoletniemu chłopcu, jakim był wówczas ojciec Kasi. Babcia przeniosła się po powstaniu warszawskim na wieś, w jeleniogórskie, gdzie poświęciła się pszczołom. Któregoś roku postanowiła wysłać syna na kolonie, żeby świata trochę poznał.
Wzięła psa i odprowadziła Bogdana na dworzec. I tu niespodzianka - gdy tylko chłopak wsiadł do pociągu, pies oszalał: biegał tam i z powrotem, rzucał się na drzwi wejściowe, skamlał. Rozległ się gwizd lokomotywy, kolejarz machnął czerwonym lizakiem wykrzykując: Drzwiiii zamyykaaać!!! Wtedy Karo wyrwał się do przodu, pędził i pędził, ominął lokomotywę, wskoczył na tory i stanął. Z wywieszonym ozorem ziajał i patrzył wprost w oczy maszyniście. Ten próbował go krzykiem odpędzić, ale nic z tego - Karo położył się na torach i czekał. Nikt nie próbował podejść, bo pies warczał. Pociąg odjechał z dużym opóźnieniem...
Ojciec lubi psy z wzajemnością. Przez 20 lat pracował w ośrodku nad Zalewem Zegrzyńskim. Wciąż przyplątywały się tu bezdomne psie bidy, skrzywdzone przez ludzi i zostawały. W prywatnym schronisku pana Bogdana żyło nieustannie po cztery, sześć bezdomniaków.
U Piekarskich zawsze były jamniki. Gdy urodziła się Katarzyna, w domu królowała miniaturowa Gaja. Suka osobiście postanowiła wychowywać dziecko: cały czas jeździła z małą w wózku lub leżała w jej łóżeczku. Pani poseł uważa, że właśnie dlatego nigdy się nie przeziębia. Zwierzęta wyczuwają, kto im sprzyja i do takich tylko osób ciągną po pomoc. Na drodze Katarzyny Piekarskiej zawsze gdzieś znalazł się jakiś ranny czy zagłodzony psiak. Raz w śmietniku znalazła szczeniaka w ciężkim stanie, bo ktoś nożem mu brzuch poharatał. Uratowała, wykurowała, odkarmiła, odpchliła i pokazała go w telewizji. A wyrósł z niego piękny biały prawie-podhalańczyk. Poszedł w najlepsze ręce.
Podczas studiów chodziła trochę o kulach. Kuśtyka sobie któregoś dnia na zajęcia, a tu drogę znowu przeciął jej pies. Najwyraźniej od dawna nie miał ani domu, ani miski. Dała mu swoją kanapkę i powiedziała: jak będziesz na mnie czekał, to cię zabiorę. Zrozumiał. Kilka godzin siedział w tym samym miejscu. Znowu to samo: odkarmiła, odpchliła i znalazła mu nowy dom. A już szczytem bezczelnego zaufania wykazał się pewien gołąb.
Otóż jako studentka wynajmowała Kasia małe mieszkanko obok uczelni. Wraca raz, a na poduszce w jej łóżku leżą... dwa małe jajka. Zeszła na dół po mamę, która odwiozła ją autem i pobierała w stacji obok benzynę. Gdy wróciły na górę, z jednego jajka zdążyło się już wykluć pisklę - kawałek skorupy miało jeszcze na głowie. Czym mogła się więc zająć Katarzyna, gdy została posłem? Oczywiście ustawą o ochronie zwierząt. W czasie prac nad ustawą wożono posłów do różnych rzeźni. Kiedy zobaczyła, co tam się dzieje, przestała jeść mięso i tak sześć lat temu została wegetarianką.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.