W niedzielne popołudnie Maria wybrała się do centrum handlowego. Szybko kupiła to, czego potrzebowała i, właśnie kierowała się ku wyjściu, gdy nagle stanęła jak wryta. Przed nią stała jej własna córka.
– Dlaczego nie pisałaś, nie dzwoniłaś, przez tyle lat? – zapytała zszokowana Maria.
– Chyba ci mnie nie brakowało? – wycedziła przez zęby Iza. – Nigdy mnie przecież nie kochałaś, przeszkadzałam ci tylko. I na pewno odetchnęłaś z ulgą, kiedy w końcu się wyniosłam.
– Jak to? – oczy Marii zaszły łzami. – Jak możesz mówić, że cię nie kochałam? Robiłam wszystko, żebyś miała szczęśliwe dzieciństwo!
– Wszystko? – oczy Izy były zimne jak stal. – Nazywasz wszystkim przerzucanie mnie, jak niepotrzebnej paczki, ze świetlicy artystycznej na kółko językowe, a potem na zajęcia taneczne? Bylebym tylko zeszła ci z oczu?
– Co ty mówisz? Jak możesz? Chciałam, żebyś się rozwijała, żebyś była mądra, żebyś miała wiele pasji... Chciałam... – Chciałaś mieć spokój. I pracować od rana do nocy!
Zawsze kochałaś tylko swoją pracę, a nie mnie.
– Córeczko... – ręka Marii wyciągnęła się i zawisła w próżni. – Córeczko, ja przecież pracowałam po to, żebyś miała wszystko, czego zapragniesz. Wakacje w Londynie, nowe dżinsy... Ja tylko dlatego...
– Wolałabym pojechać na wieś, ale z tobą! Ale ty wysyłałaś mnie do Londynu, żeby spokojnie spotykać się z gachami!
– Z gachami? – po policzkach Marii spływały łzy jak grochy. Mijający ją ludzie przyglądali się zdumieni. – Jak możesz tak mówić? Po twoim ojcu był tylko jeden mężczyzna.
– Właśnie o nim mówię!
– On... ja chciałam... myślałam, że brakuje ci ojca. Kiedyś mi to wykrzyczałaś, że gdyby żył, wszystko byłoby inaczej. Chciałam, żeby ktoś ci go zastąpił. Dlatego zdecydowałam się na ten drugi związek. Na ślub z Andrzejem. Nie kochałam go... nie tak, jak twojego ojca. Zrobiłam to dla ciebie.
Po policzkach Izy popłynęły łzy. I nie było już nic do powiedzenia.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.