Hanna Sobańska od miesiąca miała złe przeczucia. Nie podobała jej się koleżanka Kingi. - Przestań się z nią przyjaźnić - prosiła. - Masz do niej zastrzeżenia? - pytała trzynastoletnia córka. - Nie. - No to co chcesz od niej? - Nie rozmawiaj z nią, bo ja się boję - ciągnęła matka i nie umiała powiedzieć, skąd ten strach.
Tydzień przed śmiercią Kinga poszła z koleżanką na spacer, matka rozpaczała. Następnego dnia spóźniła się kilka minut, matka już we łzach: - Kinga zginęła! W ostatnich dniach ciągle chciała ją mieć przy sobie. - Bądź przed oknem, niech cię nie tracę z oczu - mówiła. Jakby chciała się nią na zapas nacieszyć W ostatnią niedzielę były w kościele. Kinga modliła się dłużej niż zwykle, bardzo wyciszona. Trzeciego maja było święto, wszędzie festyny i zabawy. Hanna namawiała córkę, żeby gdzieś poszły. Dziewczyna wyraźnie nie miała ochoty.
Ich dom stoi kilkadziesiąt metrów od torów kolejowych w podwarszawskim Wołominie. Hanna Sobańska jest nauczycielką w miejscowej szkole, oddalonej o jedną stację. Tam się uczyła Kinga. W poniedziałek matka odprowadziła ją na peron, ale pociąg im uciekł. - Ładna pogoda, przejdźmy się - namawiała. Szły i gawędziły sobie. Kinga mówiła o przyszłości i o kasztanach, które nie zakwitły o czasie. Podeszły do rampy, matka się zatrzymała. - Kinga, ja się boję o ciebie, te koleżanki... - Czego się boisz, mamo? - zdziwiła się córka. - Nie wiem, może zrobią coś nieodwracalnego. Ostatnie, wspólne chwile, na do widzenia.
Wypadek
Był 5 maja. Hanna Sobańska rozmawiała w kuchni ze swoją matką, Adelą. Z przejęciem opowiadała, że rano załatwiła u księdza kolonie. Kinga powinna wrócić do domu koło drugiej. Jest już pięć po, dziesięć, piętnaście, córki nie ma. Matka zwykłe patrzy na zegar, ale nie dzisiaj. Patrzy za to babka i chodzi jej po głowie myśl: - Kinga nie wraca, a ja ci nie mogę powiedzieć, nie mogę powiedzieć, nie mogę powiedzieć... Dwadzieścia po drugiej usłyszały dzwonek. Przy furtce stał policjant. Pyta, czy tu mieszka Kinga Sobańska. Matka myśli: narozrabiała? - Pani pojedzie z nami - mówi mężczyzna. Nagle wyrwało jej się samo: - Ona nie żyje!
Policjant powiedział oględnie, że potrącił ją pociąg. Wtedy Hannie Sobańskiej stanęła przed oczami, jak na filmie, rampa, przy której stało się nieszczęście. Widziała w myślach miejsce, gdzie ostatni raz rozmawiały. Miało się okazać, że tędy właśnie dziewczynki przechodziły przez tory. Z dwóch stron nadjeżdżały pociągi. Dwie przebiegły. Kinga nie zdążyła. A jeszcze dwie zostały po tamtej stronie. Wszystkie uciekły po wypadku. Matka uważa, że wypadek był wynikiem czegoś, do czego doszło między dziewczynkami. Ale tego się już nie dowiemy.
Wokół rampy tłum ludzi. Pół Wołomina wyległo popatrzeć, gapie zjawili się szybciej niż straż i pogotowie. Hanna nie chciała wysiąść z samochodu. - Weźcie tych ludzi - powtarzała w kółko. Nie obejrzała dziecka. Powiedziała mężowi, żeby lekarze w szpitalu wzięli do przeszczepu szpik, wątrobę i co tam jeszcze całe zostało. Lekarze nie chcieli.
Hanna Sobańska uczy polskiego, ale skończyła filozofię. Pochodzi spod Węgrowa. Kiedy była małą dziewczynką, miała manię chodzenia na pogrzeby. Po wsiach był wówczas zwyczaj otwierania trumny, żeby pożegnać nieboszczyka. Tę chwilę lubiła najbardziej. Imiona kojarzyły jej się z kolorami. Na przykład "Ela" wyglądała jak ciemnoróżowa kokardka w białe kropki. "Wanda" była jasnobrązowym imieniem. "Ola" żółtym, zaś "Ania" białym. A dokładnie - dużym, białym kółkiem. Kinga była podobna do niej. Poważna, zatopiona w książkach, bardzo dojrzała. Rozmawiały ze sobą jak przyjaciółki. Raz zgadało się: - Mamo, czy tobie imiona kojarzą się z kolorami? Dla Kingi "Krysia" i "Ola" były żółte, a "Piotrek" miał barwę zieloną. Najmłodsza Ola coś podobnego odziedziczyła w genach: wszystko co jest dobre na świecie: lody, kot, człowiek, jest dla niej zielone lub białe. Kinga rodziła się trudno. To był poród kleszczowy. Miała darowane życie. Dobre i trzynaście lat. Kontakty matki z najstarszą córką były tak intensywne, jakby się chciały nażyć na zaś. Hanna teraz to widzi.
Przeznaczenie
Nieszczęście przychodzi z innej strony, niż się spodziewasz - mówi Hanna Sobańska. Zimą najmłodsza Ola straciła przytomność: torbiel w mózgu. Myślałam, że z żywym dzieckiem nie wyjdę ze szpitala. To o nią się bałam. Może Kinga odkupiła życie Oli? Dlaczego w snach mówi, że musiała pójść na tory?Hanna miała na studiach niedowidzącego kolegę, chiromantę. Poprosiła kiedyś, by powróżył jej, czy wyjdzie za mąż za chłopaka, z którym się spotyka. Powiedział: - Nie wyjdziesz za niego, tylko za innego i dużo później. Sprawdziło się. Gdy pytała o dzieci, długo badał jej rękę, wahał się, w końcu mówi, że będzie miała dwoje. Miał rację, została jej dwójka. I trzecią rzecz przewidział - koło czterdziestki przeżyje dramat, który odmieni jej życie. Sprawdziło się i to. Przeżyła dramat. Pozostał ostatni fragment wróżby do spełnienia.
Ma wiele snów, kolorowych. Niedawno pierwszy raz śniła sen czarno-biały. Umarła i była niewidzialną, złośliwą duszą. Wtem znalazła się nad Wisłą. Widzi znajomych, a oni mówią: jeśli jesteś taka mądra i naprawdę umarłaś, przeprowadź nas przez rzekę! Wówczas zaczęła ich przesuwać ramieniem, jakby popychała powietrze. I przeszli po wodzie na drugą stronę, nie mocząc nóg. Na koniec sama rozpostarła ramiona niczym skrzydła i przefrunęła na przeciwległy brzeg.
Sen był jak przesłanie: powinna pomagać ludziom. Rzeka symbolizuje naturalną granicę. Ludzie doszli do pewnego kresu i dalej sami nie poradzą. Hanna chce pomagać innym. Ale jak? Zwróciła się we śnie do córki, by podsunęła odpowiedź. I oto spływa na nią sen: stoi erka. Ale w karetce nikogo nie ma, samochód nie ma również silnika. Ona jednak wsiada i siłą woli jedzie. Sen zawiera wskazówkę, że jej pomoc potrzebna jest w nagłych przypadkach. Ale nie chodzi o chorobę. Ta erka nie ma silnika. Siła ducha uruchamia karetkę i oto przesłanie: potrzebna jest pomoc duchowa.
Hanna odwiedziła jasnowidza. Powiedział jej, że ma medialne uzdolnienia. Poszła za jego radą i przeprowadziła próby ze zdjęciami. Czy potrafi w jakikolwiek sposób odróżnić na zdjęciu osoby żyjące od umarłych? Wkrótce ze zdumieniem odkryła, że na fotografii oczy tych, którzy odeszli w zaświaty, zachodzą mgłą. Potrafi już udzielić pierwszej pomocy osobie, której zaginął ktoś bliski. Na podstawie zdjęcia mówi, czy on żyje. Pewnego dnia przechodziła przez tę część cmentarza w Wołominie, gdzie chowa się dzieci. Nagle poczuła, że oblega ją tłum małych istotek. To wskazówka, że ma dobre kontakty z energią nieżyjących. Może się do nich zwracać w trudnych sprawach. Wstąpiła na nową drogę w swoim życiu. Oto zaczyna się spełniać ostatnia przepowiednia niedowidzącego chiromanty.
Agata Szabo
dla zalogowanych użytkowników serwisu.