Gdy latem 1924 roku doktor Eugenia Lewicka wsiadała do pociągu w Kijowie, nawet nie przypuszczała, że ten krótki wyjazd na praktykę lekarską stanie się najpiękniejszą, choć jednocześnie najbardziej tragiczną przygodą jej życia.
Wszystko przez to, że dwa tygodnie po jej przybyciu do Druskiennik – malowniczego miasteczka nad Niemnem – pojawił się tam wraz z żoną Józef Piłsudski. Marszałek od pewnego czasu nie czuł się najlepiej i właśnie w popularnym kurorcie miał zamiar odpocząć kilka tygodni. Zamieszkał w małej wiejskiej chacie, w której nie było nawet elektryczności.
Tak surowe warunki bardzo mu odpowiadały. Z dala od ludzi mógł wreszcie rozkoszować się lasem i widokiem swojej ukochanej rzeki. A było mu to potrzebne, bo serce wciąż przysparzało mu kłopotów i czuł się coraz bardziej zmęczony. Pewnego dnia po długim spacerze niespodziewanie zasłabł. Aleksandra, jego żona, natychmiast pobiegła po pomoc. Zapewne nie przyszło jej do głowy, że przyprowadzi mężowi nie tylko lekarza, ale i... kochankę.
Długie rozmowy nad Niemnem
Doktor Lewicka, która stawiła się przy łóżku chorego, rozpoczęła pracę w Druskiennikach ledwie kilka dni wcześniej. Ta piękna 28-letnia kobieta urodziła się wprawdzie na Ukrainie, ale pochodziła z polskiej szlachty. Doskonale znała język i historię swoich ojców. W głębi serca zawsze czuła się Polką. I choć zupełnie nie interesowała się polityką, wiedziała doskonale, kim jest jej 58-letni pacjent.
Eugenia bardzo spodobała się Naczelnikowi. Była piękna, inteligentna, energiczna i mimo młodego wieku uchodziła za znakomitą specjalistkę od medycyny niekonwencjonalnej. Gorąco propagowała leczenie powietrzem, słońcem, wodą i ruchem. Sama także, wraz z podopiecznymi, codziennie uprawiała gimnastykę.
Od tamtej nocy Piłsudski i Lewicka właściwie się nie rozstawali. Spacerowali całymi godzinami po lesie i wzdłuż Niemna. Rozmawiali, dyskutowali, opowiadali zabawne historyjki ze swojego życia. Aleksandra dawno nie widziała męża w tak doskonałym nastroju. Kobieca intuicja podpowiadała jej zapewne, że między nim a panią doktor rozwinęło się coś więcej niż zwykła przyjaźń. I raczej nie uspokajał jej fakt, że Marszałek jest starszy od Eugenii o 30 lat. Dobrze wiedziała, że ani różnica wieku, ani to, że ma na wychowaniu dwie córki, nie będzie dostateczną przeszkodą, jeśli zechce ją zostawić. W końcu sama wiele lat temu związała się z nim, kiedy był jeszcze żonaty...
Wielka wsypa na wyspie
Po pobycie w Druskiennikach Piłsudski wrócił do Sulejówka, ale tajemnicza znajomość trwała nadal. Marszałek pisał do Eugenii długie listy, a żonę cały czas zapewniał, że koresponduje wyłącznie o rozwoju medycyny w Polsce. Aby uwiarygodnić te słowa, rok po przewrocie majowym powołał Państwową Radę Naukową Wychowania Fizycznego, w której zarządzie zasiadła doktor Lewicka. To miał być koronny dowód, że nie łączy go z nią nic oprócz wspólnej troski o przyszłość kraju.
Sęk w tym, że następstwem tej decyzji było przeniesienie Eugenii do Warszawy. Od tej pory – jako członkini rady – mogła oficjalnie kontaktować się z Piłsudskim. On zresztą także często wpadał na Bielany, gdzie mieścił się jej urząd. Do tego oboje co pewien czas spotykali się w Druskiennikach – ona jako lekarka, on jako kuracjusz. Tyle tylko, że jeździł tam teraz bez towarzystwa żony i dzieci. Pośród litewskich lasów i pól romans nabierał rozmachu, a specjalne służby dbały o to, by nic z tego, co się działo, nie dobiegło do uszu dziennikarzy. Jednak w pewnej chwili uczucie, jakie wybuchło między kochankami, było tak płomienne, że zaczęło niepokoić nie tylko żonę, ale także najbliższych współpracowników Marszałka.
Obawiali się oni, że dla swojej ostatniej miłości będzie on gotów jeszcze raz zostawić sprawy państwa. Postanowili więc działać. I wreszcie po wielu tygodniach starań udało im się namówić Piłsudskiego do wyjazdu na portugalską Maderę. Oficjalnie miała to być podróż zdrowotna. 15 grudnia 1930 roku Marszałek wsiadł do pociągu i w największej tajemnicy pojechał do Lizbony, by stamtąd udać się na wyspę. Miał tam pozostać aż do marca, w towarzystwie pułkownika doktora Marcina Woyczyńskiego – nikogo więcej.
Kiedy tylko wiadomość, że Piłsudski jest już na Maderze, dotarła do Warszawy, wszyscy odetchnęli z ulgą. Nikt też nie zmartwił się faktem, że doktor Lewicka nagle wyjechała ze stolicy. Jak przypuszczano, pozbawiona towarzystwa kochanka wróciła do swoich Druskiennik. Jednak po dwóch tygodniach spokój prysnął jak bańka mydlana. Bo oto w niewyjaśniony do dziś sposób w ręce Aleksandry Piłsudskiej trafiło zdjęcie jej męża z wycieczki łodzią motorową wokół Madery. Obok niego siedziała Eugenia! Kilka dni później doktor Lewicka pojawiła się w Warszawie – tak samo nieoczekiwanie, jak zniknęła. I do dziś nikt nie wie, dlaczego.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.