W tuczarni nie ma miejsca na dobre uczucia. Tu rządzą ból i strach. I to są pierwsze doświadczenia, jakich nabywa mała świnka.
Nazywała się Blondynka, jak wszystkie jej siostry urodzone w pewnej dużej tuczarni. To slang używany przez hodowców. Myślę, że powodem takiego nazewnictwa są oczy. U większości świń niebieskie. Jak każdy noworodek potrzebowała nie tylko matczynego mleka, ale i czułości. Kojącego głosu matki i ciepła jej ciała.
Gdy tylko otworzyła oczy, zobaczyła metalowe pręty, poczuła chłód zimnej kamiennej posadzki i usłyszała rozpaczliwe matczyne narzekania. I trudno się dziwić, bo dyby, w jakich spoczywała rodzicielka, nie pozwalały na nic, co każdej matce i córce pomaga się poznać i pokochać. Tak, świnie potrafią kochać tak samo jak my. A może jeszcze prawdziwiej? W tuczarni nie ma miejsca na dobre uczucia. Tu rządzi ból i strach. I to było pierwsze doświadczenie, jakiego nabyła Blondynka.
Była głodna i przyssała się do matczynego sutka. Mimo usilnych starań nie mogła się przytulić, bo utrudniały to metalowe rury dzielące ją od matki. Rosła pośród nigdy niegasnącej wrzawy setek, tysięcy wzywających pomocy świń. One posługują się skomplikowanym językiem, ale jedyne słowa, jakie poznała, to: boli, boję się, nienawidzę. W zatłoczonym więzieniu o zaostrzonym rygorze wszyscy zaczynają nienawidzić wszystkich.
Gdy brak mleka nie stanowił już zagrożenia dla szybkiego przybierania na wadze, zabrano Blondynkę wraz z rodzeństwem w inne miejsce. O matce mogła zapomnieć. Nigdy już się nie spotkają. Świnie, tak jak i my, są istotami społecznymi i gdyby mogły, spędziłyby całe życie w rodzinnym gronie. Blondynka była jeszcze na tyle mała, że nie wiedziała, jak zachowują się świnie. Matka nie tylko nie zdążyła, ale i nie mogła jej nauczyć. Jej też nikt tego nie nauczył. Mała świnka trafiła do dużej grupy innych zagubionych prosiąt walczących między sobą o odrobinę przestrzeni. Jedyną znośną chwilą były posiłki i na nich się skupiła.
Potem przyszedł jakiś wielki stwór i zaczął przeganiać przerażone prosięta do dwóch boksów. Oddzielnie loszki i knurki. Tego dnia słyszała mrożące krew w żyłach krzyki swoich i nie swoich braci. Nie wiedziała, co im się stało, bo nikt jej nie powiedział, że wycina się im jądra bez żadnego znieczulenia. Część z nich skrwawiła się na śmierć. Tego też nie wiedziała, jak i tego, że wygrali los na krwawej loterii. Nie będą musieli przechodzić tego, co ją niechybnie czeka.
Potem, gdy trochę podrosła, inny wielki stwór o brutalnych dłoniach zadał jej ból, który sprawił, że stała się matką. Nigdy w życiu nie poznała knura. Jego rolę odegrała rurka inseminacyjna. Gdy czuła, że maleństwa mają coraz mniej miejsca w jej brzuchu, zamknięto ją w takich samych metalowych dybach, w jakich poznała matkę. Poród był straszny, bo nie mogła zmieniać pozycji. Urodziła. Usłyszała wołanie dzieci i mimo braków w identyfikacji z własnym gatunkiem, poczuła ogromną potrzebę bycia matką – instynkt macierzyński. Krzyczała, łkała, ale nikt nie pozwolił jej nawet powąchać maleństw. Gdy je zabierano, była jak w letargu. Nic już nie mogło odrodzić poprzednich uczuć. Umarły.
To, co przyszło potem, było uwieńczeniem poprzednich doświadczeń: życie jest wyłącznie bólem, strachem i cierpieniem. Wtłoczono ją wraz z innymi do ciasnej budy ciężarówki. Potem, gdy zbiegała z pochylni, złamała nogę. Nie mogła iść, a wielki stwór o okrutnych dłoniach bił ją kijem i kopał. Dowlokła się do klatki pachnącej znajomo – krew. Znała ten zapach, ale nie tak intensywny. Potem ktoś przegonił ją wąskim korytarzem i trafiła w szpony rażące prądem. Nie od razu straciła przytomność. Czuła straszny ból, przy którym złamana noga była niczym. I wreszcie śmierć! Wybawienie z bólu, strachu i cierpienia.
Każdego dnia na naszej planecie kończy tak życie ok. 50 milionów zwierząt. Zanim zginą, wydalają do atmosfery miliony ton dwutlenku węgla i tyleż siarkowodoru. Aby je wykarmić, wycina się połacie lasów deszczowych, a Afryka głoduje i ginie z pragnienia. Woda na tym kontynencie służy podlewaniu upraw na paszę dla świń, a nie na użytek mieszkańców. Nie mają gdzie uprawiać roślin dla siebie i nie mają czym ich podlewać. Mogłabym jeszcze długo wymieniać konieczności, dla których warto zrezygnować z mięsa.
Niech wystarczy to, co napisałam o Blondynce.
DOROTA SUMIŃSKA,
doktor weterynarii
prowadzi w radiu popularne programy o zwierzętach.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.