Las Aokigahara w Japonii zawsze był tajemniczy. Wierzono, że mieszkają w nim duchy, odprawiano magiczne rytuały. Miejscowi trzymają się z daleka. Mówią, że kto zbytnio zapuści się w las, nigdy już nie wyjdzie.
Kiedy patrzy się na niego ze zboczy Fudżi, zbite korony drzew wyglądają jak wielkie zielone morze. Tak zresztą nazywają go miejscowi: Jukai – Morze Drzew. Jest zielony cały rok, drzewa nie gubią tu liści na zimę. Gdy zagłębić się w Aokigaharę, widać, że nie jest to zwykły las. Poszycie wyrosłe na kawałach nierówno zastygłej przed wiekami lawy tworzy fantastyczne kształty, pełne jam i jaskiń. Drzewa stoją tu tak gęsto, że powietrze dosłownie zastyga. Panuje przy tym przejmująca cisza – wytłumione są wszelkie dźwięki. Wraz z półmrokiem i lekką mgiełką, którą ledwo rozprasza przebijające się przez korony drzew słońce, tworzą upiorną scenografię do rozgrywających się tu dramatów. Miejscowi trzymają się od lasu z daleka. Mówią, że kto zbytnio się w niego zapuści, nigdy już nie wyjdzie.
„Zadzwoń do nas, nim zdecydujesz się zabić”, „Twoje życie jest cennym darem od rodziców” – apeluje na tablicach japońskie Stowarzyszenie Zapobiegania Samobójstwom. Jesteśmy w prastarym lesie Aokigahara na terenie Parku Narodowego Fudżi-Hakone-Izu u stóp góry Fudżi. Wyrósł na lawie, która spłynęła z jej stoków. To słynny „las samobójców”, do którego pielgrzymują ludzie zamierzający zakończyć swoje życie. W rekordowym 2004 roku specjalne „samobójcze patrole” wyniosły stąd szczątki 108 osób.
Las zawsze był tajemniczy. Wierzono, że mieszkają w nim duchy, odprawiano magiczne rytuały. A w latach głodu przynoszono tu starców i chorych, by dokonali żywota. Ich poświęcenie miało zapewnić młodszym konieczne do przetrwania pożywienie. Miejscowa ludność wierzy, że dusze tych, których przed laty pozostawiono u stóp góry Fudżi, wciąż tu są i można je dostrzec, jak przemykają wśród drzew.
Japońscy spirytualiści uważają, że to dopiero współczesna plaga samobójstw sprawiła, że las przesiąkł negatywną energią. Wszystko zaczęło się od wydanych w latach 70. XX wieku dwóch książek Seicho Matsumoto – „Pagoda fal”, o duchu kobiety, która popełniła tu samobójstwo, oraz „Morze drzew”, tragicznej opowieść o parze kochanków, którzy nie mogąc być razem, przyjeżdżają tu, by wspólnie zakończyć życie.
Najwięcej jednak dla spopularyzowania Aokigahary jako „idealnego miejsca na zakończenie życia” zrobił wydany w 1993 roku „Kompletny podręcznik samobójstwa” Wataru Tsurumiego. W książce, obecnej niemal w każdej japońskiej księgarni, zawiśnięcie na jednym z jej drzew opisano jako „najbardziej romantyczny sposób rozstania się z życiem”. Autor musi być rzeczywiście przekonujący, skoro podręcznik nadal znajdowany jest przy zwłokach samobójców. Jego popularność to zresztą prawdziwy fenomen – sprzedano ponad 1,2 miliona egzemplarzy.
W Japonii, inaczej niż w kulturze chrześcijańskiej, odebranie sobie życia nie jest traktowane jako grzech. Przeciwnie, uważa się je za honorowe wyjście z sytuacji. Seppuku, według tradycyjnego kodeksu, było dla samuraja jedynym honorowym sposobem na zamknięcie spornej kwestii.
Od czasu wydania wspomnianego podręcznika liczba samobójstw popełnianych w lesie Aokigahara rośnie z roku na rok. Miejsce to awansowało na drugie na świecie – po moście Golden Gate w San Francisco – najczęściej wybierane przez samobójców. Najwięcej jest wśród nich Japończyków, ale pojawiają się też Amerykanie i Europejczycy.
W latach 70. władze powołały tzw. „samobójcze patrole”, które przeczesują las, by usunąć z niego ludzkie szczątki. Z kolei policja nadzoruje wejścia do niego, by wyłowić potencjalnych desperatów. Zainstalowano w tym celu system kamer. Nietrudno zresztą takich osobników zidentyfikować. Biznesmeni są tak zdeterminowani, by jak najprędzej rozstać się z życiem, że nie czynią żadnych przygotowań i usiłują wejść do lasu w… garniturach i trzewikach.
W 2003 r. policji udało się zatrzymać aż 83 potencjalnych samobójców. Trafili do aresztów. Próbowano też zmniejszyć ponure statystyki przez zaprzestanie podawania ich do publicznej wiadomości. Uznano, że walka z czarną reputacją tego miejsca także ograniczy liczbę przybywających kandydatów na tamten świat. Miejscowe władze są tym szczególnie zainteresowane, bo ponoszą koszty kremacji, gdy nie uda się zidentyfikować zwłok.
„Samobójcze patrole” co roku nadal wynoszą z lasu kilkadziesiąt ciał. Czasem są to zresztą tylko szczątki: kości, czaszki lub zbutwiałe ubrania, namioty, sprzęt biwakowy i turystyczny. Widać wtedy, że ktoś biwakował przez kilka dni. Najwyraźniej się wahał… To właśnie ci niezdecydowani stworzyli niezwykłą „dekorację” lasu. Spotyka się tu wiązane na drzewach kolorowe tasiemki, wstążki i sznurki, a nawet całe kilometry sznurowych poręczy ciągnących się od drzewa do drzewa. To ślady po ludziach, którzy nie byli jeszcze pewni swojej decyzji. Sznury pozwalały im odnaleźć drogę powrotną.
Niewielu jednak wraca. Patrole, które wędrują „za sznurem”, zwykle znajdują na jego końcu ciało. Lub to, co z niego zostało. W odległych partiach lasu są to już tylko szkielety. Nierzadko bowiem wiszą na drzewach rok lub dłużej. Jeśli patrol znajdzie zwłoki, odcina je i zabiera, ale pętle i sznury pozostawia. Te wiszące nieruchomo w martwym powietrzu ślady ludzkich dramatów wywołują takie same ciarki, jak zwisające z drzew ciała samobójców.
Ale nie wszyscy się wieszają. Niektórzy kładą się w namiocie lub pod drzewem i zażywają śmiertelną dawkę tabletek nasennych. Ich ciała rzadko się wtedy zachowują – padają ofiarą zwierząt, które rozwłóczają kości. Dlatego w lesie Aokigahara można się też natknąć na samotnie leżącą czaszkę czy piszczel. Upiorne wrażenie robią też przedmioty znajdowane przy ciałach – dokumenty, zdjęcia rodzinne, portfele, leki, puszki z napojami, prowiant, maskotki, książki, plecaki, kluczyki od samochodu, czasem damską parasolkę, lusterko, szczotkę do włosów, biżuterię. Prawie nigdy nie ma listów pożegnalnych. Samobójcy z Aokigahary zwykle nie chcą, by ktoś ich odnalazł.
W tym lesie są też symboliczne groby, tam, gdzie odnaleziono czyjeś ciało. Przyjeżdżają do nich bliscy i kładą maskotki i drobne prezenty, pudełka czekoladek. Oczywiście jeśli samobójcę udało się zidentyfikować.
Las przyciąga też poszukiwaczy mocnych wrażeń. Liczą, że błądząc po gęstwinach, natrafią na jakąś sensację – ślady starego biwaku samobójcy, jego rzeczy lub portfel, a może nawet ciało. Wszyscy szukają sznurków i taśm rozciągniętych wzdłuż drzew. Chociaż dla turystów dostępna jest tylko niewielka część Morza Drzew, można się przejść główną ścieżką i kilkoma bocznymi. Reszta terenu odcięta jest linowymi zaporami zakazującymi wejścia.
Lokalne władze nie prowadzą oficjalnych statystyk samobójstw tu popełnianych, ale regularnie pojawiają się informacje o liczbie ciał znalezionych w danym roku. Wynika z nich, że pod koronami pięknej Aokigahary życie odebrało sobie już blisko trzy tysiące osób.
Tekst: Ewa Dereń
fot. Shutterstock, Wikimedia
dla zalogowanych użytkowników serwisu.