Uderzenie pioruna nie zawsze zabija. Czasem jego skutki są tak niezwykłe, że trudno w to uwierzyć.
Doktor Anthony Cicoria, ordynator oddziału ortopedii szpitala w amerykańskim mieście Norwich, latem 1994 roku schronił się przed ulewą w budce telefonicznej. Kiedy deszcz zelżał, otworzył drzwi i padł rażony gromem. Na szczęście akurat obok budki przechodziła pielęgniarka, która udzieliła mu pierwszej pomocy.
Przez kilka tygodni Cicoria odczuwał dolegliwości typowe dla porażenia – palący ból policzka, w który został trafiony, i lewej stopy, przez którą piorun wyszedł. Miał problemy z koncentracją i pamięcią. Przeszedł wnikliwe badania mózgu, ale encefalografia i rezonans magnetyczny nie wykazały żadnych zmian. Po dwóch miesiącach doktor wrócił do pracy. Aż nagle poczuł nieodpartą potrzebę grania na pianinie.
Głowa pełna muzyki
Nigdy wcześniej nie zajmował się muzyką. Obsesyjne myśli stały się tak natarczywe, że w końcu Cicoria kupił instrument. Dotknął klawiatury i nie mógł się już od niej oderwać. „Przez trzy miesiące nie byłem w stanie robić nic innego. Miałem głowę pełną muzyki" – wspominał w wywiadzie dla tygodnika „The New Yorker".
Jego przypadkiem zainteresował się Oliver Sacks, wybitny neurolog. Przebadał Cicorię i, jak napisał w książce „Muzykofilia. Opowieści o muzyce i mózgu", pacjent pod wpływem uderzenia pioruna stał się muzycznym geniuszem. Nie tylko grał jak wirtuoz, ale też komponował dzieła muzyki klasycznej: sonaty, symfonie, koncerty fortepianowe. Jednemu z utworów nadał wymowny tytuł „Sonata piorunowa".
dla zalogowanych użytkowników serwisu.