Jest wielu wartościowych mężczyzn i mnóstwo wspaniałych kobiet. A tak niewiele par w takich właśnie konfiguracjach powstaje... Szkoda. Prawdziwe BYCIE z drugim człowiekiem daje tyle radości i inspiracji, że jednak szkoda.
Skąd się ta moda na singielstwo wzięła? Bo że o modzie już można mówić – chyba nie ma wątpliwości, skoro singielka staje się nawet bohaterką serialu telewizyjnego...
Nie chodzi nam tu ani o osobowość narcystyczną, która myśli wyłącznie o sobie, ani o nieudacznika, którego nikt nie chce. Ten "modny singiel", ten "singiel z wyboru", to raczej ktoś, kto po prostu nie chce żyć w związku. Próbował i już wie, że to nie dla niego. Czerpie z życia pełnymi garściami. Potrafi cieszyć się chwilą. Ma mnóstwo przyjaciół. Ale wszelkie życiowe decyzje podejmuje samodzielnie i dobrze mu z tym. Hmm... Ale czy taki typ istnieje?
Czy singiel(ka) naprawdę chce być sam(a)?
Zadeklarowane singielki z wyboru to przeważnie kobiety. Mężczyźni o sobie w takiej sytuacji mówią zwykle, że "chcą się jeszcze wyszumieć". A tylko kobiety deklarują swoją samowystarczalność, niezależność i samotność z wyboru.
Uważam, że taką postawą szkodzą prawdziwym feministkom! Tym, które walczą o prawa kobiet, o równe ich traktowanie (często pomaga im w tym mądry, wspierający mężczyzna u boku), a nie tym, które walczą z mężczyznami i które zupełnie mylnie nazywamy feministkami. Dla mnie to zupełnie różne typy!! (Wciąż przecież samotną, być może zranioną przez faceta kobietę, która chwilowo reaguje agresywnie na płeć przeciwną, nazywamy feministką. Choć to stereotyp. Ba! Nawet lesbijki zaczynamy tak nazywać, co jest już absurdem do granic możliwości...).
reklama
Zaangażowałam się ostatnio we współpracę z prężnymi, młodymi dziewczynami, które organizują kongresy kobiet w całej Polsce. Chodzi im o to, by dostarczyć odpowiedniej wiedzy dziewczynom, które właśnie wchodzą w świat biznesu, założyły swoje firmy albo już od jakiegoś czasu jako bizneswomen działają. A czasami też o to, by dodać sił i odwagi tym, które męczą się w korporacjach i tak bardzo chciałyby być wreszcie na swoim. Ale przecież dom, dzieci, obowiązki... To wszystko hamuje POZORNIE (!). Bo, jak mawia jedna z organizatorek takich kobiecych spotkań, chodzi o to, by obudzić „gen przedsiębiorczości".
Inne kongresy gromadzą z kolei kobiety, których gen przedsiębiorczości jest już obudzony. Wiedzą, czego chcą od życia, mają jasno określone cele. W szpilkach pędzą po sukces. Wykształcone, oczytane, zabierają głos w profesjonalnych dyskusjach, szczycą się biegłą znajomością co najmniej kilku języków, rozwijają się na dziesiątkach kursów i są... coraz młodsze (!). Czasami aż przecieram oczy ze zdumienia. Bo kiedy byłam w wieku tych dziewczyn, nie dorastałam im do pięt, jeśli chodzi o organizację i plan na życie. A i tak w swoim roczniku byłam z tych szybko rozpoczynających życie zawodowe i układających sobie cele w głowie.
Gdzie znaleźć faceta i czy w ogóle się jeszcze da? Patrzę na te młode dziewczyny z dumą i... strachem. Martwię się o nie. A jeszcze bardziej, gdy patrzę na chłopców z ich rocznika. One – garnitury, sztywne białe koszule, lunche biznesowe, oni – nowa gra na „plejaka", piwko z kumplem, rundka dookoła osiedla w aucie sąsiada. Jakby świat w zależności od płci rozwijał się dwutorowo i nierównolegle...
W czasach mojego dojrzewania koledzy z klasy też tak spędzali wolny czas. Ale wtedy to było naturalne. My, dziewczyny, biznesowe lunche też oglądałyśmy tylko w telewizji, w amerykańskich serialach, a nie we własnym życiu. Toteż rozdźwięk między nami a nimi nie był aż tak dotkliwy. Można było znaleźć wspólny język. Zauroczyć się. Zakochać. Skradać pocałunki za szkołą po lekcjach i planować wspólną przyszłość – na zawsze!
Mówiło się kiedyś, że chłopcy są mentalnie o trzy lata młodsi od dziewczyn. A dziś? Trzynaście, jak nic! To gdzie te młode, prężne, wykształcone, oczytane kobiety mają szukać partnerów? Wśród kolegów taty? Toteż szybko (średnio po 4-5 randkach z internetu) orientują się, że nie ma sensu szukać (zwłaszcza że można w tym czasie zrobić jakiś dodatkowy kurs) i deklarują bycie singielką z wyboru.
Czy kobiety w ogóle mają wybór? Co to za wybór? Trudno chyba powiedzieć, że w pełni z własnej woli... Już w 1975 roku Danuta Rinn śpiewała: „Gdzie ci mężczyźni?". Czyli już wtedy był problem?! Ale wtedy żadna nie miałaby jeszcze odwagi nazwać siebie singielką. Mężatki zabiłyby ją śmiechem, była po prostu starą panną.
Co jest lepsze? Mąż, dom, dziecko, pranie, sprzątanie, gotowanie i do końca życia rozmyślanie o niespełnionych planach i marzeniach? A może samorozwój, własna firma, szacunek partnerów biznesowych i... pusty dom, w którym nikt na ciebie nie czeka? Obie wizje koszmarne.
A macierzyństwo? Na zbyt długo wybija cię z rynku, nie możesz więc sobie na nie pozwolić. Jeszcze nie teraz. Ani za rok, ani za dwa. A za trzy powiesz, że zbyt wiele pracy włożyłaś w rozwój tego, co osiągnęłaś, żeby to teraz zmarnować...
Zauważyliście, że tylko takie dwie opcje nam się proponuje? Naprawdę nie ma złotego środka? Zadowolonej, realizującej się kobiety, matki, partnerki wspierającej mężczyznę, który kroczy z nią przez życie, i wspieranej przez niego? Miłość albo rozwój? Macierzyństwo albo kariera? A może jednak nie zawsze coś za coś?
Panowie, a może to wasza wina? Nie możecie odpuszczać. Od zawsze gonicie króliczka. I co teraz? Nagle, kiedy okazuje się, że króliczek zaczyna was przerastać intelektualnie, organizacyjnie, logistycznie i pod każdym innym względem, postanawiacie przestać gonić? Skazując i siebie, i króliczka na wieczną samotność?
A co i kogo wybierają mężczyźni? Czas kupić buty do biegania i do roboty! Wy na tym też skorzystacie. Kobiety są mądre, silne. Może warto czerpać z tej mocy, połączyć siły i razem zrobić coś wyjątkowego. Dlaczego wielu z was woli mieć przy boku plastikowe glonojady, których niewielki mózg koncentruje się tylko na nowej kolekcji kiecek firmy X i najnowszej serii kosmetyków firmy Y. „Misiu, kupisz mi?" – to najczęściej słyszane pytanie. A żeby jakaś książka, jakiś teatr, jakaś myśl... Eeeee... Bez przesady.
W starannie pomalowanych oczach pustka. Nienaganna twarz nieskalana myśleniem. Wybór takiej panny oznacza chyba właśnie singla z wyboru. Nie lepiej wziąć zwierzę ze schroniska? Ono przynajmniej nie odejdzie, jak skończą ci się pieniądze. Brrr... Brutalnie powiedziane, wiem – aż zadrżała mi ręka, kiedy pisałam. Bo kiedy taka to przeczyta – może się obrazić. Spokojnie. Taka nie czyta.
Poznałam wielu wartościowych mężczyzn i wspaniałe babeczki. A tak niewiele par w takich właśnie konfiguracjach powstaje. Te kumate laski są zazwyczaj samotne, a ci wartościowi goście mają zazwyczaj wyżej opisane lalki u boku. A czuję, że gdyby pozamieniać klocki, świat byłby lepszy, mądrzejszy, bardziej kreatywny. A i pojęcie „singiel" czy „singielka" odeszłoby do lamusa... Bo mimo wszystko szkoda. Prawdziwe BYCIE z drugim człowiekiem daje tyle radości i inspiracji, że jednak szkoda.
Anna Matusiak fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.