Mamy jedno życie. Czy ja wiem, co będzie jutro? Staram się każdy dzień spędzić jak najpiękniej – mówi Mariola Bojarska-Ferenc*.
WRÓŻKA: Bycie osobą publiczną ma wiele zalet i odrobinę wad. Jedną z nich jest to, że w Wikipedii można sprawdzić, ile ma pani lat.
Mariola Bojarska-Ferenc: Ach, ta Wikipedia. (śmiech) Nie ukrywam wieku, wręcz przeciwnie – chwalę się, że jestem spełnioną pięćdziesiątką. Kiedyś miałam opory, gdy musiałam podać, ile mam lat. Chciałam pozostać czterdziestką jak najdłużej. Ta piątka mnie raziła i przerażała. Obawiałam się, że czas będzie szybciej leciał, że pod każdym względem będzie gorzej. Podjęłam jednak wyzwanie. W cyklu „Pytanie na śniadanie" w TVP2 i w książce „Klub 50+" zaczęłam mówić głośno o problemach i zaletach tego wieku. I zaczęło mi się to podobać. Pięćdziesiątka ma mądrość życiową, której na pewno nie mają dwudziestki, i wiele innych zalet. Czas upływa i każda z nas będzie musiała przez to przejść.
A nie byłoby miło cofnąć czas?
Po co? Jeśli chodzi o ciało i energię, chciałabym mieć jakieś 35-40 lat, ale mądrość życiową to swoją. Teraz patrzę na wszystko z pewnym dystansem, wiem, kim jestem, co lubię. Jestem pewna siebie i niczego się nie boję. Mówię wprost, co myślę. Pewne rzeczy już nie są w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Jestem bardzo silną osobą i pokazuję kobietom, że po pięćdziesiątce życie się nie kończy. Teraz pięćdziesiątka wygląda jak kiedyś czterdziestka, a nawet lepiej. Mamy energię, wiedzę, możemy pracować na wysokich obrotach, możemy być piękne i kochane. Wszystko zależy od nas.
Czy mimo to nie rodzą się obawy, że nagle pojawi się jakaś dwudziestoparolatka, która będzie się starała zauroczyć pani męża?
Dwudziestoparolatka zajmująca się panem 65-letnim to chyba kobieta z problemem, głównie finansowym. To pytanie z cyklu: czy nie boi się pani, że jutro umrze? Otóż zmartwię panią i inne kobiety: nie boję się. Mam za duże poczucie własnej wartości. Boją się słabi. Jestem z mężem już 28 lat i o to potencjalne zauroczenie dwudziestką mogłam się martwić każdego dnia. Co to za związek, jeśli ludzie się nad tym zastanawiają. Rozchodzą się i młodzi, i starzy. A co będzie, jeżeli pojawi się jakaś dwudziestka? A dlaczego pani nie zapytała: co będzie, jeśli to w moim życiu pojawi się jakiś nowy mężczyzna? Dlaczego to zauroczenie miałoby się zdarzyć mężowi, a nie mnie? Faworyzuje pani mężczyzn. Mam kochającego męża. To rzadkość w tej branży być 28 lat razem i nadal się kochać, szanować. Lubię łamać stereotypy. Jestem szczęśliwa i już. Czy kogoś to martwi?
reklama
Mnie nie. Kiedyś pani przyznała, że flirt jest ekscytujący. Uwielbiam flirt. Powinno się flirtować całe życie. Jeśli mężczyzna powie kobiecie, że ładnie wygląda albo wypije z nią kawę, to nie jest przecież zdrada. To, że jestem mężatką, nie znaczy, że nie mogę rozmawiać ze swoim kumplem, który mnie lubi, pocałuje na powitanie czy przytuli. Nie czekam na żaden romans, ale sprawiają mi przyjemność takie spotkania i oznaki sympatii moich dobrych kolegów. Nie ukrywam tego przed mężem. Często słyszę od niego, że cieszy się, że ma piękną, zgrabną i energiczną żonę. Dzisiaj powiedział mi w łóżku: „Jaką masz piękną skórę. W ogóle się nie zmieniasz". Takie słowa są bardzo przyjemne i to jest flirt małżeński.
Nie denerwują męża faceci, którzy się panią interesują? Oczywiście, że nie, nie mam takich nachalnych sytuacji. Ponadto mój mąż ma dystans do takich bzdur. Z wyjątkiem psychofanów (śmiech). Mam życie poukładane. Wiem, że mężczyzn fajniejszych i bogatszych niż mój mąż są zapewne tysiące, więc można by zmieniać partnerów co miesiąc. Ważne, aby umieć utrzymać związek. Jeśli ktoś nie potrafi znaleźć stabilizacji na dłużej, to znaczy, że ma jakieś problemy ze sobą. A to, że nie zawsze w związku jest idealnie, to normalne: raz jest lepiej, raz gorzej, raz sielanka, innym razem kłótnia. Taka sinusoida jest potrzebna, by nie zakradła się nuda.
Wam też zdarzają się kłótnie? Jak u większości. Słowne potyczki to dowód, że związek jest żywy, że ludzie nie są sobie obojętni, zależy im na sobie. Nigdy jednak nie mieliśmy dni ciszy, problemy rozwiązujemy natychmiast.
Czy w związku z waszym stażem pojawia się rutyna i nuda? Nie ma czasu na rutynę, bo dbamy o temperaturę w związku. Jestem jak Włoszka z wielkim temperamentem, nieprzewidywalna. Codziennie coś wymyślam. Rano pracuję, a wieczór jest dla męża: wyjście do restauracji, wypad do kina, spotkanie z przyjaciółmi czy rozmowa o sztuce. Uwielbiamy muzea, galerie, zwiedzanie pięknych miast i dobrą kuchnię. Ale żadnego wspólnego rozwiązywania krzyżówek!! (śmiech) Zapamiętałam słowa pewnego niemieckiego profesora: jeśli kobieta i mężczyzna siadają przy stole i każde z nich rozwiązuje krzyżówkę, to na pewno seksu w tym związku nie będzie. O związek trzeba się starać, jak o ogród: nie podlejesz, wysycha. Życie pod jednym dachem jak z dobrym kumplem to nie dla mnie, musi się dziać coś interesującego.
Praca, dzieci, dom... I jak tu nie być poukładaną? Dzieci ze mną nie mieszkają, nie mam już takich problemów. Oczywiście pewne rzeczy muszą być przewidywalne, bo jeśli ludzie żyją ze sobą wiele lat, to dopasowują się do siebie. Mój mąż często mówi, że czyta mnie jak mapę, odczytuje z mojej twarzy sukcesy czy problemy. Ale dobrze jest mieć choćby niedużą swoją „szufladkę", której mąż nie zna, aby mógł ciągle coś odkrywać albo byśmy mogły go zaskakiwać.
Kobiety zwykle podkreślają, że najważniejsza jest rodzina. Dla pani podobno praca. Obie rzeczy są bardzo istotne. Rodzina jest dla mnie podstawą, bo jeślibym jej nie miała, nie mogłabym się spełniać zawodowo. I odwrotnie: nie byłabym taką fajną partnerką dla swojego męża, gdybym nie była w pracy spełniona. Chcę być samodzielną kobietą. Nie lubię zależności. W pracy szukam ciągle nowych wyzwań. Mimo dojrzałości wciąż się doszkalam. Od lat dwa razy do roku jeżdżę do USA na największe kongresy fitness na świecie, gdzie bywam jedyną Polką.
W telewizji pojawiła się pani prawie 30 lat temu. Była pani prekursorką fitnessu. Okoliczności się zmieniają, a pani wciąż uczy Polaków, jak dbać o kondycję i zdrowie. Ciągle muszę o siebie walczyć. Teraz szczególnie, co nie napawa optymizmem. Ponad 25 lat w mediach znaczy, że jestem fachowcem, zajmuję się konsekwentnie zdrowiem. Nigdy nie byłam na etacie w żadnej telewizji. Mam firmę producencką od 23 lat i po prostu sprzedaję swoje programy, zbieram na nie pieniądze od sponsorów. Ponadto piszę książki i artykuły do prasy, wydaję płyty DVD z ćwiczeniami, prowadzę wykłady i warsztaty dla firm o wellnessowym stylu życia. Od niedawna jestem twarzą – a właściwie ciałem – urządzenia do ćwiczeń o nazwie SlimBoard, czyli maszyny wibrującej, dzięki której łatwo zrzucić kilogramy i pozbyć się cellulitu. A w tym roku wejdzie na rynek pięć moich autorskich produktów. Na wiosnę absolutny hit – pierwsza w Polsce planszowa gra sportowa „Super Forma" i gra karciana „Super Forma" dla młodych i dojrzałych.
Przygotowałam je, żeby zachęcić całe rodziny do aktywności fizycznej i namówić do wspólnego spędzania czasu. To świetny trening na weekendy czy wakacje. Grając, chudniesz i uczysz się nowych technik ruchu. Ta liczba 5 produktów na 55. urodziny jest nieprzypadkowa. Pomyślałam, że te piątki powinny być szczęśliwe. I że te nowe przedsięwzięcia udowodnią, że nawet po pięćdziesiątce wiele dobrego może się zdarzyć. Trzeba tylko chcieć.
Mówi pani, że ta gra ma nakłonić rodziny do wspólnego spędzania czasu. Pani starszy syn mówił, że w dzieciństwie brakowało mu mamy. Brakowało, jak wielu innym dzieciom. W życiu nie da się wszystkiego idealnie zaplanować i pogodzić. Urodziłam synka, mając 20 lat, i kończyłam pierwszy rok studiów. Mogłam wybrać: albo rzucić naukę i być w domu bez pracy i wykształcenia, albo studiować i jednocześnie wziąć się do pracy, by zapewnić dziecku lepszy byt. Wybrałam to drugie. Było mi bardzo ciężko. Na trzecim roku założyłam z koleżanką pierwsze w kraju studio aerobiku. Po zakończeniu nauki zaczęłam pracę na Uniwersytecie Warszawskim i w telewizji. Orałam na kilku etatach. Moim dzieckiem zajmowała się głównie niania, a ja byłam taką mamą wieczorną, od usypiania syna. Za to inwestowałam w jego edukację, języki obce.
Dzisiaj starszy syn jest szczęśliwy, bo widzi, że ma szczęśliwą i spełnioną mamę, która jest mu w stanie doradzić, także w sferze biznesowej. Synowie są ze mnie dumni i mam z nimi cudowny kontakt. Kocham ich najbardziej na świecie. Starszy ma już rodzinę, dwójkę dzieci: dziewczynkę, która niedawno skończyła rok, i chłopca, który w lipcu skończy 3 lata. Młodszy kończy studia w Mediolanie. Nauczyłam obu synów samodzielności, wpoiłam im, że nic nie ma za darmo. Nie wszyscy młodzi ludzie to rozumieją, od razu chcieliby zostać prezesami firm i zarabiać miliony. Dochodzenie do sukcesu to czasami mnóstwo poświęceń po drodze i ciężka praca.
Kobieta powinna być trochę egoistką, trochę osobą asertywną? Mamy jedno życie. Czy ja wiem, co będzie jutro? Staram się każdy dzień spędzić jak najpiękniej. Teraz, skoro moi synowie już wyszli z domu, to ja w końcu mogę się zająć sobą i mężem. Możemy sobie gdzieś pojechać, zrealizować jakieś wariackie pomysły. Po prostu jesteśmy wolni i tylko dla siebie.
* Mariola Bojarska-Ferenc dziennikarka i trenerka fitness. Autorka cyklu „Klub 50+" w „Pytaniu na śniadanie" w TVP2 i książki pod tym samym tytułem. Twórczyni pierwszej w Polsce gry planszowej i karcianej „Super Forma", dzięki której ćwiczysz i chudniesz. rozmawiała Ewa Smolińska-Borecka
fot. akpa
dla zalogowanych użytkowników serwisu.