Strona 2 z 2
Blake Fielder-Civil imał się różnych zajęć, pracując między innymi przy produkcjach wideo. Poznali się w pubie na Camden – dzielnicy Londynu, w której mieszkała Amy.
Podobno obydwoje trochę popili, pograli w bilard, w końcu wylądowali w jej mieszkaniu. Każde z nich miało kogoś, ale nie zamierzali się tym przejmować.
Przez następne pół roku byli nierozłączni. Blake mówił: „Byliśmy jak bliźnięta. Ja chciałem chyba coś sobie zrobić, ona chyba też". To właśnie on pierwszy raz podał Amy heroinę. Potwierdzał to w wywiadach. Ona zaś mówiła: „Gdy on jest zadowolony, to ja też".
Już wiem, jak smakuje
Już po śmierci wokalistki jej terapeuta stwierdził, że był to związek z pasożytem. Blake uzależniał Amy psychicznie od siebie. Pakował w nią narkotyki, alkohol i był ciągle pod ręką. Zamienił jej życie w wieczną imprezę. Na prywatnych zdjęciach widać mieszkanie artystki pełne ludzi, pustego i pełnego szkła, fajek do palenia cracku.
Kiedy rodzina dziewczyny zorientowała się, że jest źle, próbowała wysłać oboje na odwyk. Ale młodzi wytrzymali parę dni i wrócili do imprezowania. Amy mówiła: „Blake nauczył mnie, że jeśli czegoś nie spróbujesz, nie dowiesz się, jak smakuje". Chciała czerpać z życia pełnymi garściami, koniecznie w jego towarzystwie.
Nadciągała jednak katastrofa. Po pół roku znajomości Blake stwierdził, że chce się rozstać. Wrócił do dawnej dziewczyny, Amy miała się „po złości" przespać z jego najlepszym przyjacielem. Potem opowiadała, że o utraconym kochanku przypominało jej wtedy wszystko, nawet lodówka. Waliła pięściami w ściany domu, aż krew płynęła po rękach. Piła, zasypiała, znów piła i brała narkotyki. Niemal przestała jeść.
reklama
Problemy z jedzeniem nie były zresztą niczym nowym. Jako nastolatka Amy wpadała w odrętwienie, brała antydepresanty. Jej matka wspominała, że wtedy dziewczyna wymyśliła sobie dietę – można zjeść, co się chce, a potem zwymiotować! Alkohol, narkotyki, depresja i bulimia dały mieszankę piorunującą.
Tymczasem ludzie z wytwórni płytowej zaczęli się niecierpliwić. Minęło parę lat od nagrania pierwszego albumu, wypadało stworzyć coś nowego. Spotykali się z Mitchem, ojcem Amy, w cichej nadziei, że namówi ją na terapię odwykową. Ale ten ponoć stwierdził, że córka odwyku nie potrzebuje.
Kiedy Amy zaczęła pracę nad nową płytą w nowojorskim studiu, w pewnym momencie głośno stwierdziła: „Chcieli mnie wsadzić na odwyk, ale powiedziałam: nie, nie, nie!". To było pierwsze zdanie nowej piosenki „Rehab", która przyniosła jej światową sławę.
Tatuś powiedział, że nie muszę... O pisaniu piosenek mówiła, że trzeba przy tym przede wszystkim pamiętać o emocjach. „O tym, jaka była pogoda, jak pachniała jego szyja" – dodawała. Płyta „Back to Black" to w dużej mierze zapis jej życia osobistego, od utraty Blake'a do problemów z narkotykami.
„Jeśli tatuś mówi, że nie muszę, nie pójdę na odwyk" – śpiewała. Wiele osób potraktowało to zdanie dosłownie. Mitch bronił się, zapewniając, że zawsze robił wszystko, by pomóc córce. Matka dodawała, że Amy to uparciuch i trudno ją było do czegokolwiek przekonać.
Wokalistka pozostawała pod dużym wpływem ojca, który gdzieś z cienia zawsze pilnował jej kariery. Na ramieniu miała tatuaż: „daddy's girl" (córeczka tatusia), chociaż Mitch jako rodzic nie za bardzo się sprawdził. Gdy jego dzieci miały po kilka lat, związał się ze swoją współpracowniczką. Ale wyprowadził się od rodziny dopiero po 9 latach. Tabloidy pisały, że Amy mówiła o tej drugiej kobiecie per „żona taty z pracy".
Kiedy płyta „Back to Black" stała się bestsellerem, na horyzoncie ponownie pojawił się Blake, a z nim imprezowanie i narkotyki. Podczas tournée po Stanach, w Miami, para wzięła ślub. Na domowym filmie głos z offu pyta Blake'a: „Co dziś się wydarzyło?". Ten śmieje się i odpowiada: „Jakiś palant udzielił nam ślubu".
Życie pary nie było idyllą. Gazety donosiły o kłótniach i awanturach w hotelach. Londyńskie mieszkanie Amy coraz bardziej przypominało narkomańską spelunę. Sterczący pod domem paparazzi uwieczniali ją wracającą z jakiejś meliny w środku nocy. Potarganą, bosą, półprzytomną.
Kiedy piosenkarka trafiła na detoks, lekarz ostrzegał, że jeszcze jeden taki wybryk i jej organizm nie wytrzyma. Rodzina i współpracownicy umieścili ją w prywatnej klinice odwykowej. Odwiedził ją Blake z porcją heroiny w prezencie. Któregoś wieczoru do mieszkania Amy weszła policja i aresztowała Blake'a. Za próbę przekupienia człowieka, który oskarżył go o pobicie, trafił na prawie rok do więzienia.
Płyta o gotowaniu heroiny W sławnej powieści Oscara Wilde'a piękny Dorian Gray zamawia sobie portret. Obraz brzydnie, gdy bohater zrobi coś paskudnego. Podobnie było z Amy, choć ona akurat krzywdziła nie innych, ale siebie. Jej zdjęcia pojawiały się w tabloidach i Internecie, z rozmazanym makijażem i poczochranymi włosami.
Do bulwarowego „The Sun" trafił film, na którym wciąga nosem jakąś substancję. Plotkarskie serwisy roztrząsały problem pryszczy na jej twarzy. Że popsuta cera to efekt palenia cracku. I tak powoli ulubienica mediów stawała się pośmiewiskiem. Przyjmujący ją wcześniej z honorami amerykański komik Jay Leno teraz żartował, że jej nowa płyta będzie o „gotowaniu", o gotowaniu heroiny.
Gdy Blake siedział w więzieniu, Amy przyjeżdżała na wizyty, pozdrawiała go podczas koncertów. Blake kłamał, że próbował się zabić, wyłudzał zdjęcia z autografem i sprzedawał współwięźniom za narkotyki. Toksyczny związek z Blakiem rozpadł się w końcu w 2009 roku. Uczciwie trzeba przyznać, że podczas rozwodu nie zażądał od niej żadnych pieniędzy.
Amy nie potrafiła sobie jednak ułożyć życia. Brakowało jej inspiracji do stworzenia wyczekiwanego albumu. Problemy z narkotykami trwały. Gdy wyjechała na pół roku na wyspę Saint Lucia, by odpocząć, zjawił się ojciec z ekipą telewizyjną, z którą umówił się na kręcenie filmu dokumentalnego o córce. Ciężko jej było mu to wybaczyć.
Wróciła do Londynu, gdzie życie toczyło się utartym torem. Amy twierdziła, że w końcu przestała brać narkotyki. Wszyscy wkoło wiedzieli, że zastępuje je alkoholem w coraz większych dawkach.
23 lipca 2011 roku ochroniarz piosenkarki znalazł ją martwą w domu, na kanapie. Przyczyną śmierci było zatrucie alkoholem. Amy miała we krwi ponad 4 promile.
Opowiadający jej historię film dokumentalny „Amy" Asifa Kapadii (2015) zdobył Oscara.
Staszek Gieżyńskifot.: east news, forum, getty images, shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.