Pojawia się obok w chwili naszych narodzin. I pozostaje z nami na zawsze, by wspierać w każdej potrzebie. Wystarczy go uważnie słuchać.
Po raz pierwszy usłyszałem go kilka lat temu – wspomina ojciec Wiesław Krupiński, jezuita ze Starego Sącza. – Odezwał się w czasie rekolekcji ignacjańskich, które uczą spotkania z Bogiem. W ich trakcie obowiązuje 30 dni całkowitego milczenia i wyciszenia. Może właśnie dlatego dopiero wtedy usłyszałem tak wyraźnie głos Anioła Stróża. Był rozpoznawalny. Nigdy nie miałem wątpliwości, że to on.
Od tego szczególnego momentu kontakty ojca Wiesława z Aniołem Stróżem bardzo się zacieśniły.
– Każdego dnia ucinamy sobie pogawędkę – twierdzi. – Jest przy mnie zawsze. A jeśli trzeba, potrafi być uparty, nawet natarczywy. Kiedyś postanowiłem nie iść na umówione spotkanie. Czytałem akurat tak ciekawą książkę, że nie mogłem się od niej oderwać. Nagle w głowie słyszę głos: „Obiecałeś! Idź! Musisz!". Nie było mowy o jakimkolwiek skupieniu. Poszedłem. I okazało się, że ludzie, z którymi byłem umówiony, potrzebowali mojej pomocy. Takie przypadki zdarzały się często.
Oko w oko z zaświatami
– Zawsze fascynowało mnie życie i posługa ojca Pio – mówi ojciec Wiesław. – Wyniesiony na ołtarze przez Jana Pawła II kapucyn każdego dnia obcował ze swoim aniołem. Był również gorącym orędownikiem bożych pomocników. I ja przekonałem się, że nie tylko świętym dane jest spotkanie „oko w oko" ze swoim nieziemskim ochroniarzem. Znajomy zakonnik zobaczył swego Anioła Stróża w jednym z krakowskich kościołów. Po skończonej mszy natknął się na świetlistą postać emanującą spokojem. Zjawisko trwało tylko moment, wystarczy jednak, by je zapamiętać do końca życia – zapewnia jezuita.
Długie są listy osób, w życiu których anielska ingerencja była ewidentna. Ojciec Wiesław z czasem zaczął gromadzić te historie. A nie brakuje wśród nich tych najbardziej osobliwych.
– Lata temu, kiedy sklepy świeciły pustkami, znajoma z Wrocławia ustawiła się w dość sporej kolejce po mięso. W najlepszym razie miała przed sobą kilka godzin do odstania. Nagle usłyszała stanowczy, jak komenda głos: „Tutaj nie ma dla ciebie mięsa. Idź do innego sklepu". Bez wahania posłuchała dziwnego nakazu płynącego z głębi głowy. Dzięki temu nie wróciła do domu z pustymi siatkami.
Bardziej oporny okazał się jednak poznański kierowca, którego relacje również znajdziemy w zapiskach ojca Wiesława.
– Zaparkowałem samochód nieopodal placu budowy. Naraz usłyszałem stanowczy nakaz: „Wyjdź z samochodu". Powtarzał się parę razy. Byłem taki zmęczony i nawet nie zastanawiałem się, co to może oznaczać. Zdążyłem wyciągnąć termos z kawą, kiedy tuż obok rozległ się potężny huk. Wyskoczyłem z auta. Bezpośrednio nad nim wisiał pusty hak dźwigu. Roztrzaskana betonowa płyta leżała kilka metrów za samochodem. Jakaś potężna siła przesunęła ciężar, chroniąc mnie od pewnej śmierci – opisuje uratowany przez Anioła Stróża poznaniak. Bo o tym, że to był jego Anioł Stróż, jest przekonany.
Emilia, mieszkanka z okolic Zwardonia (koło Żywca), zawarła ze swoim osobliwym opiekunem umowę. Miała oberwać po głowie w momencie, gdy zechce zrobić jakieś głupstwo. No i obrywała. Ostatni raz, kiedy chciała wstać z łóżka, choć lekarz ze względu na chory kręgosłup zakazał jej chodzenia nawet po mieszkaniu. Zemdlała, gdy tylko usiadła na łóżku.
Na wieki wieków stróż
Nasz anielski opiekun uaktywnia się na różne sposoby – zapewnia ojciec Wiesław Krupiński. – Jego możliwości są nieograniczone. I nie da się ich mierzyć ludzkim umysłem. Jest ciągle obecny i zawsze niezawodny. Będzie nas ratował, chronił. Jego rolą nie jest jednak spełnianie naszych zachcianek. Działa zawsze zgodnie z wolą Boga. A w swoim życiu mamy sporo lekcji do przerobienia.
W chwilach niezbyt dla nas szczęśliwych stróżujący przyjaciel wspomoże zastrzykiem dobrej energii. Pojawia się w chwili narodzin i pozostaje na wieki wieków. Ważne, by chcieć go usłyszeć.
Grażyna Woźniak
fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.