Kocia kawiarnia - co to jest?

 

Kawiarniana z kotami - jak to działa?

Kocia kawiarnia– Nie wiem, czy zadziałała szafa, czy bardziej magia ludzkich serc. Może i jedno, i drugie. Udało nam się to pospolite ruszenie dla miejsca, w którym kotom przynależny jest szacunek i miłość. Jakby na złość tym, którzy mają je za nic, potrafią wyrzucić z domu czy nawet zakatować – mówi właścicielka Kociarni. Stąd także pomysł na założenie fundacji Kocia Akademia, pod auspicjami której działa dziś kawiarnia.

Szybko dołączyli do niej wolontariusze. Dbają wraz z Ewą Jemioło o bezpieczeństwo i dobrostan rezydentów tego miejsca, razem z nią karmią ich, myją i czeszą, jak trzeba – podają leki, wożą do weterynarza. Dbają, by na linii kot–klient nie dochodziło do zgrzytów, by zwierzaków nie straszyć, nie nosić, nie uganiać się za nimi po dwóch dostępnych dla gości salach, co zdarza się czasem dzieciom. A co na to wszystko szanowni rezydenci? Przeważnie niczym się nie przejmują, choć „głasków” raczej nie odmawiają. Bo naprawdę darzą sympatią ludzi, nawet jeśli czasem spoglądają na nich z wyższością – wylicza Katarzyna Mejbaum, koordynatorka wolontariuszy. Dość powiedzieć, że Taunus, Cooper, Szczęściara, „czarna mafia” i reszta zasypiają w Kociarni brzuchami do góry.

– Czują się bezpieczne, bo są uwielbiane i rozpieszczane. Robią, co chcą, śpią, mruczą, skaczą, rozrabiają, łaszą się, zawsze rozsyłając przy tym dobre fluidy, ładują nas energią. Tak wielką, że czasem nie chce się nam stąd wychodzić – śmieje się koordynatorka. Przyznaje, że do niedawna była przede wszystkim miłośniczką psów. Dziś za koty dałaby się pokroić. Podobnie jak reszta załogi, jak większość klientów, którzy tłumnie, dzień w dzień, przybywają do kociej kawiarni, czasem tak tłumnie, że trzeba wcześniej rezerwować stolik. Po to, by choćby usiąść obok kota, by na niego popatrzeć. Po to właśnie przyjeżdżają dziś do Krakowa ludzie z całej Polski. Dla kotów z Krowoderskiej.

– Przybył nawet do nas niedawno pewien zakochany w mruczkach Polonus z Chicago – zauważa Katarzyna Mejbaum. Inny pan, z Warszawy, podał przez swojego ojca zdjęcie ukochanego, nieżyjącego już kocura. Poprosił, by je zawiesić w Kociarni wśród zdjęć i rysunków innych kociaków. Bywa też w kawiarni Franciszek Klimek, krakowski poeta, od lat sławiący te zwierzęta. Przychodzi dziewczynka recytująca wiersze Klimka. Na przykład o tym, jak wygląda Koci Raj. A wygląda dość zwyczajnie, są w nim po prostu ludzie, którzy tych zwierząt nie krzywdzą.

– Pojawiają się u nas także goście zatroskani, co począć z sąsiadem, który znęca się nad kotem. Albo z wiadomością, że pod mostem znaleźli jakieś wychudzone maleństwo, chcą mu pomóc, nie wiedzą jak – opowiada Ewa Jemioło. Pytają, czy mogą je przynieść do kawiarni? To jednak nie takie proste, bo Kociarnia ma swoje reguły. Stali rezydenci tworzą w niej zgodne stado, każdy musiał przejść kwarantannę, przez kilka tygodni był pod obserwacją zaprzyjaźnionych z fundacją weterynarzy.

Koty do adopcji

– Nie wszystkie koty ze swojej natury są „kawiarniane” – zastrzega prezeska Kociarni. Są takie, które nie lubią ludzi, albo… innych kotów. Albo są zbyt nieśmiałe, by sobie poradzić w gromadzie. Taki właśnie jest Gucio, cudowny, ciepły, zbyt jednak delikatny. Wyjściem dla niego jest szybka, choć przemyślana, adopcja. Pozostali rezydenci poczekają na adopcję dłużej, kawiarnia planuje akcję oddawania kotów ludziom na jesieni.

– Chcemy je oddać w dobre ręce w jednym terminie, bo przekazanie do adopcji tylko niektórych może pozostałe zestresować – tłumaczy Ewa Jemioło. Kto ma szansę zostać opiekunem Taunusa, Coopera oraz „czarnej mafii”? Ten, kto je regularnie odwiedzał, czule je miział za uchem, kto zapewni im przyjazny dom. Ale i tak ostatnie słowo będzie należało do kotów. Bo w Kociarni to one wybierają człowieka. Co potem? W kawiarni pojawi się kolejne stadko. Zamysł jest taki, by mieszkało w niej za każdym razem kilkunastu rezydentów.

– Zresztą, jeszcze nie wiem, jak będzie – wzdycha Ewa Jemioło. Przyjąć koty było łatwo, oddać jest już trudniej. Choćby Szczęściara – całkiem skradła jej serce. Owszem, ma już w domu pięć kotów… – Mąż powiedział mi ostatnio, że jak będzie siedem, świat się nie zawali – zauważa, znikając za drzwiami szafy, gdzie dzieją się rzeczy dziwne. Gdzie rządzą koty, nie ludzie. I wszyscy są z tego powodu zadowoleni.

Tekst: Sonia Jelska
Foto: magdalenakras.com, shutterstock

reklama
Źródło: Wróżka nr 9/2015
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka