Czy niepłodność to zawsze choroba? Czasem może to być blokada na dziecko. Wywołana stresem smutkiem, bezradnością, złością. Zdjąć ją pomaga psychodrama: "By jabłoń zakwitła".
Ewa i jej mąż starają się o dziecko od ośmiu lat. – Każdy kolejny miesiąc, dzień, czasem godzina to udręka. Niekiedy marzę tylko, by zasnąć i więcej się nie obudzić – przyznaje. Ma 37 lat, jest wysoko postawioną urzędniczką w Krakowie. Jej mąż, zapalony taternik, prowadzi firmę budowlaną. Mają domek z ogródkiem na przedmieściach Krakowa, dwa psy. Ewa mocno angażuje się w pomoc dla bezdomnych czworonogów. Do azylu, jako wolontariuszka, jeździ co niedzielę. W tym czasie jej mąż ucieka w góry. – Znaleźliśmy sobie miłości zastępcze – tłumaczy smutno.
Ewę poznaję na jednym z internetowych forów, poświęconych niepłodności. Czytam, że już co piąta para w Polsce ma problemy z urodzeniem dziecka. Że o niepłodności można mówić już po roku bezowocnego współżycia (jeśli para kocha się ze sobą średnio trzy razy w tygodniu). Że może mieć ona różne powody. Co ciekawe, w równym stopniu (40 proc.) ma przyczynę w problemach kobiety, co mężczyzny.
20 proc. osób, które latami starają się o dziecko, to ludzie zdrowi. Ciąża jednak, z nieznanych powodów, nie pojawia się. W ubiegłym roku amerykańscy badacze wykryli ścisły związek między płodnością (a właściwie jej brakiem) a poziomem stresu i negatywnych emocji u kobiety. Ich wnioski były jednoznaczne: dziecko najpierw rodzi się w głowie.
Ewa jakiś czas temu przestała rozmawiać z rodzicami. Nie wytrzymała podczas Wigilii, gdy jej matka zmartwionym głosem oznajmiła, że „to już kolejne takie smutne święta, chyba nigdy nie doczeka się wnuków”. Ojciec Ewy zaśmiał się wtedy jakoś tak głucho. Za to kuzyn zarechotał, w końcu rzucił, że jak coś, to on, ojciec dorodnych bliźniąt, może wziąć męża Ewy na nauki. Trzasnęła drzwiami, wyszła. Zrobiła sobie spacer nad Wisłę. Na moście znowu miała okropne myśli, chciała przestać istnieć. Nie miała odwagi rzucić się w wodę, tak jak nie ma odwagi powiedzieć bliskim prawdy. Czasami ma poczucie, że sama przed sobą ją ukrywa. – Boję się, że jeśli wypowiem na głos, że nie mogę mieć dzieci, zupełnie stracę nadzieję –przyznaje.
– To, co nienazwane i nieoswojone często najbardziej przeszkadza nam w otwarciu się na zmianę – zauważa Ariadna Romejko-Borowiec, psychoterapeutka, która wraz z Paulą Hanuszkiewicz (także psychoterapeutką) prowadzi w Krakowie warsztaty, oparte na psychodramie, według Moreno. Trwają zazwyczaj dwa lub trzy dni, bierze udział od 10 do 15 osób. Podczas psychodramy uczestnicy wcielają się na scenie w różne role, przywołują osoby (nawet zmarłe), emocje, zjawiska, które są dla nich ważne, które mają wpływ na ich życie. Po to, by je najpierw wyraźnie rozpoznać.
Alina ma 38 lat i własną firmę odzieżową w Warszawie. Spotykam ją też na forum dla bezdzietnych. Z Ewą wiele ją łączy. Na przykład to, że są świetnie wykształcone i nie mają problemów finansowych. Łączy je również to, że żyją w poczuciu totalnej pustki. I bezsilności. W ostatnich latach przeszły przez dziesiątki gabinetów lekarskich, mają za sobą długie miesiące bezowocnej terapii, kilka nieudanych prób in vitro. Przeżyły także poronienia. – Po ostatnim wyłam jak dzikie zwierzę – opowiada Alina. To było tuż po tym, jak jej pięć lat młodsza siostra urodziła drugie dziecko. Alina nie poszła do szpitala, nie przytuliła siostry, nie byłaby w stanie. Tak jak nie byłaby w stanie spojrzeć na maleństwo. Nawet obce dzieci na ulicy budzą w niej gniew i poczucie niesprawiedliwości. Na ich widok odwraca głowę, potem w domu łka w poduszkę. Mąż? Zawsze w myślach nazywała go kotem, bo chodził swoimi drogami, był milczkiem. Ale ostatnio potrafi nie odezwać się w domu ani słowem przez tydzień. Po pracy włącza telewizor ido późnej nocy tępo w niego patrzy. A kiedyś patrzył w Alinę jak w obrazek. I często wtulał się w nią, jak to kot.
Alina ostatnio zerwała kontakt z przyjaciółką, młodą matką. Zbyt bolało ją to ciągłe paplanie o pierwszym ząbku, pierwszym „mama”… To samo czytała na profilach dzieciatych znajomych, na Facebooku. Przestała udzielać się w sieci. Także towarzysko. Dość ma tych niby serdecznych docinków: „Alino, dziwię ci się, że jeszcze nie planujesz ciąży”. I jeszcze, że „przecież kariera to nie wszystko”.
Doskonale to wie. Gdyby od tego zależało jej szczęście, rzuciłaby firmę w diabły, oddałaby diabłu nawet duszę. Gdyby tylko mogła zobaczyć dwie kreski na ciążowym teście. Gdyby… Tymczasem wpada w coraz większy obłęd...
– Problemy związane z zajściem w ciążę bywają dużo bardziej złożone, niż się wydaje, często sięgają do zadawnionych traum, trudnych wspomnień i doświadczeń, czasem wypartych z pamięci – zauważa Paula Hanuszkiewicz.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.