Pierwsza miłość z wiatrem gna, z niepokoju drży, druga miłość życie zna i z tej pierwszej drwi, a ta trzecia jak tchórz, w drzwiach przekręca klucz i walizkę ma spakowaną już...
Boże! W kim to ja się nie kochałam! W księdzu katechecie, nauczycielu historii, George'u Harrisonie, koledze z klasy, druhu z obozu, w młodym poecie, początkującym aktorze dramatycznym, asystencie profesora, w profesorze, w chłopaku przyjaciółki, kolegach z pracy, w szefie, w znanym malarzu, w mężu sąsiadki, pilocie wycieczki, znajomym z plaży, kolesiu z kursokonferencji... Kochałam się nawet w żeglarzu, który mnie omal nie utopił, bo uwierzył, że znam się na jachtach, a nie podejrzewał, że łżę jak z nut, by być z nim sam na sam, na środku jeziora...
Kilka z tych „miłości" ciałem się stało, ale tak naprawdę, jak w tej piosence Okudżawy, liczyły się tylko dwie czy trzy. Wszystkie zaczęły się w wakacje, w czasach, kiedy mój biust nie dopraszał się jeszcze o biustonosz, nie było mejli ani SMS-ów, ale byłam po tamtej stronie młodości, po której nie ma rzeczy niemożliwych...
Od tamtej pory zdołałam się przeczołgać przez różne życiowe rozczarowania i dramaty, i całkowicie straciłam zainteresowanie miłościami drobnego kalibru, których można uniknąć za pomocą szczypty rozumu i kropelki zdrowego rozsądku. Za mną te wszystkie niepewności, odrzucenia, pogaduchy z kumpelami kończące się radami, żeby: rzucić tego drania, dać łobuzowi popalić, wyluzować, bo małżeństwo to cholernie trudna sprawa – nawet wtedy, gdy wszystko w porządku.
Inna rzecz, że kobiety last minute są jak striptizerki na emeryturze... Faceci wolą im zapłacić za to, żeby ich nie oglądać. Ale dziewczyny, tak z ręką na sercu, czy chciałybyście oglądać męskiego striptizera po pięćdziesiątce??? Brrr. A muszę wam powiedzieć, że mężczyznom w naszym wieku dokuczają głębsze zmarszczki niż te nasze, pomiędzy brwiami...
reklama
Niedawno przypadkiem wpadłam na mojego eks. Narzekał na spadek hmm... energii, mniej włosów na głowie, sztywne kolana, jaskrę, przyrost wagi, depresję, kłopoty z sercem i żołądkiem. Ma już 16 doktorów, ale czuje się coraz gorzej... Ostatnio przebadano mu gruntownie serce, żołądek i tarczycę – i, niestety, nic nie wykryto... Jęczał, rozglądając się po przychodni i wciągając brzuch na widok damskiego personelu. Jak go znam, kombinuje, jakby tu zwabić jakąś chętną lekareczkę do domu, na stałe... Bo zdaje się, że znowu się rozwiódł. Ha! Czy ramolenie da się uleczyć, oto jest pytanie...
I po tym spotkaniu ze starym, obleśnym, rozpadającym się dziadem, w nocy mam diabelnie erotyczny sen. W nim tenże eks, tyle że taki jak ćwierć wieku temu: niezwykle seksowny, smukły, elegancki w każdym detalu – i nago, i w ubraniu, z tą pewnością siebie, która mówi, że jest w nim to coś, czego mnie brak. Jak w „Dniu świstaka" przeżywam po raz kolejny te same uniesienia, co kiedyś, które tuż przed spełnieniem przerywa przebudzenie...
Aż się roześmiałam, myśląc, jakie to zabawne i niesprawiedliwe, że niespełnione miłości tkwią w nas mocniej niż te, które skończyły się szczęśliwie. Patrzyłam potem z rozczuleniem na męża, który ganiał po sypialni z rozwianą resztką włosów, w krótkich gatkach, nie przejmując się oponką w pasie. Jakie ja mam szczęście, że mi się wtedy nie udało – pomyślałam. I darowałam mu w końcu jego dwugodzinną rozmowę z byłą narzeczoną, która ma właśnie kryzys i potrzebuje wsparcia. Cóż szkodzi powspominać sobie, że byliśmy piękni, młodzi, szczupli i nierozważni...
W naszym wieku ludzie są już podobierani w pary, a jeżeli nie, to istnieje jakiś poważny powód, dla którego w parze nie są. Dość niechętnie odkrywamy, że życie nie jest tak różowe, jak się nam wydawało, gdy ta pierwsza miłość, co z wiatrem gna, nas dopadała... Że trzeba nieustannie negocjować z inną, równie bezbronną i niedoskonałą istotą ludzką zasady bliskości, a nie pakować z byle powodu walizki. Dopiero po naszej stronie młodości zaczynamy to rozumieć, a lato jest najlepsze na miłość. Pamiętajcie...
Teresa Jaskierny fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.