Strona 1 z 2
Nie mogli żyć bez siebie. Był jej pierwszym i jedynym mężczyzną. Nie wyobrażała sobie, by mogła dzielić życie z kimś innym. I od początku chcieli mieć dziecko.
Najboleśniejsza reklama w telewizji: jest małe dziecko i idzie w kierunku białego psa. Ariadna natychmiast wyłączała wtedy telewizor i zaciskała palce, aż bielały. Któregoś razu matka męża przyniosła lalkę niemowlaka. Była z jakiegoś sztucznego tworzywa, miękka, ciepła i do złudzenia przypominała dziecko. Ariadna pogłaskała ją. Lalkę można było kąpać, miała oczy, które mrugały, ruchome rączki i nóżki.
Siedem lat temu postanowili z mężem, że Ariadna pojedzie do Egiptu, pozna przystojnego Anglika i może wyjdzie z tego ciąża. Mężowi powiedziano, że ma tak słabe plemniki, że o dziecku może zapomnieć. Ale z wyjazdu do Egiptu nic nie wyszło.
W rodzinie Ariadny dzieci rodziły się pęczkami. Niemożliwe, żeby tylko jej przypadł w udziale obcy gen, który uniemożliwiał macierzyństwo. Badania zresztą potwierdziły, że jest z nią wszystko w porządku i mogłaby urodzić dziecko. Ale się nie udawało. Mieli już oboje po 38 lat.
Rafał zachłystywał się pracą. Był dyrektorem od spraw produkcji w poważnej firmie. Mieszkali w 5-pokojowym mieszkaniu, które dostali od matki Rafała. Starsza pani sprzedała działkę i kupiła mniejsze w kamienicy, która przed wojną należała do rodziny. Co tydzień przychodziła sprawdzać, czy jest czysto i czy są zamykane drzwiczki do starych kredensów, bo jeśli nie, to się wypaczą. I zawsze pytała Ariadnę o ciążę. Może tym razem...
reklama
Lalka niemowlę leżała w łazience. „Dlaczego tam, bez słońca, a nie w sypialni?" – pytała teściowa. „I dlaczego ciągle w tym samym ubranku? I nie ma imienia. A przecież wygląda jak żywe dziecko. Można by ją nazwać Lodzia. Leokadia. Po babce Rafała". Zostawiała zwitek pieniędzy na stoliku i wychodziła, ciężko dysząc. Pieniądze miała za coś, co właśnie sprzedała. Pierścionek, stary szkic. Mówiła, że to na badania dla Ariadny. Bo musi być jakiś powód, że ona nie zachodzi w ciążę.
Ariadna powiedziała kiedyś, że to jej mąż ma słabe plemniki. – Nie waż się tak mówić – krzyknęła teściowa. – To zdrowy mężczyzna. W naszej rodzinie nikt nie miał słabych plemników.
Zaczęła płakać. Wzięła na ręce baby Lodzię, wyniosła do salonu i posadziła w fotelu. Niech przynajmniej biedne dziecko popatrzy sobie na telewizję. – Jeśli nie urodzisz dziecka – mówiła Ariadnie – wszystko, co mam, przepiszę dla obrońców życia poczętego.
A zostały jeszcze dwie działki budowlane, duży kawał lasu, biżuteria i kilka obrazów. Pracowało na to wszystko kilka pokoleń aptekarzy, nie strawił ogień, nie ukradli Niemcy ani Rosjanie. A teraz jeszcze można odzyskać przedwojenną kamienicę. Podjęli decyzję zapłodnienia in vitro.
Teściowa nie mogła się o tym dowiedzieć. Dziecko z probówki nie wchodziło w rachubę. Musiało mieć rodzinną krew. Dziecko obcej krwi nie zostałoby aptekarzem. Rafał się wyłamał, bo poszedł na politechnikę. Matka uznała to za zdradę. Wnuk musi to naprawić. Zostać farmaceutą i urządzić mieszkanie gdańskimi meblami, które były w rodzinie od niepamiętnych czasów. Próbowali kilka razy. Ale jajeczko z cudzymi zdrowymi plemnikami nie chciało się zadomowić w macicy. Ariadna kupiła różowe śpioszki z cienkiej bawełny i nałożyła je baby Lodzi, żeby się teściowa nie czepiała. W niedzielę starsza pani wyciągnęła z torebki grzechotkę: – Niech przynajmniej ma jedną zabawkę, biedne dziecko.
W nocy Rafał parę godzin przesiedział przy komputerze. Obudził nad ranem Ariadnę. Jest. Młoda dziewczyna, szuka rodziców dla dziecka, którego nie chce wychowywać. Już odpowiedział na jej ogłoszenie. Że są jeszcze względnie młodzi. Niezależni finansowo. Bardzo pragną dziecka. Przyjmą maleństwo z radością.
– A jeśli dziadek tej dziewczyny jest na przykład schizofrenikiem, a ona sama ma HIV-a? – zapytała Ariadna. – Każda rodzina ma swojego trolla – powiedział Rafał. – Miałem podobno ciotkę melancholiczkę, jak wtedy mówiono. A mój rodzony dziadek całymi dniami tylko robił kremy, od których kobiety dostawały alabastrowej cery. Nic oprócz tych kremów go nie obchodziło. Inna rzecz, że w ten sposób pomnożył majątek.
Dziewczyna odpisała na anons Rafała. Pracuje w markecie jako kasjerka. Chodzi do szkoły pomaturalnej, gdzie uczy się zawodu opiekunki starszych ludzi. I kuje angielski. Jej narzeczony jest ochroniarzem w dyskotece. I robi kurs na baristę. Jak tylko skończą, wyjeżdżają do Anglii. W Polsce nigdy nie będą mieli perspektyw. To dziecko to wpadka. Niweczy plany, a znajomi już przetarli dla nich szlaki w Anglii. Ona chce urodzić i wychować swoje dziecko, ale nie teraz i nie tu. Ile, zapytał konkretnie Rafał, kiedy się spotkali w kawiarni. A ona, że dziecka nie sprzedaje. Rafał mógłby tylko uregulować zaległy czynsz za mieszkanie, żeby miała spokój do porodu. Zgodził się. Będzie tak, że ona wskaże jego i Ariadnę jako swoich krewnych, którym powierza dziecko do adopcji. Sąd rodzinny, który będzie prowadził sprawę adopcji, musi uznać jej decyzję. Takie są przepisy.
Powiedział matce, że Ariadna jest w ciąży. Czwarty miesiąc. Zaniemówiła z wrażenia. Siedziała w fotelu i łzy ciekły jej po policzkach. Wyciągnęła z torebki becik. Właściwie to już nie ma znaczenia, ale przyniosła go dla baby Lodzi, bo jest chłodno. Niedługo będzie przynosiła prezenty dla wnuczki: – Niech przynajmniej na drugie imię nazywa się Leokadia. – Oczywiście – zgodziła się Ariadna. – Będzie jak mama chce.
Matka ich dziecka była niewysoka, miała duże zielone oczy i spiczasty nos. Pokazała zrobione niedawno badanie usg. Dziewczynka ma rączki, nóżki, mózg. Jest zdrowa. Rafał spytał, czy w jej rodzinie były jakieś choroby. Nie, nie było. Pochodzą oboje ze wsi. Ona i narzeczony. Jeśli Rafał i Ariadna chcą, mogą pojechać do jej matki na wsi. Jest emerytką. Ledwie wiąże koniec z końcem. Całe życie ona i jej mąż pracowali w lesie. Więc jeśli Rafał mógłby wspomóc matkę, byłaby bardzo szczęśliwa. Dobrze, zgodził się Rafał, ale chcieliby sami zobaczyć na usg ich dziecko. Dziewczyna zgodziła się. Na ekranie aparatu zobaczyli małą. Śmiesznie drgała i ssała palec.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.